Przygotowują sadzeniaki. Mają ręce pełne roboty [ZDJĘCIA]
- 1/9
- następne zdjęcie
Wiosna za pasem. W gospodarstwie rodziny Wójcickich z Kaliszkowic Kaliskich (powiat ostrzeszowski, Wielkopolska) robota wre. Przygotowują bowiem sadzeniaki. Zapotrzebowanie na nie jest naprawdę spore.
Rolnicy z Kaliszkowic Kaliskich to zgrany team. W jego skład wchodzą 4 osoby: pan Grzegorz, jego żona oraz syn Jacek z narzeczoną. Młodszy z panów gospodarzem oficjalnie stał się w ubiegłym roku. - Wówczas to rodzice przekazali mi gospodarstwo. Dzięki temu mogłem skorzystać z premii dla Młodego Rolnika. Pieniądze z tej puli zostały przeznaczone na zakup maszyn - mówi młody rolnik. Aktualnie wraz z rodziną pracuje na ok. 60 ha. - 32 ha to nasza własność, resztę stanowi dzierżawa - tłumaczy Jacek Wójcicki. Oprócz ziemniaków, Wójciccy uprawiają także zboża.
Posiadłość Wójcickich to gospodarstwo z tradycjami. - Już czwarte pokolenie Wójcickich tu gospodaruje. Mój ojciec przejął schedę w Kaliszkowicach Kaliskich po swoim ojcu, ten przekazał je memu tacie, on z kolei mnie, a ja - Jackowi - wyjaśnia Grzegorz Wójcicki. Gospodarstwo cały czas się rozwija. Każde pokolenie dokłada przysłowiową cegiełkę. - Prowadzimy gospodarstwo rodzinne, żeby utrzymać jakość. Towar musi być pierwsza klasa - idealny. Tu nie ma miejsca na pomyłki, zwłaszcza przy selekcji ziemniaków - najpierw tej na polu, potem tej w przechowalni, która - wbrew pozorom - nie jest łatwym zadaniem. - W tym, kolokwialnie rzecz ujmując, trzeba "siedzieć", znać choroby ziemniaków, tej pracy nie nauczy się nikt z marszu, dlatego do pracy w naszym gospodarstwie nie zatrudniamy nikogo z zewnątrz - tłumaczy Grzegorz Wójcicki. Rolnicy uprawiają sadzeniaki na areale ok. 12 ha. - To może się wydawać niewiele. Nam jednak, jak już tata wcześniej wspomniał, zależy na jakości, a nie ilości. Nie idziemy w ilość, nie idziemy w produkcję wielkotowarową, bo ta nie jest sprzymierzeńcem jakości przy takim zasobie ludzkim, jakim dysponujemy. Sadzeniak, który od nas wychodzi, jest - mówiąc w dużym uproszczeniu - przejrzany z każdej strony. Tego nie da się zrobić, jeśli poszlibyśmy w produkcję masową - dopowiada młodszy z panów Wójcickich.
Rodzina z Kaliszkowic Kaliskich do niedawna zajmowała się produkcją trzody chlewnej w cyklu zamkniętym. - Odeszliśmy od tego. Rynek wieprzowiny jest bowiem bardzo niestabilny. Przez ostatnie 12 miesięcy ceny tuczników są na naprawdę przyzwoitym poziomie. Co było wcześniej? Lepiej nie mówić. Do tego dochodzą jeszcze problemy związane z ASF-em. Ponadto, na co też trzeba zwrócić uwagę, żeby produkować dobry żywiec, trzeba na to poświęcić dużo czasu i uwagi. My natomiast, żeby się nie rozdrabiać, postawiliśmy rozwijać się w produkcji sadzeniaków - tym bowiem nasza rodzina zajmuje się już od pokoleń. Prekursorem był mój ojciec - tłumaczy pan Grzegorz. Sadzeniaki w gospodarstwie Wójcickich pojawiły się pod koniec lat 90-tych ubiegłego stulecia. Wówczas też nawiązano współpracę z firmą nasienną Solana. To ona dostarcza gospodarzom materiał do produkcji sadzeniaków. Ona też gotowy towar odbiera od rolników i zajmuje się jego dystrybucją.
Rolnicy z Kaliszowic Kaliskich zdecydowali się na odmiany wczesne i średniowczesne. Wśród nich są m.in.: Lilly Queen Anne, Satina, Belmonda i Red Lady. - Te odmiany cieszą się bowiem największym wzięciem i największą popularnością. Te odmiany rolnicy kupują najchętniej. W tym roku zwłaszcza w związku z dobrą ceną ziemniaków w stosunku do innych płodów rolnych, chociażby kukurydzy, a także tym, że nie wszystkim udało się towar przechować, wzrasta zapotrzebowanie na sadzeniaki - tłumaczy pan Grzegorz. - Weszliśmy w naprawdę intensywny okres. Sortujemy, pakujemy, szykujemy. Wiosna bowiem za pasem - dodaje. Sami natomiast z ziemniakami zamierzają "wyjść w pole" około 10-15 kwietnia. - Jeśli oczywiście będzie odpowiednia pogoda - zaznacza Jacek Wójcicki.
Budynki inwentarskie Wójciccy przekształcili na przechowalnie do ziemniaków. - Kojce porodowe jednak jeszcze są. Mieszalniki do pasz też. Inne urządzenia, potrzebne do tego, żeby zajmować się trzodą chlewną, również. Nie chcemy sobie zamykać furtki. Może się przecież okazać tak, że pojawi się jakaś bakteria czy wirus, który wyeliminuje nas, jako producentów sadzeniaków, ale mimo wszystko - co podkreślam - dokładamy wszelkich starań, żeby się tak oczywiście nie stało - zaznacza Grzegorz Wójcicki. Rolnicy z Państwową Inspekcją Ochrony Roślin i Nasiennictwa współpracują na co dzień (to ona, tak w ogóle, decyduje o tym, czy ziemniak może uzyskać miano "sadzeniaka"). - Gleba przed wysadzeniem ziemniaków musi być zbadana i przede wszystkim wolna od chorób. Sadzeniak także musi być zdrowy. Te trafiają do nas z Zachodu. Każdy z nich jest tam badany na bakteriozę. Przed jego wysadzeniem mimo wszystko i tak musimy wysłać próbki do PIORiN do Poznania, żeby Inspekcja sprawdziła, czy ten sadzeniak jest rzeczywiście zdrowy. Jak dostajemy od niej zielone świtało, to możemy ruszać w pole - opowiada pan Grzegorz. Potem sytuację na plantacji praktycznie non stop trzeba monitorować. Jeśli zaczyna dziać się coś niepokojącego, od razu trzeba interweniować. Interwencje z roku na rok są coraz trudniejsze do przeprowadzenia, ponieważ Unia Europejska ogranicza liczbę chemicznych pestycydów, chorób i szkodników tymczasem przybywa. - Nie ukrywam, że trochę boimy się tego. Z jednej strony to dobrze, bo coraz bardziej dba się o konsumenta, jego zdrowie, z drugiej jednak - bez ochrony chemicznej trudno poradzić sobie na polu. Jeśli będzie coraz więcej ograniczeń, to trzeba się liczyć z tym, że te ziemniaki będą coraz bardziej chorowite - mówi Grzegorz Wójcicki.
Zebrany towar trafia do przechowalni. Główny budynek do tego przeznaczony w gospodarstwie Wójcickich liczy ok. 660 mkw. - Myśleliśmy o zamontowaniu klimatyzacji. Na razie jednak budynek jest wyposażony w wentylację grawitacyjną. Ziemnaki w skrzyniopaletach są przedmuchiwane. W tym roku nam to dość ładnie wyszło - nie było problemu z kiełkowaniem, ale słyszałem, że wiele osób miało kłopot z magazynowaniem ziemniaka - opowiada pan Grzegorz. To w tej przechowali odbywa się sortowanie i pakowanie ziemniaków. - Linia do sortowania, co najważniejsze, w całości została przygotowana przez tatę - zaznacza młody gospodarz. - To wymaga bowiem indywidualnego podejścia. Zanim jednak przystąpiłem do robienia linii, jeździłem trochę na Zachód podglądać jak to u nich, w ich gospodarstwach, wygląda. Korzystałem też z podpowiedzi fachowców ze Solany. To naprawdę mi pomogło - dopowiada Grzegorz Wójcicki.
Co z inwestycjami? - Budynki po starej chlewni są przeznaczone do rozbiórki. Jest już stosowana decyzja w tej sprawie. W ich miejsce ma powstać garaż do ciągle powiększającego się parku maszynowego - mówi Grzegorz Wójcickich. Maszyny to jednak konik syna. - Staram się stawiać na renomowane, sprawdzone marki - takie, które będą służy latami. Właśnie dlatego kupiliśmy m.in. ciągniki marki Fendt czy rozsiewacz do nawozów Amazone z wagą elektroniczną (zakupiony w ramach premii dla Młodego Rolnika - przyp.red.). Ponadto mamy m.in.: sadzarkę Grus, formiarkę Grimme, kombajn ziemniaczany Grimme - mówi młody rolnik. Gospodarstwo zaopatrzone jest także w systemy nawadniające. - Mamy staw. Mamy studnię głębinową. Deszczownie uruchamiamy jednak tylko w kryzysowych sytuacjach. Dla nas bowiem najważniejsze jest to, żeby ten zmienniak dorósł do wielkości bulw sadzeniaka - tłumaczy pan Jacek. - Jakbyśmy za dużo wody dali, to wszedłby on w "jadalkę" - dopowiada pan Grzegorz.
Czytaj także:
Uprawia dynie-giganty. Jego największy okaz ważył 716,5 kg [ZDJĘCIA]
- 1/9
- następne zdjęcie