Rolnik z Suwalszczyzny dba o wiejską kulturę
Józef Murawski od urodzenia mieszka we wsi Postawelek w gminie Szypliszki na północnej Suwalszczyźnie, w woj. podlaskim. Ukończył technikum rolnicze w Dowspudzie, tam też uzyskał fachowe przygotowanie do prowadzenia własnego gospodarstwa rolnego. Jego rodzina od pokoleń słynie z umiłowania rodzimego folkloru i ludowych tradycji. Pan Józef już jako dziecko mocno interesował się folklorem, zbierając zasłyszane pieśni, spisując od najstarszych mieszkańców wsi informacje o dawnych obrzędach, przepowiednie ludowe i historię lokalnej społeczności.
Rolnik z dziada pradziada
Gospodarstwo rolne o powierzchni 14 ha pan Józef przejął od swoich rodziców - mamy Romualdy Murawskiej z domu Dębowska oraz ojca, który też miał na imię Józef, a z zawodu był stolarzem. Przed drugą wojną światową ojciec naszego bohatera wyemigrował za chlebem do Prus Wschodnich, gdzie podjął naukę w szkole stolarstwa meblowego. Kiedy nastała wojna, pozostał tam. Przepracował ten okres w meblowym zakładzie stolarskim. Po wojnie wrócił do rodzinnej wioski Białobłota i przez dwanaście lat pracował przy wystroju wnętrza kościoła parafialnego w Becejłach.
- Kościół był pobudowany w stanie surowym tuż przed wojną, a zakończenie budowy i wyposażenie nastąpiło w latach powojennych. Ołtarze, ambona, chrzcielnica, konfesjonały, prospekt organowy, toczony drewniany żyrandol, drzwi i wiele innych rzeczy zostały wykonane przez mojego tatę. Rodzice pobrali się 1955 roku, tato miał już 39 lat, poślubił o piętnaście lat młodszą mamę. Po roku urodziłem się ja, jedyne dziecko moich rodziców, któremu nadali imię po ojcu, Józef. Na suwalskie realia, 14-hektarowe gospodarstwo, to jest nie duże i żeby dało się jakoś przyzwoicie żyć, trzeba było gdzieś dorobić. Ojciec dorabiał zajmując się stolarstwem, ciesielką, natomiast jego syn pracą w kulturze - wspomina tamte czasy Józef Murawski.
Gospodasrtwo w ciekawej scenerii
Gospodarstwo położone jest w bardzo ciekawej krajobrazowo wsi. Ustępujący ostatni lodowiec wyrzeźbił przecudnie teren, pozostawiając w zagłębieniach jeziora, które są połączone małymi rzeczkami, lecz znajdującymi się w ogromnych dolinach. Wzniesienia i pagórki oraz duże obszary leśne tworzą niepowtarzalną, przepiękną krainę. Teren mimo swej urody nie jest łatwy i bezpieczny dla prac gospodarskich. Wymaga umiejętności, rozwagi i dobrego sprzętu. Wielu rolników straciło życie pod przewracającymi się ciągnikami. Wspomniane miejscowości Postawelek, Białobłota leżą w dolinie rzeki Szelmentki. Tą doliną w czasie działań wojennych - począwszy od wyprawy Napoleona na Rosję poprzez pierwszą i po drugą wojnę światową, przebiegały fronty. Pola wówczas były poorane okopami, zabudowania rozebrane lub spalone, uprawy zniszczone, pola zaminowane, pełne niewypałów, które przez wiele lat po wojnie wyorywało się z ziemi. - Wielu ludzi straciło życie lub zostało kalekami, nieostrożnie podchodząc do niewypałów – wspomina pan Józef.
- Pierwsze lata powojenne były bardzo trudne, panował głód, do tego brak dachu nad głową, zabudowania spalone. Jednak ludzie jakoś sobie radzili, budowali z razu nieduże zabudowania z drewna lub gliny, byle było gdzie schronić się przed zimnem i opadami atmosferycznymi oraz chować zwierzęta domowe. Później budowli po raz drugi, nowe porządne zabudowania. Ludzie nabierali wprawy do budów i mimo zniszczeń wojennych budynki mieliśmy lepsze niż w sąsiednich wsiach, których pożoga wojenna nie do sięgnęła.
Historia gospodarstwa
Na skutek zawirowań wojennych, nowo powstałe siedliska pooddalały się od dróg i zwartej zabudowy, każdy budował się, gdzie mu było wygodniej, gdzie była woda, gdzie łatwiej było dojechać z płodami rolnymi, przez co powstała kolonijna zabudowa wsi. - Mieszkamy swobodnie, beztrosko, daleko jeden od drugiego, nie musimy grodzić płotów i zaglądać do cudzej posiadłości, a więc i nie ma potrzeby kłócić się z sąsiadami. Mogę pochwalić się, że nasze wsie nie figurują w rejestrach sądowych. Taka sytuacja ma jeszcze jedną korzyść, jak jest zgoda, to i nawiązują się dobre kontakty sąsiedzkie. Ludzie są nawzajem życzliwi, chętnie pomagali jedni drugim przy różnych pracach gospodarskich np. przy żniwach, wykopkach ziemniaków czy młóceniu zbóż - opowiada pan Józef. W latach siedemdziesiątych i później, aż do zmian ustrojowych, był wielki problem z zakupieniem maszyn rolniczych dla indywidualnych gospodarzy. Dzięki stworzeniu wspólnoty wiejskiej (17 gospodarstw, tyle liczy wieś), udało się mieszkańcom pozyskać zlecenie i zakupić agregat omłotowy i kopaczkę elewatorową do ziemniaków. Rolnicy w tamtych stronach starali się tworzyć grupy użytkowników i w taki sposób dostawali przydziały na nowe sprzęty gospodarskie. Józef Murawski również namówił trzech sąsiadów i w taki sposób zakupili jugosłowiańską kosiarkę jednorzędową do koszenia kukurydzy, ładowacz do obornika „Cyklop” oraz opryskiwacz. Posiadając w swoich gospodarstwach rozrzutniki do obornika, które służyły także jako przyczepy, bez problemu, kosili sami kukurydzę, wywozili obornik, nie czekając w kolejkach na usługi SKR-u.
- Początkowo gospodarowało się bardzo tradycyjnie, wszystkiego było wszystkiego po trosze, krowy mleczne, bydło opasowe, trochę świnek, żeby mieć swoje mięso, a nadwyżkę sprzedać. Hodowało się to, co urodziło się w gospodarstwie. Z czasem jednak gospodarstwo rozwijało się, jako jeden z pierwszych we wsi zacząłem uprawiać kukurydzę na kiszonkę, przez co zwiększyła się ilość paszy dla bydła, a z tym również wzrosło pogłowie i ilość mleka. Nie było lekko pogodzić pracę w gospodarstwie i domu kultury. Żona Teresa też pracowała, uczyła dzieci w szkole. Był okres, po śmierci moich rodziców, że dom zamykało się na klucz, żona i dzieci szły do szkoły, ja do wiejskiej świetlicy. Schodziliśmy się po południu i zabieraliśmy się do pracy w gospodarstwie. Wracało się późno do domu, wstawaliśmy wcześnie, żeby przed wyjściem do pracy podoić krowy, zawieźć mleko do mleczarni i porobić obrządki. Wszystko musiało być zrobione na czas i dokładnie, żeby nie dać powodów dla krytyki sąsiadom, którzy powątpiewali, czy uda się nam wszystko pogodzić. Zakończyło się jednak pomyślnie, dotrwaliśmy wraz z gospodarstwem do momentu przekazania tego wszystkiego swoim następcom, a są nimi córka Katarzyna i zięć Stanisław. Syn Andrzej nie był zainteresowany rolnictwem, ukończył studia budowlane i pracuje w firmie budowlanej w Suwałkach, buduje bloki mieszkalne. Moja żona jako nauczycielka, przy likwidacji szkoły, mając wypracowane lata skorzystała z możliwości i już przeszło dziesięć lat jest na emeryturze. Ja zgodnie z osiągniętym wiekiem z końcem tamtego roku przeszedłem też na emeryturę. Nadal społecznie zajmuję się zespołem, trochę pomagam w gospodarstwie i w pilnowaniu wnucząt - mówi pan Józef.
Józef Murawski od dawna mocno angażował się w sprawy społeczne dla swojego środowiska. W 1985 roku był współinicjatorem założenia jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej w swojej wsi, przez dłuższy czas pełnił funkcję prezesa OSP, teraz prezesem jest jego syn Andrzej, który mieszka razem z rodzicami. Pan Józef od roku 1984 do 2007 pełnił funkcję sołtysa wsi Postawelek. Od początku funkcjonowania samorządów, w pierwszej kadencji 1990-1994 r., był radnym Rady Gminy Szypliszki. W tym czasie był także członkiem zarządu gminy, a także przewodniczącym Komisji Kultury, Oświaty, Zdrowia i Opieki Społecznej. W tamtych latach był też wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej Banku Spółdzielczego w Szypliszkach, członkiem Rady Nadzorczej Spółdzielni Kółek Rolniczych.
Gospodarstwo przejęła córka
Przed siedmioma laty gospodarstwo rolne zostało przekazane córce Katarzynie, po mężu Zdancewicz. Ona zajmuje się prowadzeniem gospodarstwa domowego i wychowywaniem czwórki dzieci: Jasia, Uli, Ani i maleńkiego Witka. Jej mąż Stanisław ma zamiłowanie do prac stolarskich , więc oprócz pracy w gospodarstwie ma własną stolarnię. Tradycji stało się zadość. W gospodarstwie nadal prowadzona jest produkcja zwierzęca, bez trzody chlewnej - nie można jej utrzymywać ze względu na afrykański pomór świń. Obora została przebudowana i przystosowana do nowoczesnego chowu bydła. Duże opasy są na uwięzi, natomiast krowy, jałówki, cielęta żyją swobodnie, luzem z możliwością skorzystania z wybiegu. Latem pasą się na pastwisku, ogrodzone pastuchem elektrycznym. W gospodarstwie uprawia się cztery hektary kukurydzy na kiszonkę, trochę zboża, ziemniaków tyle co do jedzenia, warzywa, a pozostałe grunty są obsiane trawą i koniczyną, z których robi się bele. Średnio rocznie utrzymywanych jest 30 sztuk bydła. Wraz z gospodarstwem następcom został przekazany ciągnik Ursus C-330, który został zakupiony 1978 roku, jest jednak w dobrym stanie, niezawodny i wykonuje lżejsze prace. W gospodarstwie jest jeszcze duży ciągnik z dwoma napędami Fendt, nie nowy, ale w dobrym stanie, do tego prasa belująca, owijarka do bel, kombajn do koszenia zbóż, samobieżna ładowarka, przyczepa wywrotka i podstawowe maszyny rolnicze do zbioru zielonek i siana.
Rolnik - działacz społeczny, miłośnik folkloru
Józef Murawski już w młodzieńczych latach działał w organizacjach młodzieżowych, organizował zabawy wiejskie, ogniska, zimą kuligi, brał aktywny udział przy organizacji okolicznościowych imprez w Gminnym Ośrodku Kultury w Szypliszkach. Jego pasje rozwijały się w kolejnych latach. W 1981 roku był współzałożycielem zespołu folklorystycznego „Pogranicze” działającego przy GOK w Szypliszkach, a od grudnia 1986 roku został jego kierownikiem i etatowym pracownikiem jako instruktor do spraw folkloru, natomiast w 2009 roku objął funkcję kierownika Domu Kultury w Szypliszkach. Z końcem 2021 roku przeszedł na emeryturę, lecz nie zaprzestał prowadzenia zespołu i organizowania działalności kulturalnej oraz pomocy rodzinie w pracach rolnych.
Ponieważ na niwie kultury ludowej należy do najbardziej zasłużonych osób w kraju, trudno wymienić jego wszystkie osiągnięcia, ale koniecznie trzeba wspomnieć o tych najważniejszych. Kierowany przez niego Zespół Śpiewaczy „Pogranicze” w 1987 roku zdobył pierwszą nagrodę na Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. W 1989 roku zespół otrzymał najwyższe wyróżnienie - nagrodę im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej”. W kolejnych latach były następne wysokie nagrody na festiwalu w Kazimierzu, Góralskim Karnawale w Bukowinie Tatrzańskiej, Ogólnopolskim Konkursie Pieśni i Muzyki w Jaśle, Festiwalu Folklorystycznych Ziem Północnych w Gdańsku i wielu innych. Zespół prezentował swój repertuar między innymi w Wilnie, Kownie, Kaliningradzie, Kłajpedzie, w Estonii, Niemczech i Francji. W 2003 roku pokazał lokalne tradycje żniwne podczas Dożynek Prezydenckich w Spale. Kilka razy występował w programach Telewizji Polskiej. Powstały liczne prace licencjackie i magisterskie związane z zespołem.
Józef Murawski od 1997 roku jest członkiem ogólnopolskiego Stowarzyszenia Twórców Ludowych, od 2001 roku jest prezesem Oddziału Suwalskiego STL. Pełnił i pełni wiele ważnych funkcji w Zarządzie Głównym STL. Przez dziesięć lat był członkiem Komisji Kultury przy Zarządzie Głównym Związku Ochotniczych Straży Pożarnych.
Na pytanie o marzenia na przyszłość, pan Józef odpowiada:
- O czym może człowiek marzyć w moim wieku, chyba tylko o zbawieniu duszy. Aby duszę zbawić, trzeba uporządkować swoje życie. Zespół też ma swój wiek, niektórzy członkowie trwają od początku. I żeby nasza praca nie po została bez echa, postanowiliśmy jak najwięcej opracowanego materiału zarejestrować, zabezpieczyć przed zapomnieniem, po prostu nagrać go na nośniki trwałe. Udało się nam do tej pory nagrać i wydać osiem płyt. Pozostało jeszcze do nagrania trochę pieśni, liczę na pięć płyt, nie zdążyłem ich nagrać przed pójściem na emeryturę. Pokrzyżował moje plany covid. Wyhamowaliśmy w tym okresie w swoich pracach, trudno było się pozbierać, żeby dokonać nagrań. Drugim bardzo ważnym marzeniem jest utworzenie galerii zespołu. Przez te 40 lat nazbierało się dużo wartościowych nagród, pamiątek materiałów, wszystko to jest spakowane w kartonach i magazynowane w nienajlepszych warunkach. Trzymanie tego w pudłach nie jest dobrym rozwiązaniem, trzeba to wyeksponować i udostępnić dla ludzi – turystów. Wiele rzeczy udało się nam w życiu dokonać, osiągnąć, jesteśmy dobrej myśli, że i to się ziści - trzymajcie kciuki.
Oczywiście redakcja „Wieści Rolniczych” życzy wielu sukcesów przy realizacji tych zamierzeń, wielu dalszych działań na rzecz rozwoju gospodarstwa rolnego i upowszechniania kultury ludowej.
Czytaj także:
Rodzinne gospodarstwo Wojciechowskich - 200 ha, trzoda chlewna i bydło [VIDEO]