Nie w Szwajcarii, a tutaj jest ich miejsce na Ziemi
Małgorzata i Arkadiusz Czarnolewscy mieszkają w Czekanowie od ponad 40 lat. Pani Małgorzata jest rodowitą poznanianką z Jeżyc. Pan Arkadiusz pochodzi z nauczycielskiej rodziny z okolic Czarnkowa, a przed ślubem mieszkał w Wągrowcu. Pobrali się w 1980 roku, pani Małgorzata na dobre osiadła tu dopiero dwa lata później.
- Poznaliśmy się na weselu naszego kuzynostwa. Wtedy jednak nic „nie zaiskrzyło”. Potem urodziło się im dziecko, a ja zostałam matką chrzestną. Mój przyszły mąż dostąpił zaszczytu bycia ojcem chrzestnym. Ale nadal „nie iskrzyło”. A jak dziecko, to potem pierwsze jego urodziny. Znowu się spotkaliśmy i wtedy zaczęliśmy spoglądać na siebie inaczej. Jak to mówią - zaczęliśmy chodzić ze sobą - wyjaśnia z uśmiechem na twarzy pani Małgorzata.
Doprowadzenie gospodarstwa do obecnego stanu zajęło 40 lat
Pan Arkadiusz skończył ogrodnictwo w powołanym w 2009 roku Zespole Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Powierciu w powiecie kolskim. Szkoła ma bardzo długą i barwną historię. Ukończenie tej placówki naznaczyło jego i przyszłej żony losy. W 1977 roku pan Arkadiusz w Czekanowie kupił gospodarstwo, będąc jeszcze uczniem szkoły w Powierciu. To było niewiele ponad 8 ha ziemi, stary dom i stara obora.
- Tu nic prawie nie było. Trzeszczące drewniane podłogi i dach, który w każdej chwili groził zawaleniem - mówi pan Arkadiusz. - Miałem świadomość, że przystosowanie tego do w miarę normalnego życia będzie wymagało wiele trudu - wyjaśnia mężczyzna. - Doprowadzenie gospodarstwa do obecnego stanu zajęło nam ponad 40 lat, bo jak całe rolnictwo i ogrodnictwo doświadczaliśmy poważnych zwrotów w polityce państwa, które zawsze ostatecznie dotykały konsekwencjami rolników i producentów.
Zaczynali od tuneli
Kiedy Czarnolewscy zaczynali swoją przygodę z ogrodnictwem, królowały głównie szklarnie, które trzeba było ogrzewać. Oni jednak zaczynali od tuneli. Były to czasy tanich kredytów dla rolników, ogrodników i sadowników. Takich na 1 procent. Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy nastąpiły reformy Balcerowicza. Planowali rozbudowę szklarni, ale kończyły się możliwości uzyskania nisko oprocentowanych kredytów. Koszty utrzymania i konserwacji szklarni, które przecież zbudowane były z tłukliwego materiału, doprowadziły do skierowania uwagi na tunele ogrodnicze.
- Wykorzystujemy jeszcze częściowo stare szklarnie, ale to tylko kwestia czasu. Tunele są tak samo efektywne i nie wymagają tylu nakładów, co typowe szklarnie. Na dodatek od szklarni trzeba płacić podatki, a od tuneli nie. Teraz użytkują cztery tunele. - Mąż zbudował kiedyś rozmnażalnię, która służy nam do teraz. Tu rosną rozsady warzyw do wysadzenia: seler, cebula. W jednej ze szklarni rosną już rozsady innych warzyw korzeniowych - wyjaśnia pani Małgorzata.
Produkują przede wszystkim rozsady, uprawiają nieco warzyw na polu
W swoim gospodarstwie ogrodniczym produkują przede wszystkim rozsady: kalarepy, sałaty, kapusty. Uprawiają nieco ogórków i innych warzyw na polu. Tu królują: pietruszka, koperek, cebulka. Pan Arkadiusz zajmuje się też pasieką, w której ma 25 rojów pszczelich. Było ich kiedyś więcej, ale zdarzyło się, że któryś z rolników dokonał oprysku nie o tej porze, co powinien i pan Arkadiusz mógł tylko zobaczyć sterty padłych pszczół. Wprawdzie wypłacono mu odszkodowanie, ale uzyskanie korzystnego wyroku zajęło prawie dwa lata.
Na pozostałych gruntach rolnicy wysiewają pszenżyto. - Gleby tu słabe, głównie V i VI klasa i nie ma co marzyć o rekordowych plonach. Mój ojciec zawsze mawiał: trzymaj to, co nie chce żreć - śmieje się nasz rozmówca. Część gruntów uprawnych wydzielili jako działkę pod zabudowę dla sąsiada, część zajął ogród kwiatowy i starannie pielęgnowany wręcz park. - Mąż zbudował piękną i obszerną altanę, a tu są kupione leżaki, na których nie mieliśmy jeszcze okazji poleżeć - śmieje się pani Małgorzata.
Nie przeniosą się do Szwajcarii
Są rodzicami dwóch synów - Pawła (42 l.) i Grzegorza (39 l.) Obydwaj mieszkają od dawna w Szwajcarii i nie planują powrotu. Tam też żyją ich wnuczka i trzech wnuków. - Synowie często zachęcają nas do tego, żebyśmy sprzedali nasze „królestwo” i przenieśli się do Szwajcarii. To piękny i bogaty kraj, ale jak policzyliśmy koszty życia, to nasze emerytury nie starczyłyby na chociażby wynajęcie mieszkania - wyjaśnia pani Małgosia. - Tu jest nasze miejsce na Ziemi - mówią razem. - Zastanawiamy się, co będzie dalej z naszym ogrodnictwem, bo czas leci, nam przybywa lat, a wszystko robimy sami. Takie już czasy, że nie jest łatwo znaleźć chętnych do pracy - dodaje pan Arkadiusz.
Sami zajmują się dystrybucją wyhodowanych warzyw i rozsad
Część trafia na giełdę ogrodniczą na poznańskim Franowie, a część sprzedają dwa razy w tygodniu na targowiskach w Wągrowcu. Kiedyś mieli nawet kwiaciarnię przy ul. Kasprowicza, ale to już przeszłość. W swoich szklarniach hodowali popularne wtedy, a i powracające do łask, goździki i asparagus.
- Wielką konkurencją są dla nas markety, a menedżerowie tych sieci grają niekiedy brutalnie. Mieliśmy stałego odbiorę w Poznaniu i pod jego potrzeby planowaliśmy produkcję. Po zmianie menedżera dostaliśmy telefon, że już nie chcą naszych warzyw. Z godziny na godzinę. Zmuszeni byliśmy sprzedawać swoje produkty po cenie trzykrotnie niższej, żeby się nie zmarnowało - mówi z żalem w głosie ogrodnik.
- Ale są też momenty optymistyczne. Kiedyś wręcz modliliśmy się o to, żeby ktoś na giełdzie kupił od nas warzywa, a widoki były niezbyt optymistyczne. Jakiś człowiek, który na pierwszy rzut oka odstręczał sposobem zachowania się i widokiem, usłyszał naszą głośną rozmowę i stał się cud. Podszedł do nas i teraz jesteśmy jego stałym dostawcą - wspomina.
- Nasze warzywa i rozsady są zdrowe, bo staramy się uprawiać je przy minimalnym udziale oprysków. Stosujemy tylko te konieczne. Można powiedzieć, że nasze warzywka rosną na właściwym podłożu wzbogaconym o… serce - dodaje pani Małgorzata.
- Mamy już swoje lata, ale korzystamy ze współczesnych technik komunikowania się. Dziś wiele zamówień realizujemy „na telefon”. Jedziemy tam, gdzie czekają na nas i nasze produkty - wyjaśniają małżonkowie.
Postawili na fotowoltaikę
Zdecydowanie postawili również na możliwość korzystania z naturalnych źródeł energii. Swój dom i gospodarstwo zasilają energią uzyskiwaną z ogniw fotowoltaicznych. Już wiele lat temu rada gminy podjęła uchwałę, że nie będzie się tu budować wiatraków, a priorytet ma fotowoltaika.
- Prawie nie musimy płacić rachunków za energię elektryczną, ale jak dalej będzie, nie wiemy. Coraz głośniej o zmianach w zakresie pozyskiwania energii z odnawialnych źródeł, a zewsząd docierają informacje, że główny dostawca energii i jednocześnie odbiorca energii prosumenckiej ma problemy z magazynowaniem i przesyłaniem energii - mówi pan Arkadiusz.
Pojawiły się plany budowy w tej okolicy farmy fotowoltaicznej i małżonkowie gotowi byliby udostępnić swoje hektary dla tego przedsięwzięcia.
Czas na odpoczynek mają w styczniu
Zapytani o to, kiedy mają czas na jakikolwiek odpoczynek, odpowiadają zgodnie: chyba tylko w styczniu, kiedy nie ma pracy.
Małżonkowie wybierają się wkrótce do Szwajcarii na dziesięć dni, bo któreś z wnucząt przystępuje do I komunii świętej. - Czasami wyskoczymy do Międzyzdrojów. Na całe szczęście mamy sąsiadkę, która chętnie zaopiekuje się w tym czasie naszym psem - berneńczykiem. Psisko towarzyszy nam podczas naszej rozmowy i mimo pokaźnej postury okazuje się zabawnym i przyjaznym stworzeniem.
- Marzę o takich wczasach, kiedy przez co najmniej 10 dni nie będę musiała myśleć o podlewaniu roślin, opryskach, zbiorach i sprzedaży - mówi rozmarzonym głosem pani Małgorzata.
Czekanowo
To wieś przy drodze wojewódzkiej nr 196 łączącej Poznań z Chodzieżą i dalej Wielkopolskę z Pomorzem. Pierwsze wzmianki o wsi pojawiają się w zachowanych dokumentach z XV wieku. Dziedzice tych ziem przyjęli nazwisko Czekanowskich i rezydowali tutaj do połowy XVIII w. W pierwszej połowie XVI wieku jeden z Czekanowskich postawił tu dwór. W XIX wieku postawiono nowy, który przetrwał do współczesnych czasów. Co ciekawe, po II wojnie światowej dwór wraz z majątkiem trafił w ręce oficera Ludowego Wojska Polskiego, nie zaś do żadnego PGR-u. Dwór i park został następnie sprzedany Borowińskim z Wągrowca. Na terenie posiadłości widoczny jest krzyż i tablice, które głoszą, iż w tym miejscu znajdował się cmentarz ewangelicko- augsburski. Wokół nie widać żadnego lapidarium. Nie wiadomo, kto został na nim był pochowany, niemieccy osadnicy czy Polacy wyznania ewangelickiego.
CZYTAJ TEŻ: Specjalizują się w produkcji roślinnej. Gospodarują na prawie 80 ha
- Tagi:
- ogrodnictwo
- warzywa
- tunele
- szklarnie
- rozsady