Niskie ceny kukurydzy - co jest powodem?
Rolnicy alarmują, że ceny kukurydzy są rażąco niskie. Ich zdaniem to wynik niekontrolowanego importu zbóż z Ukrainy.
Izby Rolnicze podejrzewają zmowę cenową, a firmy skupujące płody rolne przedstawiają sprawę krótko: polskiej kukurydzy jest w tym roku dużo, a nasi sąsiedzi z Zachodu jej nie chcą.
Na początku października na stronie Krajowej Rady Izb Rolniczych pojawiła się informacja o tym, że skupy zbóż oferują rolnikom 400 zł za tonę kukurydzy o wilgotności 30%. Samorząd rolniczy tłumaczył, iż jest to stawka o wiele niższa niż w Europie Zachodniej. Odniósł się do najbliższego wówczas kontraktu terminowego MATIF (paryska giełda) dla kukurydzy o wilgotności 15%, który miał wynieść aż 720 zł/t. Stwierdził, że mogło dojść do zmowy cenowej. I zwrócił się o pomoc do ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego.
- Rolnicy zdają sobie sprawę z konieczności doliczenia kosztów dosuszenia ziarna, ale rozpiętość cen jest nieakceptowalna. Polska, jak i inne kraje europejskie zostały dotknięte klęską suszy, co również zmniejsza podaż kukurydzy i nie tłumaczy takich niskich cen skupowych - komentowała KRIR.
Na jej prośbę, 8 października szef resortu rolnictwa zwrócił się do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o zbadanie, czy nie doszło do zmowy cenowej.
Czytaj także: Które odmiany kukurydzy dobrze zniosły suszę?
Winna Ukraina?
Pojawiają się jednak zdania, że za niskimi cenami zbóż, w tym i kukurydzy, stoi nadmierny import towaru z Ukrainy. Na jednym z portali społecznościowych zawiązała się grupa Pogotowie Strajkowe Przeciwko Importowi Zbóż z Ukrainy, która podała, iż oficjalne na dobę do Polski z Ukrainy trafia 1500 ton płodów rolnych. Nieoficjalnie - są to o wiele większe ilości, ale, jak dodało Pogotowie, nikt nad tym nie ma kontroli.
- Ministerstwo rolnictwa wskazuje, że nie może nic zrobić z kontyngentami bezcłowymi, bo to Unia Europejska wyraziła zgodę na import zbóż na teren UE. Polscy rolnicy nie rozumieją tej argumentacji, bo gdy chodzi o import świń z Danii, to minister Ardanowski tłumaczył, że w UE jest wolny rynek i swobodny obrót towarów, a zatem takie zakazy są sprzeczne z przepisami Komisji EU. Rolnicy wiedzą, że to tłumaczenie jest blefem, bo gdy Komisja Europejska w kryzysie migracyjnym chciała rozlokowania imigrantów z Afryki również w Polsce, to Polski rząd potrafił się skutecznie przeciwstawić, ale gdy chodzi import zbóż bez zgody polskich rolników, to już taki skuteczny nie jest - stwierdziło Pogotowie Strajkowe Przeciwko Importowi Zbóż z Ukrainy i dodało: W najlepszej sytuacji są rolnicy, którzy posiadają własne magazyny i suszarnie. Oni mogą poczekać obecny trudny okres. Ci, jednak, którzy nie mają, gdzie składować i suszyć towaru - zmuszeni są go sprzedać.
Czytaj także: Zbiory kukurydzy na ziarno 2019 - plony mocno zróżnicowane
Resort rolnictwa: robimy, co możemy!
Ministerstwo rolnictwa przekonuje, że robi wszystko co w jego mocy, by ochronić polski rynek przed napływem dużych ilości towaru z Ukrainy. Przede wszystkim kontroluje ilość i jakość sprowadzanych zbóż.
- W imporcie produktów rolno-spożywczych obowiązują wymogi jakościowe, fitosanitarne i weterynaryjne, których kontrolą zajmują się odpowiednie inspekcje (...) które badają artykuły rolno-spożywcze pod kątem spełniania wymagań zdrowotnych, jakości zdrowotnej i bezpieczeństwa żywności, w tym m.in. w zakresie zgodnej z normami UE zawartości pozostałości pestycydów, szkodliwych dla zdrowia metali ciężkich, azotanów i azotynów oraz GMO - mówi Małgorzata Książyk z Biura Prasowego MRiRW.
I mimo iż dotychczas monitoring przeprowadzony na towarze z Ukrainy nie wykazywał znaczących uchybień, przywozy stamtąd „na wniosek ministerstwa są poddawane wzmożonym kontrolom jakości”. Resort rolnictwa przekonuje, że sprzeciwiał się wprowadzaniu unijnych preferencji handlowych dla Ukrainy, mając na uwadze, że przywóz ukraińskiego ziarna do Polski, może mieć niekorzystny wpływ na warunki gospodarowania producentów zbóż szczególnie w regionach wschodnich kraju.
- Temat niekorzystnego wpływu importu zbóż zza wschodniej granicy, jest stale podnoszony przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi na różnych forach Unii Europejskiej. Polska wnioskuje o nieotwieranie nowych preferencji w dostępie do unijnego rynku dla zbóż, a także o zwiększanie ochrony rynku zbóż, np. poprzez zmianę mechanizmu naliczania ceł zmiennych zbóż. Między innymi dzięki staraniom polskiej administracji wprowadzono ograniczenia proponowanych pierwotnie przez Komisję Europejską, dodatkowych, tymczasowych preferencji obowiązujących od 1 stycznia 2018 r. dla Ukrainy na najbardziej wrażliwe towary oraz wprowadzono zapisy dotyczące monitorowania skutków przyznania tych preferencji - tłumaczy Małgorzata Książyk.
Barierą w napływie towaru mogłoby być podwyższenie ceł. Jako kraj w tym temacie nie możemy jednak nic zdziałać. - Polityka handlowa, w tym ustalenie wysokości stawek celnych importowych, to obszar wyłącznych kompetencji UE. Oznacza to, że pojedynczy kraj członkowski UE, w tym Polska, nie ma możliwości wprowadzenia, niezależnie od pozostałych krajów UE, indywidualnych stawek celnych w imporcie spoza UE. Kraje UE tworzą unię celną, stawki celne w imporcie z krajów trzecich są wspólne oraz są ustalane decyzjami organów UE, przy wiodącej roli Komisji Europejskiej - wyjaśnia Małgorzata Książyk i dodaje, że nie jest możliwe także wprowadzenie całkowitego zakazu importu dla danych produktów rolnych.
- Wszelakie tego typu próby działań spotkałyby się z negatywnym odzewem Komisji Europejskiej i Światowej Organizacji Handlu. Należy również wziąć pod uwagę, że Polska zakazując importu produktów rolnych jednemu krajowi mogłaby zostać objęta przez ten kraj zakazami wwozu, np. produktów rolnych, do tego kraju, co miałoby negatywne skutki dla polskich eksporterów, przetwórców i samych rolników - przekonuje Małgorzata Książyk.
Ile jeszcze sprowadzimy kukurydzy z Ukrainy?
Dane liczbowe twardo pokazują, że spośród wszystkich zbóż z Ukrainy najwięcej trafia właśnie kukurydzy. Jak podało Ministerstwo Finansów od stycznia do sierpnia 2019 roku z tego kraju sprowadziliśmy 129 tys. ton kukurydzy (141 tys. ton wszystkich zbóż, co stanowi 16% ogólnego importu, który wyniósł wówczas 873 tys. ton). Są to spore ilości, jeśli przyjrzymy się dwóm poprzednim okresom, gdy z Ukrainy w ciągu całego roku dotarło do nas 160 tys. ton kukurydzy w 2017 i 134 tys. ton w 2018 roku. (Jeśli do 129 tys. ton dodamy wartości od września do końca tego roku - tegoroczna ilość przywiezionej kukurydzy z Ukrainy może być rekordowa). Ministerstwo rolnictwa stwierdza, że import ten odbywa się głównie w okresie, kiedy nie jest jeszcze dostępna na rynku kukurydza krajowa z nowych zbiorów.
- Dla przykładu w sierpniu tego roku, zgodnie z danymi Ministerstwa Finansów, zaimportowano do kraju 92 tony kukurydzy z Ukrainy, w lipcu - 673 tony, ale w czerwcu ponad 14 tys. ton, a w maju ok. 12 tys. ton - komentuje Małgorzata Książyk.
Duży areał kukurydzy, plony zróżnicowane
Skoro, jak twierdzą rolnicy, ceny kukurydzy są niskie, czy w tym roku jej produkcja była w ogóle opłacalna? Odpowiedzi oczywiście będą zależeć od tego, jaki udało się uzyskać plon z hektara. A jest on bardzo zróżnicowany.
- Przy plonie 6,5 tony z hektara i cena 450 zł plus VAT i 6 zł za każdy procent, to jest i tak dokładka do interesu. W tym roku kukurydza musiałaby kosztować około 540 zł za tonę. Dwa lata temu uzyskałem 15 ton z ha, rok temu 11 ton z ha, a w tym roku 6,5 tony. Ta sama klasa ziemi i nawożenie takie samo, ale wody zabrakło - podaje rolnik Hieronim Chudy.
Plony na niższym poziomie uzyskali rolnicy z terenów, które dotknięte zostały suszą, a więc głównie Wielkopolski, woj. lubuskiego i kujawsko - pomorskiego. Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja na ścianie południowo - wschodniej kraju. Tam zbiory są imponujące. Poza tym w tym roku kukurydzą obsiano w Polsce większy areał niż w ciągu ostatnich kilku lat. Wiesław Łopaciuk z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej podaje, że tegoroczne wstępne szacunki wskazują na 665 tys. ha pól kukurydzy na ziarno (w 2018 roku było 645 ha, a w 2017 roku - 562 tys. ha).
Kukurydzy dużo, a eksport leży
Według Dariusza Mikołajczyka z Agro-Partner (podmiotu m.in. skupującego płody rolne) towaru na rynku wewnętrznym jest sporo. I to wpływa przede wszystkim na obecną cenę.
- Wzrost stawek za kukurydzę hamuje brak eksportu. Jest to spowodowane między innymi tym, że ten rynek wschodni, a więc Ukraina i Rosja jest w stanie zaproponować zdecydowanie niższe ceny i jakby część naszych zachodnich sąsiadów, którzy kupowali od nas towar, na dziś nie jest zainteresowana towarem z Polski - komentuje Dariusz Mikołajczyk.
Jego zdaniem, utrzymujące się w naszym kraju w październiku ceny kukurydzy suchej na poziomie od 600 zł do 630 zł za tonę nie są drastycznie niskie. Wspomina, że kilka lat temu w podobnym okresie wynosiły one 570 zł/t. - Nie jest więc wcale źle - dodaje.
Oprócz wspominanych Ukrainy i Rosji dużym konkurentem w tej chwili są dla nas także Węgry i Słowacja, gdzie, jak tłumaczy Dariusz Mikołajczyk, kukurydza kosztuje 550 zł/t.
- Zachodnia część Niemiec, Holandia i Belgia generalnie skupiły się na Ukrainie i towar sprowadzają stamtąd. Dla nas pozostaje tylko kwestia transportu na wschodnią ścianę Niemiec, która woli kupić towar z Polski. Bardziej się jej opłaca sprowadzić zboże od nas, niż ciągnąć towar z portu w Hamburgu czy Rostocka, gdzie te koszty transportu będą zdecydowanie wyższe - stwierdza właściciel firmy Agro-Partner.
Póki co jednak Niemcy nie chcą otworzyć się na import większych ilości towaru. Dlaczego? - W 2018 roku susza w Niemczech była nawet większa niż w Polsce. Nasi zachodni sąsiedzi przestraszeni niskimi początkowymi zbiorami zaczęli kupować kukurydzę na potęgę, ładując w to potężne pieniądze. Gdy żniwa rozkręciły się u nich na dobre, okazało się, że własnego towaru wcale nie maja mało. Przepłacili i to słono. Nauczeni więc ubiegłoroczną sytuacją, w tym sezonie są bardzo ostrożni. U nich ten towar też już jest. Nie mają wcale złego plonowania - mówi Dariusz Mikołajczyk.
Ceny kukurydzy jeszcze spadną?
Pocieszający dla polskich rolników nie jest także fakt, że globalnie także przewiduje się dobre zbiory kukurydzy. - Wszyscy bali się o Stany Zjednoczone, które są w tej chwili w okresie koszenia. Pogoda się tam poprawia i codziennie spływają informacje, że zbiór tam lada dzień się rozpędzi, a to spowoduje spadek cen na giełdzie w Chicago i automatycznie w tę samą stronę zareaguje paryska giełda MATIFF - ocenia Dariusz Mikołajczyk. Jego zdaniem w listopadzie nie powinniśmy spodziewać się wzrostów cen. Wręcz przeciwnie - mogą jeszcze spaść.
- Co będzie w grudniu - nie wiadomo. Nie dosyć, że do zakupu polskiej kukurydzy nie ma wielkiej chęci ze strony Niemiec, a to głównie weryfikowało u nas cenę, to jeszcze w ogóle nie ma eksportu w portach - dodaje Dariusz Mikołajczyk.