Cukrownie na pełnych obrotach - rozmowa z Jackiem Pietrowiakiem
Z JACKIEM PIETROWIAKIEM, dyrektorem cukrowni w Gostyniu należącej do spółki Pfeifer&Langen Polska S.A. rozmawia Dorota Jańczak
Przerób buraków w cukrowniach zaczął się bardzo wcześnie, bo już na samym początku września. Skąd ten pośpiech?
Plony są zdecydowanie wyższe niż w poprzednich latach i groziło nam głębokie wejście z kampanią w styczeń, a nawet początek lutego. W Gostyniu zaczęliśmy 3 września. A planowany koniec jest na 14 stycznia. Nikt natomiast nie wie, jaka będzie zima. Nam sam mróz nie przeszkadza, w przeciwieństwie do opadów śniegu. Wiadomo, że na polach leżą kopce i przy niekorzystnych warunkach pogodowych samochody mają kłopot z dojechaniem.
A jaka była polaryzacja na początku września?
Pierwsze buraki, które przyjechały, miały przyzwoitą polaryzację na poziomie ponad 17%. Byłem pozytywnie zaskoczony. Co prawda po deszczach polaryzacja była niższa i wynosiła 16%. W tym roku było dużo słońca. Warunki były idealne, dlatego 1 września mogliśmy rozpalić piec wapienny i od 2 września zaczęliśmy wstępny skup, a 3 września przerób buraków.
Ile w tym roku planujecie przerobić buraków?
Mamy do przerobu 667 tys. ton buraków, z czego planujemy uzyskać 106 tys. ton cukru. Areał zasiewu to około 10.500 hektarów. Mamy około 1.800 dostawców z powiatu gostyńskiego, kościańskiego, śremskiego, krotoszyńskiego, jarocińskiego i częściowo leszczyńskiego. Gostyń jest w tej dobrej sytuacji, że tak naprawdę mamy dość blisko plantacje buraków.
Jest to dogodna sytuacja, jeśli chodzi o transport.
Dzięki małym odległościom spadają koszty transportu. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, iż przede wszystkim wozi się dużo wody. Zawartość substancji suchej w buraku, w zależności od struktury, to tylko 22 - 25%, reszta natomiast to woda. A więc wozimy ponad 70% wody, którą musimy oczyścić i doprowadzić do rzeki. Dlatego mamy swoją oczyszczalnię biologiczną, która pracuje w tej chwili.
Jak ocenia pan tegoroczny przerób buraków?
Nie ma żadnych problemów technologicznych. Jakość buraka jest dobra i praktycznie z biegiem lat poprawia się dzięki odpowiedniej agrotechnice. Wynika to po części z pracy naszego działu surowcowego, który jest w kontakcie w rejonach z plantatorami. W przeciwieństwie do poprzednich lat, gdy pojawiały się kłopoty technologiczne, w tym roku nie zauważamy tego. Rolnicy weszli na zupełnie inny poziom kultury rolnej.
Mówiąc o zmianie podejścia rolnika do uprawy buraka, jaki okres ma pan na myśli?
Myślę, że w ostatnich 5 latach można zauważyć duży skok rozwoju. A jest to dla mnie ogromnie ważne, ponieważ pod to mogę robić pewne zmiany technologiczne. Prościej pewne rzeczy wykonywać. Jeśli burak jest lepszy, nie trzeba dodawać aż tylu środków wspomagających w procesie produkcji cukru.
A więc można wycisnąć więcej cukru z buraka?
W pewnym sensie tak. Chodzi o to, by było więcej cukru i jednocześnie mniej melasy. Melasa powstaje w trakcie całej przeróbki i jest produktem ubocznym. Ilościowo jest to około 3% na przerobione buraki. Natomiast w samej melasie pozostaje około 47% cukru, którego nie jesteśmy w stanie pozyskać. Są jednak najnowsze technologie, tzw. odcukrzanie melasy, ale w Polsce nikt tego raczej nie robi. Natomiast w Niemczech już ten system pracuje.
Jak pan ocenia obecny rynek cukru?
Jest rozchwiany. Jeśli chodzi o ceny, w tej chwili jest straszna sytuacja.
Wynika to z nadwyżki cukru?
Tak, a sprawę pogarsza fakt, iż zgodnie z regulacją cukru, nie możemy sami wyeksportować towaru poza Unię Europejską, tylko musimy dostać pozwolenie. Są to tzw. licencje. Nowe licencje są przydzielane przez Brukselę każdemu producentowi w październiku, jednak nigdy nie są one satysfakcjonujące. Regulacja rynku będzie trwała do 2017 r.
Jak, w związku ze zmianami, ocenia pan sytuację po 2017r.?
Nie ma chyba takiego człowieka, który by do końca przewidział, co się stanie. Konkurencja jest już dziś duża, ale sytuację regulują kwoty. Gdy ich nie będzie, ciężko będzie konkurować z cukrowniami francuskimi. We Francji klimat jest inny niż u nas. Tam jest ciepło. Polaryzacja być może nie odbiega od tej u nas, ale Francuzi mają zdecydowanie wyższe plony. Potrafią więcej wyciągnąć z hektara niż my. Mają poza tym wysoką kulturę rolną. Osiągają najlepsze wyniki w Europie. Uważam, że wszystko zależy do tego, jak będą zachowywać się poszczególne państwa, gdy uwolniony zostanie rynek.
Czy powinniśmy się obawiać, że rynkiem w Europie zawładnie cukier trzcinowy?
Myślę, że nie do końca tak będzie, bo w tej chwili, jeśli jest wprowadzany cukier trzcinowy, jest przerabiany na biały. U nas nie przyjęłoby się, by cukier w cukierniczce był ciemny. Ten, który widzimy w sklepach jest troszkę inny. On jest specjalnie przygotowywany. Natomiast ten masowy, który statkami przypływa, wygląda jak żwir budowlany. Jego trzeba najpierw przerobić na biały cukier. Koszty są wysokie i nie do końca jestem przekonany, że to się będzie opłacać. Korzystniej będzie pracować nad bazą surowcową, czyli nad tym, by te plony były jeszcze wyższe i by koszty rolnika i nasze były niższe. Chodzi o wspólny interes. Raczej byłbym spokojny, jeśli chodzi o cukier trzcinowy.
Podczas rozmów związanych z przyszłością polskiego cukrownictwa mówi się o tym, że istnieje zagrożenie dla dalszej produkcji buraka i cukru w naszym kraju. W Gostyniu likwidacja fabryki nie nastąpi tak szybko, skoro 1,5 roku temu poczyniono tak kosztowną inwestycję, jak postawienie największej w Europie „cukierniczki”?
Silos powstał, by jakość cukru była wysoka. Mamy pełną klimatyzację. Gdy latem pojawiło się zagrożenie zbyt niskiej wilgotności cukru, mogliśmy ustawić odpowiednią wilgotność w środku obiektu. Wszystko mamy pod kontrolą. Przyjeżdżało do mnie wielu ludzi w ostatnim czasie i właściwie każdy z gości powiedział, że takiego silosu jeszcze nie widział. I nie chodzi już o samą wielkość, lecz o czystość. Niektórzy, nie widząc wokół zbiornika cukru, myśleli, że produkcja w ogóle nie idzie. W starych silosach, ze względu na niedoskonałość instalacji odpylających, jest dużo pyłu cukrowego. My mamy instalację zrobioną lepiej, wszystko jest szczelne. Poza tym co roku inwestujemy duże pieniądze w fabrykę. Latem mieliśmy bardzo duże spiętrzenie robót. Dla przykładu podam, że kupiliśmy łapacze liści, żeby burak lepiej oczyścić, polskiej produkcji płuczkę do buraków, francuskie krajalnice bębnowe do buraków. Poza tym wymieniliśmy zaparzalnik dostosowany do naszego przerobu, zainwestowaliśmy sporo w oszczędność ciepła. Wymieniliśmy wymienniki ciepła, zbudowaliśmy stację filtracji soków gęstych, żeby poprawić jeszcze jakość naszego cukru. Na liniach końcowych pakowni dodatkowo mamy detektory metali, by maksymalnie pewny towar dostarczyć klientowi. Cukrownia się rozwija. Proszę się nie bać. Nie będzie zamknięta.
Pojawiły się pogłoski, że silos się przechyla…
Regularnie badamy osiadanie silosu. Podczas kampanii silos osiadł równomiernie 10 cm. Miał prawo tak się zachować. To było przewidziane. Zakładano, że maksymalnie może osiąść na głębokość 20 cm. Ale zaprzeczam, by przechylił się w jakąś stronę.
Chciałabym się jeszcze zapytać o procent zanieczyszczenia buraków. Od czego on zależy?
Od pogody, rodzaju gleby i kultury rolnej. Są pola, z których przyjeżdża dużo kamieni, chwastów i ziemi. I zanieczyszczenia głównie od tego zależą. Na razie mamy sucho i tej ziemi nie jest dużo. Ale pamiętam lata, gdy jesienią padał deszcz. Zanieczyszczenie wynosiło nawet 20%. Burak był otoczony ziemią. Mieliśmy przypadek, w którym w przywieziono buraki z pola, gdzie wcześniej był zagajnik. I przywozili buraki z drewnem. A nie byliśmy przygotowani na wyławianie z wody drewna, bo liście sobie wyciągniemy, kamienie też, ale na usuwanie drewna nie byliśmy przygotowani. Nie mogliśmy pokroić buraka. Maszyny stawały, dlatego że drewno wpadało i niszczyło je.
Rolnicy otrzymują szczegółowe informacje na temat zawartości cukru w ich burakach oraz stopnia zanieczyszczenia?
Plantatorzy są zjednoczeni w związkach i ich przedstawiciele sprawdzają, czy wszystko przebiega zgodnie z umową. Każdy rolnik ma prawo powiedzieć, że coś mu się nie zgadza. Wszystko można skontrolować. Nie jest tak, że robimy coś za zamkniętymi drzwiami. Te czasy już się skończyły. Próbki przywiezionej partii buraków jadą do Środy Wlkp. I tam jest centralne laboratorium, które dysponuje jedynie numerami. Badający nie wiedzą nawet, dla kogo robią próby. Na stronie internetowej www.liz.pl znajdują się szczegółowe informacje dotyczące indywidualnych wyników plantatorów.
Czy zauważa pan zainteresowanie wysłodkami ze strony rolników?
W naszym rejonie tak, ponieważ dużo rolników hoduje krowy. Zainteresowaniem cieszą się kilkudziesięciometrowe rękawy foliowe, w których produkt się zakisza. Poza tym robimy baloty i sprzedajemy wysłodki luzem.
A w innych rejonach jest problem ze zbytem?
Wiem, że cukrownia, którą mamy koło Warszawy w Glinojecku miała z tym problem. W tamtejszym rejonie nie ma tyle ferm bydła.Teraz część wysłodków zostaje zagospodarowana w biogazowni i suszarni, co rozwiązuje problem.