Choroba niebieskiego języka u naszych granic
Hodowla
Aktualizacja:
Choroba niebieskiego języka (Bluetongue) jest zakaźną chorobą przeżuwaczy, zarówno domowych, jak i dzikich. Zbiera już żniwo u naszych sąsiadów.
Spis treści:
Wiadomość o występowaniu choroby niebieskiego języka na Zachodzie Europy sparaliżowała mnie, a to z racji tego, że mamy na gospodarstwie 130 owiec.
W Holandii, Belgii, Francji i Niemczech hodowcy tych zwierząt borykają się już z tysiącami padnięć, robią szczepienia i ostrzegają. A jaka jest aktualna sytuacja w Polsce?
Na początku warto zaznaczyć, że - według zapewnień wiceministra rolnictwa Jacka Czerniaka z 10 października - nasz kraj jest na szczęście na razie wolny od choroby niebieskiego języka.
Choroba niebieskiego języka
O chorobie niebieskiego języka robi się jednak coraz głośniej.
Dotychczas kojarzyłam tę jednostkę chorobową z corocznymi odwiedzinami lekarza weterynarii w naszej owczarni.
Od wielu lat przyjeżdżał po ustaleniu terminu i pobierał krew u naszych wrzosówek, berichonów i suffolek. Nasza owczarnia była na liście badań ze względu na ilość owiec, a tym samym wpływała reprezentacyjnie na wynik badań. Było z tym trochę dodatkowej pracy dla nas, bo grupkę zwierząt trzeba było najpierw złapać, potem potrzymać, a oba działania wymagały nie tylko czasu, ale i wysiłku fizycznego.
Coroczne pobieranie krwi u naszych owiec zastąpiła wizyta weterynarza co dwa lata, co nie oznacza, że zmieniły się przepisy, które bazują na rozporządzeniu MRiRW z dnia 17 grudnia 2004 r. Badania przeprowadzane są nadal rokrocznie, tyle że nie zawsze u zwierząt tych samych hodowców. W naszym powiecie, ze względu na pogłowie zwierząt, pobieranych jest raz w roku 14 próbek krwi: 12 od bydła i 2 od owiec. Czy to mało? Czy to dużo? Dla mnie jako hodowcy - to pierwsze.
Choroba niebieskiego języka za naszymi granicami
Na początku września zadzwonił znajomy z Niemiec, aby spytać, jak mają się nasze owce. Na początku zbagatelizowałam jego troskę, ale gdy powiedział, że w Holandii, Belgii, Francji oraz Niemczech występuje już choroba niebieskiego języka - ocknęłam się. Choroba nie tylko, że występuje i niesie ze sobą tysiące padnięć, ale również konieczność uboju sanitarnego.
W październiku 2023 odnotowano pierwsze przypadki tej choroby w Północnej Nadrenii-Westfalii, a teraz urzędy państwowe poinformowały, że zakażenia wśród bydła i owiec wirusem przenoszonym przez komary - muchówki rejestrowane są w landzie Brandenburgia.
Brandenburgia... toż to przecież po sąsiedzku – pomyślałam i chwyciłam za telefon, aby zadzwonić do powiatowego lekarza weterynarii i zasięgnąć (nomen omen) języka w kwestii aktualnej sytuacji w Polsce. Lekarz weterynarii w funkcji inspektora nie wiedział nic, ale gdy opowiedziałam, co słyszałam, stwierdził, że monitoring poprzez badanie krwi co dwa lata jest zdecydowanie niewystarczający i prosił o pozostanie w kontakcie. Spytałam jeszcze, czy mamy w Polsce szczepionkę przeciw tej chorobie. Okazało się, że nie mamy, ale nawet jeśli byśmy mieli, to trzeba by dopytać, czy jest przyzwolenie na jej podawanie.
Kolejne dni obfitowały w pocztę od znajomego w formie zdjęć, linków i relacji z rozmów z hodowcami owiec. Przekazywałam te informacje do inspekcji weterynaryjnej, czym pozostawałam z nią w obiecanym kontakcie. Niemcy miały szczepionkę w cenie ok. 5 euro za sztukę, co nie było mało, ale hodowcy mieli również dofinansowanie ze strony państwa. Policzyłam 5 euro x 130 owiec, co dało 650 euro.
W swojej naiwności myślałam, że poproszę znajomego o jej zakup i zaszczepię nasze stadko. Naiwność przerosła realia. Po pierwsze: w danym kraju należy stosować szczepionki dopuszczone na danym terenie, a po drugie: nikt w Niemczech nie jest w stanie dokonać zakupu leku prywatnie.
Wszystko jest rejestrowane i na receptę. Hodowca mieszkający po sąsiedzku wspominał, że Ukraina ma jakąś szczepionkę, ale czy jest skuteczna i legalna tego już nie wiedział. Pytań i niejasności nagromadziło się tyle, że postanowiłam skontaktować się z Głównym Inspektorem Weterynarii i zadać kilka pytań na piśmie.
"Polska obecnie jest krajem wolnym od choroby niebieskiego języka"
Pytania wysłałam 9 września a już 3 dni później dostałam odpowiedzi. Pierwsze pytanie było dłuższe od odpowiedzi i dotyczyło aktualnej sytuacji w Polsce w kontekście choroby niebieskiego języka u przeżuwaczy. Odpowiedź była konkretna i jednoznaczna: „Polska obecnie jest krajem wolnym od choroby niebieskiego języka”.
Drugie pytanie dotyczyło rodzaju działań, jakie zostały podjęte aby zminimalizować niebezpieczeństwo tzw. „zawleczenia” choroby. W wyliczeniach pojawiły się min.:
- badania kontrolne u przeżuwaczy,
- doraźny monitoring entomologiczny (entomologiczny znaczy monitorowanie populacji komarów, ich zachowań i wzorców odporności na insektycydy) od września 2024 w 11 powiatach kraju,
- zakaz wwozu przeżuwaczy z krajów obszaru UE, które nie są wolne od wirusa,
- analiza możliwości diagnostycznych dla Polski (dotychczas mamy 4 laboratoria terenowe oraz główne w Puławach)
Nareszcie mogłam spytać, czy mamy w Polsce szczepionkę. Okazuje się, że mamy 7 dopuszczonych szczepionek w celu uodparniania zwierząt (w UE jest ich 42), ale dalsza część odpowiedź była niepocieszająca: „Dotychczas żadna z nich z uwagi na zakaz szczepień nie była wprowadzona do obrotu na polskim rynku”.
A co z zakazem szczepienia? Otóż zgodnie z obowiązującym prawem krajowym szczepienie zwierząt przeciwko chorobie niebieskiego języka jest niedozwolone.
No a jeśli będzie odbywało się szczepienie, to czy hodowcy będą mogli liczyć na refundacje kosztów? W tej kwestii dowiedziałam się, że brak jest regulacji prawnych na tę chwilę.
Choroba niebieskiego języka. Czy jest się czego bać w Polsce?
Jako hodowczyni owiec nie mogę zdecydować się, czy spać spokojnie, czy wręcz przeciwnie – właśnie teraz zacząć się porządnie bać, bo:
1. Badania nadal są co dwa lata a to zdecydowanie za mało w tej sytuacji.
2. Na Zachodzie pojawiły się pierwsze zachorowania w kolejnym państwie, a mianowicie Danii. A jak wygląda sytuacja na wschód od Polski? Jeśli Ukraina ma szczepionki, to znaczy, że zna też chorobę niebieskiego języka i jest zdecydowanie bliżej nas niż Dania, Belgia czy Francja. Obecność tej choroby u naszych wschodnich sąsiadów potwierdzono na międzynarodowej konferencji prasowej EuroTier 2024 w Hanowerze.
3. Na stronach internetowych Rawicza, Żar, Białej Podlaskiej, Połańca, Szczytna, Zamościa, Chodzieży znalazłam informację od Powiatowych Lekarzy Weterynarii, którzy ostrzegają przed chorobą niebieskiego języka u przeżuwaczy, zamieszczają charakterystykę choroby, porady jak postępować i słusznie zauważają, że choroba ta dotyczy nie tylko bydła, owiec i kóz, ale również dzikich zwierząt, czyli saren, jeleni i łosi. Inicjatywa godna polecenia dla innych urzędów!
4. Mamy 7 dopuszczonych szczepionek, ale co nam po nich, skoro ich stosowanie jest niedozwolone. „Polska jest krajem wolnym od choroby niebieskiego języka”, ale pytanie jest „jak długo?”.
5. „Brak jest regulacji prawnych na tę chwilę”, jeżeli chodzi o refundację szczepień. A może jest najwyższy czas, aby takie regulacje się pojawiły? Ich przekazanie na pewno wpłynęłoby uspokajająco w obecnej sytuacji na hodowców.
Na stronie internetowej Głównego Inspektoratu Weterynarii znalazłam „listę rzeźni wyznaczonych, zgodnie z art. 8 ust. 5 rozporządzenia Komisji (WE) nr 1266/2007, w celu natychmiastowego uboju zwierząt pochodzących ze stref zamkniętych z uwagi na występowanie choroby niebieskiego języka”. Na liście jest 8 rzeźni: 7 z województwa małopolskiego i jedna z podkarpackiego.
CZYTAJ TAKŻE: Rynek trzody chlewnej w 2025 r. Produkcja na świecie spadnie