Terka: główny lekarz weterynarii potwierdził nadmierny przywóz świń do Polski

Tłumaczą także, co udało im się ustalić na spotkaniu z ministrem rolnictwa Czesławem Siekierskim. W rozmowie padają także interesujące liczby, chociażby te dotyczące ilości sztuk świń sprowadzonych w ostatnim czasie z Niemiec.
Import świń z Niemiec po wykryciu pryszczycy
Co udało się ostalić w ostatnim czasie na spotkaniu z ministrem rolnictwa po państwa działaniach pod zakładem w Animex, do którego miały docierać ciężarówki ze świniami z Niemiec.
Janusz Terka: Jeżeli chodzi o nasze ostatnie spotkanie w ministerstwie, przede wszystkim pozyskaliśmy wreszcie informacje przekazane przez głównego lekarza weterynarii odnośnie nadmiernego przywozu żywych świń do Polski. Potwierdziło się to, co mówiliśmy od tygodnia. Główny lekarz weterynarii przekazał nam te informacje. Tak, jak podawaliśmy, w ciągu kilku dni do Polski przyjechało powyżej 11 000 żywych zwierząt do uboju. To jest naprawdę dużo. Rozmawialiśmy też o działaniach, jakie powinny zostać podjęte. My też zwracaliśmy uwagę na fakt, że te zwierzęta przyjeżdżają. Ale też zwracaliśmy uwagę na to, że, według tej wiedzy, którą my posiadamy, kilka aut żywych zwierząt, dzięki naszym obserwacjom albo w związku z tym, że prowadziliśmy te obserwacje, po prostu jakoś znikły, wyparowały, nie wiemy, gdzie one pojechały. Główny lekarz weterynarii zapowiedział, że będą się temu wszystkiemu bardziej szczegółowo przyglądać.Dostaliśmy też informacje w ministerstwie rolnictwa, że w pewnym sensie ustalenia, jakie zostały określone z przetwórcami, nie zostały przez przetwórców do końca dotrzymane i w związku z tym będą też wyciągane wnioski.
Jeszcze dwa tygodnie temu w swoim oświadczeniu główny lekarz weterynarii pan Krzysztof Jażdżewski podał, że w ciągu doby przekracza granicę 1-2 transporty, więc to po prostu w ostatnich dniach to się zmieniło, że nagle tyle ciężarówek zaczęło przekraczać tę granicę.
Janusz Terka: Ciężko mi się odnieść do tych wypowiedzi doktora Jażdżewskiego, ale powiem może troszeczkę inaczej. Czasami trzeba jechać, trzeba proceder pokazać, trzeba to nagłośnić. Żeby dyskutować trzeba mieć dowody. My nie mamy dostępu do informacji takich, jakie mają polskie służby. My się opieramy na informacjach, jakie dostajemy od osób, które z nami współpracują, czyli przewoźników i rolników. Wiedzieliśmy, że nadmierny import jest. Druga sprawa, widzieliśmy, co się dzieje na rynku, jeżeli chodzi o skup tucznika. Widzieliśmy, że są jakieś już zapędy, żeby te ceny obniżać. Zmniejszyło się zapotrzebowanie na nasz towar, więc pojechaliśmy, pokazaliśmy, jak to wygląda. Sądzę, że w tej chwili już nikt nie ma wątpliwości co do tego, że była próba strony niemieckiej wwożenia do Polski dużych ilości zwierząt, co też w dłuższej perspektywie miałoby wpływ na to, że nasz rynek by się rozchwiał.
Czy ceny świń mogą znów spaść?
Rzeczywiście po wykryciu wirusa pryszczycy w Niemczech w Polsce ceny żywca spadły. Teraz troszeczkę odbiły się od dna. Czy w związku z tym, że te obostrzenia w Brandenburgii są zmniejszane, możemy spodziewać się tego, że import będzie jeszcze większy, a to z kolei spowoduje, że ceny spadną?
Janusz Terka: Jeżeli będziemy bierni, nie będziemy reagować na takie sytuacje, to to, co pani powiedziała, będzie się sprawdzało. Wbrew pozorom jesteśmy w dobrej sytuacji, bo w tej chwili nie tylko hodowcy trzody wypowiadają się na temat tego procederu, czyli nadmiernego przywozu tych zwierząt, ale też producenci zbóż też współpracują z nami, też nam pomagają. Mówimy o tym, że ministerstwo rolnictwa powinno prowadzić na tyle aktywną politykę, żeby ten rynek był stabilny. I to jest bardzo ważne. Stabilizacja jest korzyścią dla wszystkich. My walczymy o swoje, my walczymy o ochronę rolników. Ale też zwracamy uwagę, że jeżeli niektóre podmioty ubijające zwierzęta w Polsce przywożą tego dużo, destabilizują rynek i te zakłady, które nie sprowadzają tych zwierząt, też mają kłopoty. Czyli nasi odbiorcy, nasze ubojnie niektóre też mają kłopoty, przez to, że ktoś sobie sprowadza te zwierzęta do Polski. Zwracamy też uwagę przetwórcom: nie korzystajcie z chwili, żeby sobie poprawić tę sytuację finansową, ale patrzcie długofalowo.Mówimy, że każdy transport żywych zwierząt to jest rynek zbytu dla jednego gospodarstwa, czyli każdy transport zabiera zbyt temu gospodarstwu. Jeżeli więc będą dalej tak działać, jak w tej chwili, sami doprowadzają do tego, że baza surowcowa im się skurczy.
Zaczęli sprowadzać towar z Niemiec, bo był tańszy
A czy rzeczywiście jest tak, jak właśnie podnoszą te firmy, że popyt jest większy niż podaż i że one są zmuszone do tego, żeby ten surowiec ściągać z Niemiec?
Tomasz Wachulec: Nasz rynek wieprzowiny w Polsce jest rynkiem chwiejnym. Są górki, są dołki. Akurat mieliśmy tutaj górkę. Później ta amplituda spadła w dół, zabrakło tego towaru. Ktoś wyczuł, że za naszą zachodnią granicą jest tańszy towar i zaczęli go ściągać. A my jako rolnicy i ta strona społeczna powinniśmy patrzeć im na ręce, nawet tym zakładom naszym. Niekoniecznie wszystkie zakłady już teraz mamy polskie. Są duże zakłady, które działają na naszym rynku z kapitałem zachodnim. Nie dbają po prostu o patriotyzm handlowy i konsumencki. Dlatego my, jako rolnicy, jeździmy na tę granicę, weryfikujemy różne doniesienia tych zakładów, te ich tłumaczenie, że my nic nie sprowadzamy. Musimy pilnować swojego interesu, patrzeć na ręce tak, jak i politykom, tak i tym wielkim firmom, które przejmują nasz rynek. To już są korporacje, to nie są firmy rodzinne, wypierają nasze małe zakłady i my, jako gospodarstwa rodzinne, mamy też problemy ze sprzedażą, ponieważ nie jesteśmy dla nich partnerami w handlu. Tutaj widzimy ten problem i dlatego reagujemy na takie sytuacje. Pilnujemy naszego wspólnego interesu, nie tylko interesu rolników, ale także interesu konsumentów, ponieważ niedługo możemy się obudzić, że nie będziemy mieli polskiej zdrowej żywności w Polsce.
Chciałabym, żeby panowie odnieśli się do słów Bartosza Czarniaka z Polsusu, który jakby zarzuca wam, że ryzykujecie wniesienie wirusa pryszczycy do swoich gospodarstw, będąc przy ciężarówkach ze świniami z Niemiec
Bardzo chętnie odpowiem Bartoszowi. Bartuszu, walczymy o to, żeby twoje gospodarstwo przetrwało.
Chcą wypracować rozwiązania systemowe w branży produkcji trzody chlewnej
Czy przewidziane są kolejne spotkania z ministrem rolnictwa w sprawie ochrony produkcji trzody chlewnej w Polsce?
Jak najbardziej tak. Na tę chwilę nie ma ustalonego żadnego terminu, aczkolwiek współpracujemy, przygotowujemy się do kolejnych spotkań. Jako Krajowa Rada Wieprzowiny nie chcemy zajmować się tylko sprawami doraźnymi, ale nas też interesuje wypracowanie rozwiązań systemowych, które przyniosą pozytywne efekty, jeżeli chodzi o działanie na przyszłość.
Od jak dawna panowie zajmują się produkcją trzody? Jaka duża produkcja?
Janusz Terka: Ja od zawsze. Wspólnie z żoną mam gospodarstwo, które utrzymuje 1400 sztuk zwierząt.
Wyobraża sobie pan, żeby pan przyszedł w inną branżę?
Janusz Terka: Tak, ja sobie wyobrażam, że mogę za kilka lat przejść na emeryturę.
Tomasz Wachulec: Ja jestem też producentem trzody chlewnej. Hoduję polskiego prosiaczka, kupuję go od kolegi, dalej go tuczę. Zajmuję się tym już od 30 lat i nie za bardzo sobie wyobrażam przebranżowienie. Myślę, że że ja jakoś dotrwam, tylko boję się o naszych następców, że ich się zniechęci po prostu do tej pracy i tu jest wielki problem.
- Tagi:
- pryszczyca
- ceny świń
- import świń