Dlaczego świnie znikają z polskich chlewni? Kulisy kryzysu, pytanie o przyszłość

Do poprawy sytuacji może przyczynić się zwiększenie produkcyjności i zdrowotności zwierząt, kontrola nad ubojem oraz przetwórstwem, a także w poszukiwanie praktycznych alternatyw energetycznych. Bez zmiany podejścia produkcja pozostanie w kryzysie, a rolnicy będą walczyć o przetrwanie w trudnych realiach rynkowych. O sytuacji w hodowli i chowie trzody chlewnej rozmawialiśmy z Pawłem Hadyńskim z Polskiego Stowarzyszenia Wsparcia Produkcji Rolniczej "Agripoland".
Jaka Pana zdaniem może być przyszłość małych i dużych hodowli?
Hodowla trzody chlewnej w Polsce od momentu wstąpienia do Unii Europejskiej w 2004 roku przeszła znaczące zmiany. Wprowadzenie unijnych dyrektyw i rozporządzeń, często niejasnych nawet dla urzędników odpowiedzialnych za ich egzekwowanie, skomplikowało sytuację rolników. W listopadzie 2003 roku pogłowie trzody chlewnej wynosiło 18 439,2 tys. sztuk, w tym 1 704,7 tys. loch. Od tego czasu rozpoczął się dramatyczny spadek, szczególnie widoczny w hodowli materiału rozrodowego. W latach 90. brakowało nowoczesnych technik hodowlanych, a importowany materiał genetyczny mieszał się z krajowymi rasami, prowadząc do chaosu genetycznego. Skorzystały na tym firmy oferujące jednolity, wydajniejszy towar genetyczny. Frustracja rolników wzrosła w 2008 roku wraz z programem zwalczania chorób zwierząt (np. ChA), co doprowadziło do gwałtownego spadku pogłowia loch do 1 278,8 tys. sztuk. Wg ostatnich danych, w czerwcu 2024 roku, liczba loch wynosi zaledwie 682,7 tys. sztuk – o 1 022 tys. mniej niż przed wejściem do UE. Jednocześnie uboje trzody chlewnej wynoszą ok. 13 mln sztuk rocznie, z czego 6,5 mln to import. Przy wydajności 9,5 tucznika na lochę, produkcja krajowa ledwo nadąża za potrzebami rynku.
Czy potrzebujemy nowych inwestycji?
Nie nowe inwestycje w chlewnie, a poprawa produkcyjności i zdrowotności zwierząt powinny być priorytetem. Choroby generują straty sięgające nawet 100% nakładów na produkcję. W Polsce dominują inwestycje w chlewnie do tuczu, podczas gdy chlewnie rozrodowe czy cykle zamknięte pozostają marginesem. Rolnicy zamiast budować wielkie obsady, powinni skupić się na kontroli uboju i przetwórstwa – to naturalnie stymulowałoby rozwój produkcji. Obecne podejście, pełne biurokratycznych barier, utrudnia efektywne zarządzanie hodowlą.
Jest więc potrzeba wsparcia?
Wsparcie produkcji rolnej, choć brzmi obiecująco, zwiększa koszty inwestycji i uzależnia rolników od zewnętrznych podmiotów. Wysokie wymagania prawne i rosnące koszty nie idą w parze z poprawą jakości. Rolnicy, zamiast współpracować, konkurują między sobą, co pogłębia kryzys. Produkcja znajduje się w przepaści – pytanie brzmi, jak długo rolnicy będą w stanie dostarczać tani żywiec zakładom mięsnym, podczas gdy konsumenci narzekają na ceny w sklepach, a dopłaty budzą kontrowersje.
Czy jest miejsce na rozwiązania ekologiczne?
Utylizacja gnojowicy z użyciem substratów nie przynosi wystarczających korzyści, więc takie biogazownie nie są dobrym rozwiązaniem. Alternatywą jest separacja gnojowicy: frakcja stała spalana ze słomą w kotłach generuje energię, a popiół służy jako tani nawóz. Taki system, stosowany np. przez zakład Struga S.A., redukuje emisję dwutlenku węgla oraz zużycie paliw kopalnych, oferując bardziej praktyczne rozwiązanie niż takie biogazownie.
Jakie są więc perspektywy dla rynku wieprzowiny?
Rynek trzody chlewnej tkwi w paradoksie: wysokie pogłowie nie gwarantuje dobrych cen, a jego spadek o połowę również nie poprawia sytuacji. Rolnicy pozostają w trudnej pozycji, podczas gdy zakłady mięsne zawsze wychodzą na swoje. Mechanizm cenowy przypomina żonglerkę kosztem hodowców, co utrudnia przewidywanie trendów rozwoju i stabilności finansowej w branży.