Przemysław i Dorota Kmiecińscy - życie związali z bydłem
Zrezygnowali z pomidorów i ogórków
W oborze aktualnie przebywają 142 sztuki bydła, w tym 81 krów dojnych. – Zawsze chciałbym, żeby krowy były z własnego chowu, bo sztuki zapładniane są nasieniem od buhajów z górnej półki, genetykę mamy na wysokim poziomie. Ale jak chcieliśmy zwiększyć stado, to musieliśmy kupić. Zawsze jest obawa, czy się zacielą, jak przebiegnie poród – wyjaśnia hodowca. Kiedy odwiedzam państwa Kmiecińskich, w powiecie kaliskim wykryto przypadek wystąpienia gruźlicy wśród bydła. Jest to bardzo niebezpieczna choroba, zarówno dla zwierząt, jak i ludzi. Takie stada są likwidowane. Na pytanie, czy nie obawia się tej choroby w swoim stadzie, odpowiada: Boimy się. Ale najważniejsze jest to, żeby nowe zwierzęta były poddawane kwarantannie. Każdy hodowca powinien domagać się świadectwa szczepień. Bo w przypadku krów, to nie jest takie proste, aby przejść na inną hodowlę. Tu człowiek zbyt dużo zainwestował. Pan Przemysław uważa, że należy obawiać się nowych chorób, o których mało się mówi. Są to BVD, czyli wirusowa biegunka bydła i choroba błon śluzowych oraz czerwonego języka, czy gorączki q lub IBR.
Państwo Kmiecińscy gospodarują na 65 ha, z czego są właścicielami 37 ha. Pozostały areał dzierżawią. – Na razie ziemi wystarczy, bo przy obecnych plonach na jeden hektar przypadają 2 sztuki. W naszym regonie jest problem z dzierżawą, ale myślę, że przyjdzie czas, że będzie więcej chętnych na wydzierżawienie – mówi pan Przemysław. Na tym areale uprawiają przede wszystkim kukurydzę i trawę. Są też zboża, żeby prowadzić odpowiedni płodozmian. Ziemia w tym regionie jest słabej klasy, bo V i VI. Rolnicy nie mają jednak trwałych użytków zielonych. Dlatego na gruntach ornych sieją trawę. – A to są koszty, bo ta trawa na polu wytrzymuje tylko dwa lata. W tym roku, gdzie jest susza, to sprzątnęliśmy drugi pokos, a trzeciego, jak nie popada, to nic nie zbierzemy - mówi Przemysław Kmieciński. Aktualnie rolnicy w związku z suszą składają wnioski do gmin. Komisje będą szacować szkody spowodowane brakiem opadów. – Niestety, rolnicy, którzy mają zwierzęta, są w tej gorszej sytuacji, bo do tej pory było tak, że nie zebrali plonów, a i tak nie kwalifikowali się do pomocy, bo zwierzęta miały nas utrzymać. Ale już nikt nie pomyślał, że nie będziemy mieć paszy, a zwierzęta przecież muszą jeść – zaznacza. Dodaje, że rolnicy powinni składać wnioski tzw. suszowe, bo być może będzie jakieś wsparcie.
ZOBACZ TAKŻE: W Pępowie powstała obora o randze światowej! [ZDJĘCIA, VIDEO]