Rolnicy rezygnują z produkcji mleka
Część hodowców krów odchodzi od produkcji mleka. Większość z nich decyduje się na wstawienie do swoich obór bydła opasowego. Jednym z walorów takiego rozwiązania są znacznie mniejsze wymagania sanitarne niż przy chowie bydła mlecznego. Jak przestawić się z chowu bydła mlecznego na bydło mięsne?
Wielokrotnie w „Wieściach Rolniczych” pisaliśmy o problemach producentów mleka. Część z nich, zwłaszcza tych mniejszych, po zniesieniu kwot mlecznych zdecydowała się na sprzedaż stad.
- Ostatni kryzys na rynku mleka i tendencje europejskie, a nawet światowe, nie wróżą niczego dobrego dla tych mniejszych producentów. Ci więksi zainwestowali spore środki w obory, materiał hodowlany, hale udojowe i siłą rzeczy muszą to ciągnąć, aby zwróciły się koszty. Wtedy koszt jednostkowy produkcji mleka przy takiej skali jest niższy niż u rolnika, który ma 10 krów. To wszystko powoduje, że rolnicy zaczynają rozważać zmianę profilu produkcji, choć takiej masowej tendencji jeszcze nie obserwujemy - mówi Kornel Pabiszczak z działu ekonomiki i marketingu Wielkopolskiej Izby Rolniczej w Poznaniu.
Czytaj także: Chów cieląt na białe mięso
Do swoich obór rolnicy zaczynają wstawiać bydło opasowe. Zwolennicy tego profilu produkcji wskazują, że jest ona znacznie mniej kosztowa. Przede wszystkim nie wymaga tyle pracy i czasu. Nie trzeba spełniać restrykcyjnych wymogów sanitarnych, jak w przypadku bydła mlecznego. - Ceny wołowiny też podlegają okresowym wahaniom. Ustabilizowały się na pewnym poziome, co prawda nie jest on zachwycający, ale w miarę zadowalający - ocenia ekspert z WIR-u.
Czy hodowla bydła opasowego jest opłacalna?
- Z tego, co ja badałam, to jest opłacalna i cały czas rozwija się. Z tym, że zaczyna się proces taki, jak w przypadku trzody chlewnej, tzn. import młodych cieląt. To z jednej strony jest bardzo pożądane z tego powodu, że poprawia genetykę tych cieląt. Natomiast może ten rynek trochę zaburzyć. To wszystko zależy, od tego w jakim tempie będzie się rozwijało i jak będzie to wyglądało - mówi dr Danuta Zawadzka z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej w Warszawie. Zdaniem ekspertki najlepiej kupować cielęta z krajów dawnej Unii Europejskiej.
Czytaj także: zimny wychów cieląt
Rolnicy rezygnujący z produkcji mleka twierdzą, że po sprzedaży krów wystarczy pieniędzy na zakup cieląt. Nie ma problemów z ich nabyciem, ale trzeba bardzo uważać, bo na rynku jest sporo chorych sztuk. - Pojechałem obejrzeć zwierzęta do jednego handlarza. Na 20 sztuk, które miał, może dwa wybrałbym. Były w nienajlepszej kondycji. Za pięciotygodniowe cielę żądał tysiąc złotych. Zrezygnowałem z zakupu - opowiada rolnik z gminy Kotlin. Ostatecznie zwierzęta kupił w innej firmie. Nabył je pod koniec listopada. Za pięciotygodniowe cielę płacił 1.300 zł. Przedsiębiorcy zajmujący się sprzedażą twierdzą, że nie ma większego zainteresowania wspomnianymi zwierzętami. Wskazują, że jest to branża, w której występuje zjawisko sezonowości. Największy pobyt jest w momencie otrzymania dopłat przez rolników.
- Ceny cielaków kształtują się bardzo różne, bo sztuka sztuce nie jest równa. Tak naprawdę liczy się budowa cielaka, a nie jego umaszczenie. Rolnicy trochę słabo potrafią rozróżniać budowę cieląt i często kupują słaby materiał, bo uważają, że jeśli jest cielak biało-czarny, to on musi być cielakiem typu HF, a to jest nieprawda, bo są mieszanki i te cielaki potrafią być lepsze niż te kolorowe - uważa Bartosz Bator.
Czytaj także: krowie SPA, czyli zwierzęce luksusy
Podkreśla, że handluje tylko polskimi cielętami. - Ubojnie coraz bardziej sceptycznie pochodzą do zwierząt sprowadzanych i wiele z nich nie chce kupować do uboju byków z importu. Nasz polski cielak jest bardzo dobrze oceniany na rynkach europejskich. Cielęta z zagranicy albo nie wyrastają lub mają problemy zdrowotne - mówi przedsiębiorca z powiatu konińskiego. Wskazuje, że jest zakaz importu cieląt z Rumuni, skąd została przywieziona choroba niebeskich języków. W ocenie Bartosza Batora cielęta sprowadzane z zagranicy mają problemy zdrowotne.
- Przywożone są w potężnych partiach samochodami piętrowymi. Ciężarówki są wynajmowane, jedzie obcy kierowca, który nie będzie się interesował, aby zamknąć z odpowiedniej strony wywietrzniki, aby na te zwierzęta nie padało. Te zwierzęta docierają mokre, przewiane - uważa właściciel firmy Bator.
Jednocześnie przestrzega przed zakupem zwierząt z Włoch. - Teraz przyszła taka moda na cielaki włoskie rasy simentaler, ale one nie wyrastają. To jest takie nabijanie rolników. Jak Włosi mogą nam sprzedawać dobrego simentala taniej, jak oni kupują z Polski drożej biało-czarnego cielaka? - mówi Bator.
Problemu ze zbytem cieląt nie ma też Paweł Nowicki z Piły (gm. Chocz). Blisko 7 lat temu jego ojciec z tradycyjnego gospodarstwa rolnego przestawił się na hodowlę krów mamek. Aktualnie ma ich 20, ale planuje powiększyć stado. Nie kupuje zwierząt od pośredników. Rozwija się w oparciu o własną hodowlę. - To są czystorasowe mięsne sztuki, a nie jakieś krzyżówki z krowami mlecznymi - mówi młody rolnik. Wszystkie cielęta z jego obory trafiają do jednego hodowcy bydła opasowego z powiatu pleszewskiego. Sprzedaje przeważnie ośmiomiesięczne sztuki. Cena wynosi od 9 do 10 zł za 1 kilogram.
Paweł Nowicki przyznaje, że w przypadku hodowli krów mamek jest znacznie mniej pracy niż krów mlecznych, a na dodatek uzyskuje się większy dochód.
- Od trzech lat mamy tylko użytki zielone. Nie uprawiamy zbóż ani roślin okopowych. Zwierzęta są wypasane na łąkach, zbieramy tylko siano. Obsługa zwierząt jest tylko zimą. Od wiosny do później jesieni chodzą po łąkach i nie są w żaden sposób dokarmiane. W okresie letnim żyją o trawie i wodzie. Otrzymują niezbędne lizawki solne. Na noc mają możliwość powrotu do budynku, ale jak jest ciepło, to z reguły całą noc spędzają na łące. Żyją sobie według swojego rytmu - opowiada właściciel gospodarstwa.
Eksperci dowodzą, że w Polsce będzie rozwijała się produkcja bydła mięsnego.
- Pogłowie bydła w Polsce wykazuje stagnację, ale jest spadek pogłowia krów natomiast wyrównuje go wzrost pogłowia młodego bydła rzeźnego i cieląt - ocenia dr Danuta Zawadzka z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej w Warszawie. Choć w Polsce jest małe spożycie wołowiny, to zdaniem analityków rynku, nie powinno być problemu z jej zbyciem, bo bardzo dobrze rozwija się eksport naszego mięsa.