Kukurydza - rok lepszy od poprzednich
Ten rok, zdaniem plantatorów kukurydzy, był lepszy od minionego.
To spotkanie to już tradycja. Od kilku lat kilkuset rolników z całej Wielkopolski spotyka się w podpleszewskim Baranówku na Wielkopolskim Dniu Kukurydzy KWS.
Plantatorzy - zrzeszeni wokół GPH Zawieja Pleszew oraz niemieckiego koncernu KWS - oglądają poletka doświadczalne, omawiają szczegóły gospodarowania w danym roku, porównują wyniki plonowania, analizują najważniejsze aspekty uprawy kukurydzy oraz wybiegają o kilka miesięcy w przyszłość, by móc przewidzieć, co czeka ich w kolejnym roku.
Było lepiej
Jednym z głównych tematów dyskusji rolników były warunki wegetacji w minionym półroczu.
– Na początku nie zapowiadało się zbyt różowo. Kwiecień to były bardzo długie przymrozki, które szalenie negatywnie odbiły się zwłaszcza na rzepakach. Były gospodarstwa, które rozpoczęły siewy kukurydzy bardzo wcześnie, nawet przed 10 kwietnia. My w tym roku wyczekaliśmy dłużej niż zwykle, bo aż do 19 kwietnia. Chyba trafiliśmy, bo wschody były na bardzo dobrym poziomie. Kluczowym zabiegiem wstępnym okazała się prymitywna brona, żadna wielka technologia. Rok był taki, że gleba źle się ogrzewała i warto było ją ruszyć tak 5-7 dni przed siewem. Później mieliśmy majową suszę doskwierającą pszenicom i – ponownie – rzepakom. Z punktu widzenia kukurydzianego, akurat suchy, ciepły maj bez „Ogrodników” to jest bardzo fajna rzecz. Wymarzona dla początkowego wzrostu kukurydzy. Nie było konieczności jakiegoś wielkiego stosowania nawozów dolistnych. Nie mieliśmy także niskich temperatur w połowie maja przy 3-4-5 liściach, a wiec nie było problemów, że nagle wystąpi zastopowanie pobierania fosforu czy cynku – mówił współorganizator spotkania Robert Zawieja.
- Dobre były za to warunki do stosowania herbicydów doglebowych. Zaraz po siewach była wilgoć, więc jeżeli się te zabiegi wykonało, one dobrze funkcjonowały. Aczkolwiek my się przesiedliśmy na wczesne zabiegi powschodowe – faza 2-3 liści, wilgotna gleba, herbicyd doglebowy, do tego herbicyd powschodowy. Kombinacja Successora na chwasty, głównie jednoliścienne i bodziszka, z Shado – przede wszystkim na komosę – zdała bardzo dobrze egzamin - dodał.
Miesiące letnie napawały hodowców optymizmem. - Dalszy przebieg pogody był wręcz rewelacyjny, co widać po poziomie plonowania w porównaniu z minionym rokiem. To był rok, który mógł pokazać potencjał niektórych odmian. Zmartwiła nas jedynie susza na koniec sierpnia, która trwała cały wrzesień. Jej skutki są widoczne gołym okiem. Bardzo dużo sobie obiecywałem po odmianach z FAO 280-300. Efekt jest wręcz odwrotny. Odmiany tak późne szczególnie ucierpiały. Nie zdążyły porządnie nalać ziarna. To są odmiany troszeczkę wolniej rosnące, na wiosnę trochę później zamykające międzyrzędzia, i nie zdążyły dobrze tego ziarna nalać – stwierdził Robert Zawieja.
Mniej ciekawa była jednak sytuacja dla tych, którzy zbierali na kiszonkę. – Znowu mieliśmy przypadki, że kukurydza dojrzewała nagle, zasychała wręcz w oczach. Kłania się tutaj kwestia regularnego monitorowania plantacji od trzeciej dekady sierpnia, po to, żeby odpowiednio wcześnie zareagować – mówili rolnicy. – Na pewno wygrali ci, którzy zdążyli dosyć wcześnie pozbierać na kiszonkę. Przy zbiorze na ziarno mamy przykłady, gdzie zbierano kukurydzę przy plonie prawie 12 ton na mokro przy 24% wilgotności lub niższej. A więc pomimo tego, że te ceny nie są zbyt ciekawe, myślę, że to są dobre wyniki, jeśli chodzi o opłacalność – podsumował Robert Zawieja.
Unikać monokultury
Przedstawiciele KWS Polska od kilku lat przekonują, że kluczowe dla późniejszych wysokich plonów jest właściwe dobranie odmian do szeroko rozumianych warunków glebowych.
- W tym roku plony są zdecydowanie lepsze. Ja jednak namawiam do tego, żeby nie popadać w hurraoptymizm i zwracać uwagę na to, że ostatnie lata są bardzo weryfikujące dla odmian. Tych, które sprawdzają się w latach dobrych i na dobrych glebach jest mnóstwo. Chodzi o to, jak wypadają odmiany w latach suchych i na glebach lekkich - zaznaczył Mirosław Nowaczyk.
Podczas prezentacji poletek z odmianami Robert Zawieja mówił także o technologiach uprawy wykorzystywanych w jego gospodarstwie: Nie mamy obornika, jest to spore wyzwanie. Dlatego podkreślam, że zazdroszczę tym, którzy mają dostęp do obornika, jakikolwiek by on nie był, ale zawsze jednak wprowadzamy dzięki niemu do gleby mnóstwo bakterii, które następnie potrafią rozkładać słomę. Pod tym względem najlepszy jest obornik bydlęcy. My, żeby to zastąpić, stosujemy preparaty, które mają właściwości wspomagające życie biologiczne gleby, np. Amalgerol.
W tym roku na doświadczeniach zasianych było 46 poletek. Pojawiło się kilka nowości, a kilka odmian zastąpiono innymi. – Ronaldinio jest u nas na polach już 10 lat, bardzo rzadko się zdarza, by jakaś odmiana tak długo była w sprzedaży. Z kolei zrezygnowaliśmy z Toninio, które gorzej sobie radziło w suchym roku. Z nowościami jednak jest tak, że one najpierw muszą się wykazać plonowaniem w danych warunkach, dlatego miarodajne wnioski możemy wyciągać po roku, dwóch. Pełny obraz daje dopiero kilka lat siania danej odmiany. Stąd wiemy chociażby, że na trudne warunki najlepiej nadają się Ambrosini i Koherens – ocenił Jan Zawieja.
Mimo pozostania przy kukurydzy, jako dominującym zbożu w gospodarstwie, Robert Zawieja zaczyna wprowadzać zmiany.
- Zmniejszamy areał kukurydzy. Uciekamy z monokultury kukurydzianej, która na wielu polach zaczyna się mścić koncentracją chwastów, m.in. bodziszka, z którym naprawdę nie można sobie poradzić. Czytałem opinie, że bodziszek to chwast niskiego piętra, czyli specjalnie roślinom nie szkodzi. Pod warunkiem, że jest go troszkę. Natomiast gdy z tego bodziszka potrafi się zrobić taka darń, łan pod spodem kukurydzy, to widać wyraźnie, że w tych miejscach kukurydza cierpi. Dlatego przestrzegamy przed wieloletnią monokulturą - akcentował.
Poza pokazem poletek doświadczalnych, plantatorzy mogli obejrzeć nowości sprzętu rolniczego, wysłuchali także wystąpień dotyczących mikroelementów i nawożenia.
Oprócz Wielkopolskiego Dnia Kukurydzy, spotkanie miłośników uprawy tej rośliny było również okazją do świętowania jubileuszu dla organizatorów wydarzenia – firmy GPH Zawieja, która obchodzi 20-lecie funkcjonowania na rynku. Jest to typowo rodzinna, polska firma – po ojcu Janie przedsiębiorstwo przejął niedawno jego syn Robert.
- Dwadzieścia lat temu Polska była oseskiem, niemowlaczkiem kukurydzianym. W 1994 roku pod kukurydzą było 160-180 tysięcy hektarów w całym kraju. Teraz areał ten jest szacowany na milion sto tysięcy hektarów. Powierzchnia uprawy wzrosła co najmniej pięciokrotnie. My byliśmy wtedy jednym z prekursorów uprawy kukurydzy na naszym terenie. Jeśli chodzi o nasiona kukurydzy, to teraz mamy rynek wypełniony dziesiątkami ofert różnych firm, które testują odmiany w polskich warunkach, nierzadko sprowadzając te niesprawdzające się w innych krajach. My przyjęliśmy rolę sita, a nasze parędziesiąt poletek doświadczalnych – także tych z opryskami na chwasty i środkami dokarmiającymi – wskazuje, co jest warte uwagi. W naszym prawie 150-hektarowym gospodarstwie prowadzimy też doświadczenia łanowe z odmianami kukurydzy, które pozwalają ocenić przydatność poszczególnych odmian w różnych warunkach glebowych. Tym różnimy się od wielu innych dystrybutorów, którzy nie prowadzą własnych doświadczeń – powiedział założyciel firmy Jan Zawieja.