Ile powinna wynosić cena pszenicy, by opłacało się ją uprawiać?
O obecnej sytuacji na rynku zbóż rozmawiamy ze Stanisławem Kacperczykiem, prezesem Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych.
W ostatnim czasie cena pszenicy znacznie wywindowała w górę. Co jest tego powodem?
Na pewno ważnym czynnikiem było zwiększenie popytu na rynku światowym, co uruchomiło eksport. Zwiększony ruch na rynku wewnętrznym jest być może spowodowany także tym, że przetwórcy nie stworzyli wcześniej odpowiednio dużych zapasów.
Czy widmo suszy też mogło przyczynić się do obecnego większego popytu na płody rolne?
Myślę, że susza sieje pewien niepokój. Jest on zresztą wyraźnie podsycany przez media, które wieszczą suszę stulecia w tym roku. Jednak nie przypuszczam, by te przewidywania miały już teraz duży wpływ na ceny. Bardzo duże braki opadów w marcu i kwietniu wpłynęły rzeczywiście znacząco negatywnie na zasiewy, ale po opadach w początku maja sytuacja na polach uległa wyraźnej poprawie i stan zasiewów na razie nie wróży katastrofalnie niskich zbiorów.
Wysoka cena pszenicy utrzymuje się od przełomu marca i kwietnia. Wcześniej natomiast była o wiele niższa, niż średnia wieloletnia. W styczniu większość zakładów płaciło mniej niż 700 zł/t. Dlaczego?
Utrzymujące się aż do marca niskie ceny wynikały z rozpowszechnianej przez skupujących informacji, że na rynku jest nadmiar zboża, magazyny są pełne i praktycznie kupujący - przetwórcy nie mają gdzie tego zboża magazynować. Niestety wielu rolników musiało mimo niskich cen sprzedać swoje zbiory, po to by kupować środki do produkcji, które są obecnie bardzo drogie. Nasze analizy, wykazały, że, aby producentowi zwróciły się koszty produkcji, cena powinna wynosić powyżej 700 zł/t, a przecież gospodarstwo musi znajdować pieniądze nie tylko na bieżącą produkcję, ale także na jego rozwój związany na przykład z zakupem nowego sprzętu.
Czy wielu rolników zdecydowało się na sprzedaż płodów w tych „chudych miesiącach”? Jaka wielkość surowca jest jeszcze magazynowana w gospodarstwach?
Ciężko ocenić w jakiej ilości rolnicy wyprzedali swoje płody zakładom, nie sądzę by to były bardzo duże ilości. Zresztą warto tutaj podkreślić, że ta wyższa cena dotyczy właściwie tylko pszenicy, a ceny pozostałych zbóż - są na niezmiennie niskim poziomie.
Według niektórych to przede wszystkim rosnący eksport polskiego zboża przyczynił się do wzrostu cen. Kraje, które od nas kupują zabezpieczają się przed suszą i gromadzą zapasy. Według ministra Ardanowskiego nie musimy się obawiać o to, że towaru w naszym kraju zabraknie, bo w rezerwach strategicznych Skarbu Państwa jest go dostateczna ilość. Czy tak rzeczywiście jest?
Myślę, że rozsądne jest, aby z Polski eksportować co roku pewną ilość ziarna, większą zwłaszcza w latach urodzaju, bo to stabilizuje rynek. Oczywiście ważną rolę należy przewidywać dla zapasów strategicznych. Przy czym zapasy te siłą rzeczy nie mogą być zbyt duże. Wydaje się, że obecnie poziom tych zapasów jest dostateczny.
Myśli pan, że ceny pszenicy konsumpcyjnej będą jeszcze rosnąć?
Wszystko zależy od sytuacji na świecie i sytuacji pogodowej w Polsce oraz od wielkości zapasów w gospodarstwach i magazynach. Teraz ciężko to ocenić. Ten deszcz, który przyszedł w maju, zmienia nastroje. Wydaje się, że częściowo uratuje to, co jeszcze miesiąc wcześniej było niemalże spisywane na straty. Jeśli rozkład opadów w kolejnych miesiącach wegetacji wiosennej będzie dobry, to zbiory w Polsce nie będą co prawda rekordowe, ale też nie będą katastrofalnie niskie.
W poprzednich latach niektóre związki rolnicze zwracały uwagę na zagrożenie konkurencyjne wynikające z importu dużych ilości zboża z Ukrainy. Czy i w tym roku może to stanowić problem?
Ukraina ma olbrzymi potencjał produkcyjny, a przy tym koszty produkcji ciągle zdecydowanie niższe niż u nas. W związku z tym propozycje cen za ziarno ukraińskie są na ogół wyraźnie niższe. Myślę, że niebezpieczeństwo destabilizacji naszego rynku spowodowane niekontrolowanym wwozem ziarna ukraińskiego jest, i będzie jeszcze przez szereg lat, duże. Jako bezpośredni sąsiad tego kraju jesteśmy na to oddziaływanie szczególnie silnie narażeni.
Czytaj także:Sprzeciw wobec kolejnych zezwoleń na import z Ukrainy!
Na kogo spadają koszty transportu zbóż?
Koszty przewozu są ważnym problemem ograniczającym zyski rolników. Wszyscy zachwycają się wysoką ceną portową. Ale to nie jest stawka, którą otrzymuje producent rolny. Tak samo jest w przypadku cen, jakie producenci uzyskują na rynku wewnętrznym. Trzeba tutaj zaznaczyć, że każdy transport na miejsce sprzedaży to jest dodatkowy wydatek od 30 do 90 zł od tony. Jeśli w chwili obecnej cena możliwa do uzyskania za tonę pszenicy wynosi 800 zł/t, to po odjęciu kosztów transportu pozostaje tylko 740-770 zł/t. Transport to niestety wydatek rzędu 8-10 procent ceny zboża. A o tym często się nie mówi.
Duży wpływ na opłacalność produkcji roślinnej ma cena środków do produkcji, a więc nawozów i środków ochrony roślin. Czy w tym segmencie, z pana perspektywy, nastąpiły w ostatnim czasie podwyżki cen?
Na przestrzeni ostatnich lat nie zauważyłem, aby ceny środków do produkcji taniały. Drożeje nie tylko sprzęt rolniczy, środki ochrony roślin ale również nawozy. Tym samym wzrastają koszty produkcji, w ślad za którymi nie idzie wzrost cen zbóż i płodów rolnych.