Domagalski: Gdy tylko Rosja zlikwiduje konkurencję, ceny nawozów pójdą w górę
Dużo w tej chwili mówi się o tym, że Polskę zalewają tańsze nawozy ze wschodu. Wielu rolników po prostu na tym korzysta. Dlaczego powinno im zależeć, by nagle przestać kupować nawozy z Rosji i Białorusi?
Na dziś dla rolnika kupienie tańszego nawozu jest pozornie korzystne. Szukanie oszczędności wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, jest w obecnej trudnej sytuacji rolnictwa naturalne i ja to rozumiem. Natomiast w perspektywie średnio- i długoterminowej, bardzo szybko rosnący import ze wschodu i wiążące się z tym uzależnienie od dostaw z Rosji i Białorusi, może oznaczać ogromne zagrożenie dla nich i całego kraju. Interes polskiego rolnika i interesy polskich firm nawozowych są w tym zakresie jak najbardziej zbieżne. Szansa, że w przypadku upadku polskiego sektora nawozowego, ceny nawozów ze wschodu utrzymają się na obecnym poziomie, jest bliska zeru.
Dlaczego UE nie zdecydowała się na embargo na nawozy z Rosji i Białorusi?
Jak to możliwe, że importujemy takie ilości nawozów z Rosji i Białorusi?
Po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, nakładane były na nią pierwsze sankcje dotyczące energetyki czy gazu. Wówczas pojawiły się obawy ze strony ONZ o wpływ konfliktu na globalne rynki żywnościowe. Stąd też decyzja by sankcje nie obejmowały importu żywności i nawozów. Dlatego kwestia żywności pozostała poza sankcjami. Ze względu na interwencję Polski, od 1 lipca 2024 roku Unia Europejska wprowadziła podwyższone cła na import zboża, nasion oleistych i produktów pochodnych z Rosji i Białorusi. Na interwencję w sprawie nawozów musieliśmy poczekać trochę dłużej, jednak w listopadzie podczas Rady do Spraw Zagranicznych Unii Europejskiej, Polska wraz z krajami bałtyckimi wystąpiła z wnioskiem o objęcie cłami również nawozów.
Grupa Azoty zakończyła I etap działań naprawczych. Rusza program Azoty Business
Obecnie polscy rolnicy mogą stosować rosyjskie nawozy, ale dlaczego ten import tak rekordowo rośnie?
Temat jest bardzo skomplikowany i wielowątkowy. Gaz ziemny jest podstawowym składnikiem używanym do produkcji nawozów azotowych. W momencie wybuchu wojny nagle załamały się łańcuchy dostaw, niedostatki gazu spowodowały, że jego cena gwałtownie wzrosła. W następstwie tych zdarzeń rynek jeszcze bardziej otworzył się na import nawozów z Rosji, które zalały Polskę. W tej chwili nie mamy problemu z dostępnością gazu, jego cena spadła. Jest oczywiście droższy niż w Rosji albo w Stanach Zjednoczonych, ale jest w takiej cenie, która umożliwia produkcję nawozów po akceptowalnych cenach na rynek europejski. Mimo to widzimy gwałtowny przyrost rok do roku importu z Rosji i Białorusi. Wzrosty mocy produkcyjnych na wschodzie wynika ze zmniejszonego popytu na gaz, który jakoś trzeba było zagospodarować. Dlatego teraz nie w polskich, ale w rosyjskich fabrykach gaz zamieniany jest na nawozy i jako gotowy produkt trafia do Polski. Jest to przemyślana strategia, która - gdy interes polityczny okaże się ważniejszy niż ekonomiczny - łatwo może być wykorzystana jako element wojny hybrydowej. Rosja doskonale gra w szachy, dla nas jest to „szach”, jeszcze nie „mat”, ale szanse na dobre rozegranie tej partii maleją z czasem.
Sankcje nałożono na niektóre rosyjskie firmy nawozowe
Pewne sankcje na nawozy ze wschodu obowiązują, prawda?
Obecnie funkcjonują sankcje podmiotowe nałożone tylko na niektórych producentów nawozów lub osoby bezpośrednio związane z nimi, którzy często są właścicielami zakładów. W związku z tym, że nie jest to zakaz sprowadzania wszystkich nawozów z Rosji i Białorusi, a zakaz ten ogranicza się tylko do konkretnych przedsiębiorstw, którym udowodniono powiązania z reżimem, daje to możliwość obchodzenia sankcji za pośrednictwem pośredników i różnego rodzaju firm „słupów”. Klasycznym przykładem jest tu Grodno Azot, jedyny producent mocznika i UAN w Białorusi, który korzystając z firm dystrybucyjnych sprowadza nawozy do Polski, które teoretycznie przyjeżdżają do Polski nie jako produkt objętego sankcjami Grodna Azot, lecz jako produkt innych firm, które posługując się sfałszowanymi dokumentami, twierdzą, że są producentem tych nawozów.
Jest takie zagrożenie, że jeżeli żadne działania nie zostaną podjęte przez Unię Europejską, to tak naprawdę ten import jeszcze będzie bardziej rósł?
Ten import zmierza do tego, aby zmonopolizować rynek europejski. A Polska jest tym krajem frontowym. Do nas przez Białoruś czy portami wpływa najwięcej nawozów pochodzących z Rosji i Białorusi, więc my jesteśmy na pierwszej linii. Jednak i tutaj pojawia się światełko w tunelu, ponieważ widzimy duże zaangażowanie Krajowej Administracji Skarbowej. Z inicjatywy szefa KAS pod koniec listopada br. na polską listę sankcyjną została wpisana białoruska spółka NFT LLC. Wierzymy, że wkrótce zobaczymy na tej liście kolejnych importerów próbujących obchodzić sankcje.
Czy inne kraje UE również sygnalizują potrzebę zmian?
Potrzeba zmian sygnalizowana jest przez Fertilizers Europe, które zrzesza wszystkich europejskich producentów nawozów. O ile rynek nawozowy i firmy nawozowe widzą to zagrożenie, o tyle ta świadomość nie urosła jeszcze w takim stopniu, jak to ma miejsce w Polsce. Taka polityczna świadomość innych krajów dopiero się rozwija. Polska jest inicjatorem tej dyskusji. Polska administracja podejmuje działania dyplomatyczne w tym zakresie. I Polska obejmując prezydencje od 1 stycznia jako priorytet, stawiać sobie będzie bezpieczeństwo we wszystkich wymiarach, również bezpieczeństwo żywnościowe. Pokazuje to dojrzałość naszego państwa, które ze względu na swoje doświadczenia, widzi pewne zagrożenie, nim dostrzegą to pozostałe kraje. Kolejna rzecz, z której możemy być dumni.
UE nie zgodzi się na całkowite embargo na nawozy z Rosji. W grę wchodzą cła
Są prowadzone rozmowy na temat embarga na wszystkie nawozy z Rosji i Białorusi?
Oczywiście sankcje wydawałyby się bardzo dobrym rozwiązaniem. Nie ulega wątpliwości, że poprzez rynek nawozowy bezpośrednio wspierane są działania zbrojne przeciwko Ukrainie. Powiązanie sektora gazowego, który jest zależny od władzy w Rosji, z sektorem nawozowym, jest oczywiste. Nie mówi się jednak, przynajmniej na razie, o wprowadzeniu sankcji na nawozy. Brane pod uwagę są tylko cła.
Dlaczego wyklucza się całkowicie sankcje? UE nie zgodzi się na nie?
Cło jest teoretycznie instrumentem, który powinno być łatwiej wprowadzić. Uważam, że warto byłoby spróbować wdrażać dwa mechanizmy naraz. Nie znam elementu, który podważałby możliwość dochodzenia prowadzenia tych dwóch procesów jednocześnie. Jeżeli chodzi o kwestię sankcji dla nawozów, musimy mieć jednomyślność krajów Unii Europejskiej. Może to być trudne do osiągnięcia. W przypadku budowy koalicji w sprawie ceł, procedura wymaga kwalifikowanej większości 2/3, co znacząco ułatwia osiągnięcie porozumienia między państwami członkowskimi.
Kary za obornik i nawozy azotowe mocno w górę. Ile zapłacą rolnicy?
Rejestr firm nawozowych nielegalnie eksportujących nawozy do Polski
Jednym z państwa pomysłów jest rejestr podmiotów sprowadzających nawozy z Rosji. Czy to jest realne do wykonania?
Tak. Wierzymy w to, że rejestr byłby dobrym pomysłem. Jest to postulat firm nawozowych zrzeszonych w Polskiej Izbie Przemysłu Chemicznego. Pracowaliśmy ostatnio nad uszczegółowieniem tego postulatu i „ubraniem go” w techniczne rozwiązania.
Co da ten rejestr?
Oczywiście chcemy chronić interesy polskiej branży nawozowej, ale również dystrybutorów i rolników. Ten rejestr zapewni przejrzystość oraz umożliwi identyfikację podmiotów działających zgodnie z przepisami prawa. Pomoże Krajowej Administracji Skarbowej skuteczniej identyfikować przypadki, a w rezultacie i ochroni rolników orazdystrybutorów przed konsekwencjami nieświadomego uczestnictwa w obchodzeniu sankcji oraz ochroni dystrybutorów przed presją ze strony nieuczciwej konkurencji. Zarejestrowanie firmy „słupa” na potrzeby obchodzenia sankcji będzie znacznie utrudnione.
Czy wiadomo, ile takich podmiotów może działać na terenie Polski?
Nie chciałbym rzucać liczbami, natomiast zwłaszcza na ścianie wschodniej kraju, takich pośredników jest dość sporo. Jednak liczymy, że dzięki zintensyfikowaniu działań KAS, z każdym miesiącem będzie ich mniej.
Czy sklepy, punkty dystrybucji nawozów i rolnicy mogą mieć pełną świadomość, jakie jest pochodzenie tych nawozów?
Teoretycznie te nawozy przychodzą z dokumentami, które są „czyste”. Mocznik firmy Grodno Azot wpływa na nasz rynek jako wyprodukowany przez inne firmy z Białorusi. Ale wiemy, że jest to niemożliwe, bo jest tylko jeden możliwy producent tego nawozu z tego kierunku. Czasem są tłumaczenia, że ten dany nawóz przyjechał z głębi Rosji albo z fabryki, która jest na Białorusi, ale po prostu od niedawna go produkuje. Są różnego rodzaju próby obejścia tych sankcji. Jednak dystrybutorzy powinni mieć świadomość, że kupując mocznik czy UAN z Białorusi, uczestniczą w obchodzeniu sankcji.
Rosja zalewa unijny rynek swoimi nawozami, by wyprzeć europejskich producentów
Rozumiem, że główną zachętą do zakupu tych nawozów to jest po prostu ich niższa cena? Ile mogą wynosić różnice?
To zależy od wielu czynników. Zauważamy jednak zależność, że jeżeli cena nawozu w Polsce rośnie, tak dzieje się również w przypadku nawozów z Rosji. Podobnie jest w kontekście spadków cen. Zawsze jednak pozostaje ta sama różnica. To dowodzi temu, że mamy do czynienia ze zorganizowanym procederem. Jest to specjalnie zrobione w ten sposób, żeby wyprzeć polskich i europejskich producentów.
Co to dla nas oznacza?
Przykładem tego, co może nas spotkać, jeśli nie podejmiemy radykalnych działań, jest Irlandia. Ten kraj miał swojego jednego producenta nawozów. Ceny kształtowały się mniej więcej tak, jak w innych krajach Europy. Natomiast w momencie, gdy został on wyparty przez import tańszych nawozów z innych krajów, fabryka nawozów w Irlandii została zamknięta. Od tego momentu automatycznie cały import podrożał. Te nawozy już nie są w cenie takiej, jakie oferowała nawet irlandzka fabryka, tylko są o około 200 euro na tonie droższe niż w całej Unii Europejskiej. W tym momencie Irlandia ma najdroższe nawozy w UE. I taka sytuacja utrzymuje się od momentu, kiedy fabryka, która tam produkowała, upadła.
Polska może podzielić los Irlandii?
My możemy borykać się z jeszcze większym problemem. To nie dotyczy tylko Polski, ale również innych krajów europejskich. Widzimy tę presję, a nawet zamykanie niektórych firm nawozowych w Unii Europejskiej i coraz większe przejmowanie rynku. Przytoczę statystykę, którą często pokazujemy na spotkaniach z politykami. To jest coś, co bardzo otwiera oczy. Weźmy pod lupę nawozy azotowe. Jeżeli spojrzymy na stosunek importu do produkcji krajowej, to w sezonie 2021-2022 import wynosił 32%, a 68% produktów stanowiła produkcja krajowa. Natomiast w sezonie 2022-2023 import stanowił już 56% nawozów użytych w Polsce, natomiast 44% stanowiła produkcja krajowa. Za sezon 2023-2024 nie mamy jeszcze pełnych danych, natomiast zauważyliśmy, że import już jest rekordowy. Obawiam się więc, że może być tak, iż stosunek importu do produkcji krajowej będzie jeszcze bardziej na niekorzyść produkcji krajowej w kolejnym sezonie. To pokazuje skalę tego uzależnienia. Jeżeli jeszcze spojrzymy na import, czyli co tak naprawdę importujemy, głównie to są nawozy azotowe, ale również wzrósł import nawozów wieloskładnikowych.
"Gdy Rosja zlikwiduje konkurencję, ceny nawozów mogą pójść w górę nawet o 300%"
Mówimy o wzrośnie importu z Rosji i Białorusi. Nie są to jedyne kraje, od których UE kupuje nawozy.
Rosja wypiera tak naprawdę innych importerów, takich jak Maroko, Algieria, Oman. W 2022 import z Rosji i Białorusi do UE wynosił 37%, w 2023 już - 42%, 2024, mamy niepełne dane, ale już widzimy, że import ze wschodu stanowi około 65% całości importu z innych krajów.
Co zatem nam grozi?
Jest to całkowite przejęcie rynku i uzależnienie się od napływu nawozów z Rosji i Białorusi. Nie można zakładać, że te kraje będą mieć wobec nas dobre intencje. Im nie zależy na tym, by nam i naszym rolnikom było miło i sympatyczne. Dlatego nie będą utrzymywać niskich cen za nawozy. Gdy tylko zlikwidują konkurencję, a próbowali to robić na różne sposoby już wcześniej, te ceny pójdą w górę, tak jak poszły w Irlandii, ale pewnie jeszcze wyżej.
A co z innymi dostawcami? Nie będziemy mogli do nich powrócić?
Wszystkie te kanały, które wcześniej mieliśmy, czyli dostawy z Maroka czy Algierii, Chin trochę się „poucinają”, te kontakty zostaną przerwane. Te kraje będą sprzedawać już do innych państw. I to nie jest tak, że w chwili gdy, z dnia na dzień, Rosja nam powie: „nawozy kosztują 300% więcej”, to my stwierdzimy: „w porządku, będziemy je sprowadzać z Maroka”. Maroko nie ma takiego tonażu nawozów, żeby nam w tej cenie go sprzedawać. W innych miejscach te ceny również pójdą w górę. Jeżeli ktoś zobaczy, że jest bardzo wysoki popyt i niska podaż, naturalnie będzie chętny, by sprzedać nam nawozy, ale już po odpowiednio wyższej cenie.
Nawozy z Rosji. "Grożą nam niepokoje społeczne - również wśród rolników"
Na tym ucierpią wszyscy, począwszy od rolników, którzy będą musieli kupować droższe nawozy, po konsumentów, ponieważ wzrosną również ceny żywności.
Obawa jest taka, że taka sytuacja może być wykorzystywana w pewnym momencie jako element gry politycznej. Jeżeli Rosja będzie chciała zrobić jakiś nacisk, zagra tym. Zastopuje sprzedaż na rynki europejskie, bo ma taką możliwość, bo te spółki są powiązane z reżimem i są od niego zależne. W Rosji nie ma pełnej wolnorynkowości i demokracji, co daje możliwość odgórnego sterowania całym tym systemem. Jeżeli więc będzie taka wola polityczna, to może się zdarzyć, że w pewnym momencie decydenci w Rosji powiedzą: „stop sprzedaży” lub „300% drożej”. Co to spowoduje? Wzburzenie polskich rolników, pewne niepokoje społeczne. Będzie to zatem możliwość dodatkowego oddziaływania i stworzenia chaosu wewnętrznego w kraju. Dlatego traktujemy to bardzo poważnie i uważamy, że jest to zagrożenie dla bezpieczeństwa żywnościowego Warto zauważyć, że w przypadku gdy mamy do czynienia z dużą niepewnością geopolityczną i możliwością przerwania dostaw, to właśnie żywność i surowce stają się „twardą walutą”. Nie możemy uzależniać naszego bezpieczeństwa od innych a zwłaszcza nie od Rosji i Białorusi.
Te argumenty przemawiają do polityków?
Zarówno w ramach zespołu parlamentarnego do spraw przemysłu chemicznego, jak również podczas komisji sejmowych czy spotkań z ministerstwami, w tym Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi, mieliśmy okazję – jako Polska Izba Przemysłu Chemicznego wraz z zrzeszonymi firmami nawozowymi – przedstawiać ten temat. Widzimy pełne zrozumienie. Zostały zainicjowane pewne działania dyplomatyczne związane z szukaniem tej koalicji i wystąpieniem związanym z nałożeniem ceł na nawozy, intensyfikacja działań związanych z identyfikacją obchodzenia sankcji. Liczymy, że nasza inicjatywa dotycząca rejestru, również zostanie przyjęta. I uda się tę ustawę w trybie pilnym przedłożyć jeszcze przed kolejnym sezonem.
Dlaczego pośpiech w tej kwestii jest tak ważny?
Musimy upewnić się, że te nawozy, które są do nas sprowadzane, spełniają wszystkie standardy, są oznakowane, wiemy skąd pochodzą, że nie jest to firma „słup”. Te wszystkie elementy powodują, że na pewno firmy, które są importerami i mają pewność, iż te nawozy nie pochodzą od firm, które są objęte sankcjami, nie mają się czego obawiać. Natomiast tutaj próbujemy ten rynek uszczelnić.
Wydaje się, że temat jest coraz poważniej traktowany w Brukseli. Czy jest szansa, że już na początku 2025 roku odpowiednie regulacje obejmą nawozy?
Jest to możliwe. Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Cła na nawozy były jednym z ważniejszym punktów obrad Rady do Spraw Zagranicznych Unii Europejskiej, która spotkała się pod koniec listopada. Komisja Europejska zapowiada, że będzie procedować w takim samym trybie, jak to było w przypadku sprowadzanej żywności z Rosji. Udało się wówczas cła nałożyć dość szybko. Wszystko zależy również od tego, jak inne kraje będą do tego się odnosić. Ale jesteśmy dobrej myśli.
Cła na rosyjskie i białoruskie nawozy z początkiem 2025 roku?
- Tagi:
- PIPC
- Grupa Azoty
- import z Rosji
- nawozy