Duda ocenia sytuację na rynku trzody chlewnej
Z Maciejem Dudą, ustępującym prezesem Polskiego Koncernu Mięsnego Duda S.A. rozmawia Joanna Stańko.
Jak pan ocenia sytuację na rynku? To chyba nie jest najlepszy okres dla branży mięsnej.
Sytuacja jest trudna. Wynika to z kilku przyczyn, które mają znaczenie nie tylko dla nas, ale dla całego rolnictwa. Głównym powodem problemów jest sytuacja na rynku surowcowym – mamy od kilku lat nieustanny spadek pogłowia żywca wieprzowego, które - według ekspertów - na koniec roku ma sięgnąć około 11 milionów sztuk. Rekordowe pogłowie wynosiło 22 miliony sztuk - w porównaniu z obecnym stanem - mamy spadek o połowę. Surowca jest mniej, więc z jednej strony zaostrza się konkurencja o niego, a z drugiej - olbrzymim problemem jest spadek siły nabywczej konsumentów. Dochody społeczeństwa nie rosną, a inflacja - tak, szczególnie w segmencie żywnościowym. Te czynniki powodują, że mocno spadły marże, a firmy mięsne po prostu muszą zaciskać pasa i walczyć, żeby utrzymać rentowność.
Trzeci kwartał Grupa PKM DUDA zamknęła stratą w wysokości 2,7 mln zł. Głównie z powodu wyników działu produkcji mięsa?
Tak.
Jakie działania wobec tego zamierzacie podjąć, żeby ten segment wyprowadzić na prostą? W pozostałych - dystrybucji czy produkcji rolnej, wyniki macie dobre.
Naszym szczęściem i siłą jest to, że mamy mocno zdywersyfikowaną grupę: mamy silne rolnictwo, które zarabia i silną dystrybucję - handel, który też zarabia. Bolączką rzeczywiście jest produkcja mięsa. W tej chwili będziemy dostosowywać wielkość produkcji do poziomu optymalnego dla zakładu.
Zmniejszać ją?
Tak. Nie będziemy gonić za produkcją maksymalną, tylko szukać złotego środka, który pozwoli nam z jednej strony utrzymać koszty na niskim poziomie, a z drugiej - wypracować marżę, która je pokryje. Myślę, że to jest rozsądne rozwiązanie. Powinno dać oszczędności firmie i pozwolić na to, że przynajmniej nie będziemy do produkcji dokładać.
Czy w związku z tym planujecie redukcję zatrudnienia, bądź inne działania, niekorzystne dla pracowników?
Obecnie szukamy rozwiązań, które pozwolą nam uniknąć bezpośrednich redukcji, korzystamy m.in. z outsourcingu działów produkcyjnych i wsparcia (outsourcing polega na przekazaniu innemu przedsiębiorstwu zadań nie związanych bezpośrednio z podstawową działalnością firmy - przyp. red.). Przykładowo, od stycznia ruszy spółka transportowa, która nie tylko będzie świadczyła usługi dla nas, ale także dla innych klientów. Chodzi o to, żeby nasi pracownicy mogli pracować, nie tylko dla PKM DUDA, ale także dla innych firm. Dla wszystkich jest to rozsądne i korzystne rozwiązanie, bo nam daje możliwość wykorzystania majątku, a pracownikom - pracę. Podobnie jest z rzeźnikami, których zapewnia nam zewnętrzna firma.
Cięcia w sferze płac są? Będą?
Płace będziemy dostosowywać do naszych możliwości. Część pracowników jest wynagradzana od wydajności i przerobu w firmie. Tu na pewno konsekwentnie będziemy dążyć do optymalizacji płac. Musimy wybrać jakieś rozwiązanie: albo zwolnienia, albo optymalizacja wynagrodzeń. Idziemy w tym drugim kierunku. Myślę, że to się spotyka z coraz większym zrozumieniem pracowników. Patrzymy na lokalny rynek pracy, który jest słaby. Nie zanosi się na to, że w najbliższym okresie będzie lepiej, sądzę więc, że lepiej te trudne chwile przetrwać wspólnie, nawet zaciskając pasa.
Firma oszczędza, muszą oszczędzać pracownicy?
Tak. Zwracamy uwagę także na lojalność i odpowiedzialność, na to, żeby nie naciągano firmy na chorobowe. Mamy takie przypadki. Przeprowadziliśmy w tym zakresie audyt, z którego wynika, że mamy wskaźnik wyższy niż średnia krajowa. Będziemy więc sprawdzali, kontrolowali, czy nie ma nadużyć, bo zdarza się, że spółka płaci nienależne świadczenie. W tej kwestii będziemy współpracowali z odpowiednimi służbami państwa. Naciąganie na chorobowe będzie wiązało się np. z brakiem premii - do tej pory nie byliśmy w tym tak konsekwentni. Z pracownikami, którzy nadużywają uprawnień, a nie zmienią swojego podejścia, będziemy się rozstawać. Kryzys doprowadza do takiej sytuacji, że musimy każdego pracownika ocenić indywidualnie. Ci najsłabsi będą musieli odejść, o najlepszych będziemy walczyć.
Czyli jakieś redukcje jednak będą?
Nie jestem w stanie zadeklarować, że nie będzie żadnych. Oceniamy każdego pracownika i jego przydatność. Każdy otrzymuje swoje zadania i możliwość ich wykonania, jeśli wykonuje je nienależycie, będą konsekwencje - łącznie z takimi, że będziemy się rozstawać. To nie znaczy oczywiście, że nie będziemy przyjmowali nowych osób, chodzi raczej o to, że musimy być bardziej zdyscyplinowani.
Powiedział pan o zmniejszeniu produkcji mięsa. Czy w ślad za tym idzie ograniczenie skupu trzody chlewnej?
Nie. W ostatnich miesiącach zakład funkcjonował w oparciu o ubój i rozbiór półtusz z zewnątrz. To model niemiecki bazujący na operatorach logistycznych. Obecnie wracamy do modelu bezpośredniej współpracy z rolnikami i grupami produkcyjnymi. Ograniczyliśmy rozbiór półtusz z zewnątrz, natomiast skup został utrzymany, nawet trochę zwiększony, co za tym idzie - ubój także.
Gdzie trafia wasze mięso?
Najważniejszym dla nas rynkiem jest Polska. Nadal dużą wagę przywiązujemy do klientów krajowych - to ponad 70% naszej sprzedaży. Podejmujemy kolejne działania ukierunkowane na znalezienie nowych rynków zbytu, mówię przede wszystkim o Azji. Tam kryzys, jeszcze nie dotarł, bo w niektórych krajach ciągle jest wzrost gospodarczy. Mamy nowe kontakty. Dzięki dużemu zaangażowaniu naszych pracowników, pozytywnie przeszliśmy kontrolę tajwańską, a kraje azjatyckie są bardzo wymagające, jeśli chodzi o jakość produkcji. Jest więc szansa na kolejny rynek.
Tajwan.
Tak. Czekamy jeszcze na sformalizowanie wszystkich procedur i podpisanie stosownych dokumentów, co pewnie potrwa jeszcze kilka tygodni, ale to kolejny rynek i kolejni klienci.
Chcecie wejść do Chin? Obecnie spółka nie ma uprawnień eksportowych do tego kraju.
Tak, próbujemy je uzyskać. Jest szansa na to, żebyśmy w staraniach o nie, otrzymali wsparcie chińskich przedsiębiorstw, które znają nasze produkty z innych rynków. Zawsze jest łatwiej, gdy chiński kontrahent chce, aby polski producent dostarczał mu towar.
Poszukiwanie nowych rynków to sposób na krajowy kryzys?
Oczywiście. Naszą ambicją jest, żeby znaleźć rynki zbytu tam, gdzie z kryzysem sobie radzą. Poszukiwania trwają cały czas i nie ograniczają się do Azji. Ubiegamy się o uprawnienia na różne rynki, ale nie będę zdradzał jakie, bo konkurencji nie chcemy podpowiadać.
Jakiś czas temu prowadziliście rozmowy z Cazador Holdings (z siedzibą w George Town, Wielki Kajman - wyspa na Morzu Karaibskim - przyp. red.) o dokapitalizowaniu PKM DUDA. Nie udało się osiągnąć porozumienia. Nadal szukacie inwestora, który mógłby was finansowo wesprzeć?
Cały czas szukamy rozwiązań na rynku kapitałowym. Ale jesteśmy spółką publiczną, więc niewiele mogę na ten temat powiedzieć. Prowadzimy jednak rozmowy. Różne rozwiązania są negocjowane.
Czy któreś z nich jest na takim etapie, że może się niedługo zakończyć podpisaniem umowy?
Jeżeli do tego dojdzie, spółka zgodnie z przepisami, poinformuje o tym. Z negocjacjami często jest tak, jak z Cazadorem - długo wydawało się, że się uda, a ostatecznie okazało się, że rozbieżności są zbyt duże. Przewidywanie pozytywnego finału zawsze jest więc ryzykowne.
Jak pan widzi przyszły rok? Eksperci zapowiadają, że łatwiejszy niż ten, raczej nie będzie.
Przygotowujemy się do niego., podejmowane przez nas decyzje są ukierunkowane na to, by poprawić wyniki produkcji, i przywrócić trwałą rentowność. W innych segmentach również oszczędzamy i optymalizujemy działalność. Nie spodziewam się, aby w najbliższych 2-3 kwartałach było lepiej. Wręcz przeciwnie, sądzę, że będzie gorzej. Dlatego wprowadzamy jeszcze większą dyscyplinę finansową. Bardzo ważne jest, abyśmy pilnowali naszej sprzedaży od strony bezpieczeństwa. Mamy takie czasy, że pewnie będą kolejne upadłości w branży mięsnej. W tym roku było ich kilka i to na pewno nie koniec. Dla nas istotne jest to, że nie sprzedajemy na własne ryzyko. Mamy partnera - firmę KUKE, która nas ubezpiecza. Nie ryzykujemy więc własnych pieniędzy, poza koniecznym wkładem, bo ubezpieczenie obejmuje 90% wartości transakcji. W 2013 roku płynność finansowa może być kluczową sprawą, decydującą o tym, kto będzie wygrywał, a nawet kto przetrwa.