Zainwestowali w robota udojowego. - Trzeba ulepszać życie - mówią [VIDEO]
Konieczni prowadzą typowe gospodarstwo rodzinne. - Przejęliśmy je po rodzicach żony w 2004 r. Wówczas były w nim i świnie, i bydło - opowiada Grzegorz Konieczny. - Aktualnie pracuję razem z synem i żoną. Rodzice są już na zasłużonej emeryturze, zawsze jednak można na nich liczyć - podkreśla rolnik. Jego syn - Jan z kolei zaznacza: - Lubię pracować w oborze. To dla mnie przyjemność, a nie typowa działalność zarobkowa. Nie zawsze tak jednak było. - Skończyłem technikum mechatronicznie - wspomina młody rolnik. Na dalszym etapie edukacji plany się zmieniły. - Aktualnie jestem na zaocznych studiach rolniczych we Wrocławiu - dodaje.
Rodzina uprawia 70 ha (w tym 40 ha gruntów dzierżawionych). Dominują ziemie III klasy bonitacyjnej. - Siejemy przede wszystkim kukurydzę - ponad 30 ha. Mamy też lucerny - ok. 5 ha. Ok. 20 ha zajmują zboża - pszenica, jęczmień - wylicza Grzegorz Konieczny. Rolicy sieją także mieszanki gorzowskie. To z tarw i kukurydzy przygotowywane są pasze objętościowe dla bydła.
Gospodarstwo na swoim koncie ma wiele sukcesów. W zeszłym roku pan Grzegorz wspólnie z żoną Agatą odebrał statuetkę Siewcy. Zostali bowiem laureatami konkursu Wielkopolski Rolnik Roku 2022. - To cieszy. Nie przypuszczaliśmy, że tak się stanie. Takie nagrody dopingują do dalszej pracy - komentuje rolnik.
Ważny dobrostan zwierząt
Małżeństwo zrezygnowano z produkcji trzody. - Stwierdziliśmy, że stawiamy na krowy. W 2010 r. zmodernizowaliśmy oborę. Zdecydowaliśmy się na wolnostanowiskową. Wcześniej była uwięziowa - opowiada nasz rozmówca. W gospodarstwie na ten moment znajduje się ok. 100 sztuk bydła, w tym blisko 55 sztuk krów dojnych - wszystkie rasy holsztyńsko-fryzyjskiej (HF). - Stada krów mlecznych na pewno nie zamierzamy powiększyć. W ich przypadku chcemy się skupić na jakości i ilości produkowanego mleka. Myślimy jednak o tym, żeby rozbudować stado opasów. Planujemy zrobić dodatkową halę dla byków - tłumaczy Jan Konieczny.
Stado Koniecznych jest pod oceną użytkowości mlecznej od ponad 10 lat (od momentu modernizacji obory). - Dzięki temu wiemy praktycznie wszystko o naszej krowie, m.in. to od jakiej matki pochodzi, od jakiego ojca. Mamy informacje o jej wydajnościach, a także parametrach mleka takich jak - białko, tłuszcz, komórki somatyczne. Znamy też zdrowotność sztuki - tłumaczy Grzegorz Konieczny. - Na podstawie tych danych możemy np. dostosować dawki pokarmowe dla krów. Takich danych nie jest się w stanie z głowy pobrać - zaznacza rolnik. - W tym wszystkim chodzi przecież głównie o to, żeby nasza krowa była zdrowa, żeby jej nie karmić, mówiąc brzydko, byle jak - podkreśla gospodarz.
Średnia wydajność od krowy w stadzie Koniecznych wyniosła w roku ubiegłym ok. 11 tys. kg od sztuki. 10 lat temu z kolei było to ok. 8 tys. kg od sztuki. - Od momentu, gdy stado jest pod oceną użytkowości mlecznej, sukcesywnie pniemy się w górę - mówi rolnik. Zaznacza przy tym, że przeciętna krowa w stadzie jest utrzymywana przez cztery laktacje.
Inwestycja w robota udojowego
Rolnicy zainwestowali niedawno w robota udojowego. - Trzeba przecież jakoś ulepszać życie - śmieje się Grzegorz Konieczny. Pomysł instalacji takiego urządzenia w głowie gospodarzy zakiełkował dwa lata temu. - Odwiedzaliśmy okoliczne gospodarstwa, w których wspomniany system doju funkcjonował już od jakiegoś czasu. Przyglądaliśmy się, jak pracują roboty. Zbieraliśmy opinie i uwagi - opowiada Jan Konieczny. Wybór padł na urządzenie marki DeLaval. - Chodziło nam przede wszystkim o udbój ćwiartkowy, w którym każda ćwiartka wymienia jest indywidualnie dojona i kubek udojowy jest odłączany po jej wydojeniu. Dzięki takiemu rozwiązaniu łatwiej jest strzyki zakładać - tłumaczy młody gospodarz. Na tym nie kończy. - Poza tym za sprawą udoju ćwiartkowego nie musieliśmy robić dużej selekcji krów, mogliśmy większość sztuk zostawić, bo, co warto zaznaczyć, w przypadku innych robotów udojowych, które oglądaliśmy, takiej opcji by nie było, ponieważ mają zupełnie inne ramie dojące, które jest przystosowane do wymion idealnych - wyjaśnia Jan Konieczny. Co z serwisem robota? - To jest kolejne kryterium, które wzięliśmy pod uwagę, wybierając urządzenie. Jesteśmy pod opieką serwisu państwa Witkowskich z Gostynia. Serwis jest całodobowy - niezależnie od tego, czy jest to świątek, piątek czy niedziela. Zawsze serwisanci są pod telefonem. Na razie, na szczęście, nic niepokojącego się nie stało - mówi młody rolnik. Grzegorz Konieczny z kolei wyjaśnia, że obowiązujązuje ona na okres dwóch. - Firma nie pobiera za to przez ten cza opłat. Wszystko odbywa się w ramach współpracy. Po upływie 24 miesięcy serwis jest płatny - wykupuje się coś w rodzaju abonamentu - tłumaczy gospodarz.
Urządzenie w oborze Koniecznych pojawiało się niedawno. - Trzy miesiące temu zaczęliśmy przystosowywać oborę pod robota. Urządzenie działa jednak dopiero miesiąc - mówi młody rolnik. Przyznaje jednocześnie, że krowy nie miały większego problemu z adaptacją do nowego systemu doju (wcześniej zwierzęta były dojone w hali typu rybia ość 3x3). - Zdarzają się jednak oczywiście sztuki, które nadal nie potrafią się przekonać do robota i trzeba je wganiać do doju - zaznacza Jan Konieczny. - Ogólnie rzecz ujmując, w oborze było jednak i jest spokojnie. Dój przebiega gładko - dodaje. Wcześniej - zanim zmieniono system pracy w oborze - na samo doje krów poświęcano dziennie ok. czterech godzin: - dwie rano, dwie po południu. - Teraz, łącznie w wygarnianiem obornika i dojeniem krów, spędzamy rano w oborze dwie godziny, po południu natomiast tylko godzinę - opowiada młody rolnik.
W związku z tym rolnicy mają więcej czasu dla siebie. - Rodziców wakacje już zaplanowane - śmieje się Jan Konieczny. Grzegorz Konieczny z kolei zwraca uwagę, że więcej danych na temat doju krów w ich stadzie będzie można podać za mniej więcej pół roku. - Dój ćwiartkowy poprawia zdrowotność wymion. To w nieco dalszej przyszłości może także wpłynąć na zwiększenie wydajności. Mimo wszystko w tym względzie też nie chcielibyśmy przesadzać. Najważniejsze jest przecież zdrowie zwierząt. Wszystko powinno się odbywać w granicach zdrowego rozsądku - zwraca uwagę farmer.
Jak działa robot udojowy? - Krowy, z racji tego, że, jak mówił wcześniej tata, mamy oborę wolnostanowiskową, wchodzą do robota, kiedy chcą. Urządzenie działa bowiem 24 h/dobę - nie wyłączą się w ogóle. Zwierzęta mają do niego cały czas dostęp. Na pacząku krowy doiły się co 12 godzin. Taki daliśmy im dostęp. Teraz jest on elastyczny. Robot zbiera informacje o krowach. Na podstawie ich wydajności wie, kiedy i ile razu poszczególną sztukę może wpuścić do doju - tłumaczy młody farmer. - Jeśli krowa wejdzie za wcześnie do doju, to robot ją po prostu przepuści - dodaje. Informacje o krowach urządzenie zczytuje z respoderów umieszczonych na ich obrożach. - Na obrożach są dwa czytniki. Za pomocą pierwszego z nich, wiemy, m.in. ile paszy poszczególna krowa pobrała, bo robot zajmuje się przecież też zadawaniem paszy, ta pasza - tak w ogóle - zachęca zwierzęta do to, by wchodziły do urządzenia. Drugi czytnik z kolei przekazuje nam informacje na temat aktywności krowy w oborze. Dzięki temu np. wiemy, kiedy krowa ma ruję - opisuje młody rolnik.
Na ten moment robot Koniecznych doi 49 sztuk. - 5 jest zasuszonych - tłumaczy młody rolnik i dorzuca: - Urządzenie maksymalnie jest w stanie wydoić do 60 krów. “Rekordzistki” dojone są aż 5 razy na dobę. - Przeciętnie odbywa się to jednak 2-3 razy - mówi Jan Konieczny.
Jakie inwestycje w planach?
Rolnicy w najbliższym czasie w oborze mają zamiar zamontować delty. - Czyli do takie wygarniacze do obornika, żeby krów nie przeganiać, nie wjeżdżać do nich ciągnikiem i tym samym nie stresować. Te wygarniacze byłby sobie między nimi i spokojnie wygarniały ten obornik. Dzięki temu bydło na pewno czułoby się bardziej komfortowo - twierdzi Jan Konieczny.
Czytaj także: