"Powinny ruszyć dopłaty do świń ras: pbz i wbp" [VIDEO]
Coraz mniej rolników chce zajmować się hodowlą świń. Czy to oznacza, że już za niedługo widok świni na wsi będzie czym wyjątkowym? Rozmawiamy z Andrzejem Przepiórą, ekspertem z Wielkopolskiej Izby Rolniczej.
Jest jeszcze jakikolwiek ratunek dla sektora trzody chlewnej w Polsce?
Sytuacja na rynku wieprzowiny jest trudna. Mimo naszych wysiłków, działań hodowców ceny są bardzo kiepskie. A powodem tego jest zamknięcie się rynku chińskiego na unijne mięso. Tam eksportowano 30% nadwyżki produkcji wieprzowiny z rynku unijnego. Chiny odbudowały swoje pogłowie, zaprzestały tego importu i od tej pory ceny na rynku europejskim bardzo mocno zaczęły spadać. Ciągle są niskie w stosunku do kosztów, które bardzo mocno wzrosły, szczególnie w Polsce, gdzie mamy jeszcze problem związany z ASF-em. Polscy rolnicy ponoszą dodatkowo wyższe koszty, mają niższe ceny skupu i tutaj bardzo dużo gospodarstw się zamyka.
Jest to szczególnie widoczne w Wielkopolsce?
Jesteśmy tradycyjnie zagłębiem wieprzowym. Wielkopolska produkuje ponad 30% krajowej podaży wieprzowym, dlatego ta niekorzystna sytuacja na rynku jest szczególnie dotkliwa dla rolników z Wielkopolski. Codziennie w skali kraju zamyka się kilkanaście gospodarstw trzodowych.
Czy 2023 będzie przełomowym, jeśli chodzi o zachowanie produkcji świń w Polsce?
Jeśli coś pozytywnego się nie zadzieje w najbliższym czasie, stracimy ten sektor. Już importujemy więcej wieprzowiny niż eksportujemy, mamy więc duży rynek, Polacy nadal dużo jedzą wieprzowiny, bo ponad 40 kg na mieszkańca. To znaczy, że rynek jest, ale z produkcją już jest gorzej.
Co musiałoby się stać, by właściciele ferm trzodziarskich chcieli kontynuować, rozwijać swoją produkcję?
Kasa musi się zgadzać. Tutaj producenci niestety ciągle dokładają. Nie bardzo już mają z czego, szczególnie ci, którzy produkują w cyklu otwartym, importują w większości drogie warchlaki zza granicy, dokładają do paszy, a tucznik jest ciągle zbyt tani. W cyklu zamkniętym, który powinien być modelowym, naszym zdaniem, żeby uratować tę produkcję, sytuacja jest trochę lepsza. Jeśli rolnik sam produkuje prosięta i potem je sam odchowuje, tuczy, ma swoje pasze, to nawet przy tych niskich cenach skupu, jest w stanie spiąć ekonomikę.
Czy uważa pan, że program dotyczący wsparcia do produkcji prosiąt wspomoże ten sektor?
Zdecydowanie tak. On dotyczy, i dobrze, o to postulowaliśmy, jako Wielkopolska izba Rolnicza, cyklów zamkniętych. Docelowy model powinien być taki: rodzinne gospodarstwo rolne 80 - 100 loch w cyklu zamkniętym. Wtedy to będzie się opłacać.
Ale najlepiej, żeby był kontynuowany?
Tak, oczywiście, ma to też znaczenie dla nas konsumentów. Wyhodowane w tym cyklu świnie to jest lepszej jakości mięso, tam jest mniejsza ilość antybiotyków, większa kontrola nad całym procesem produkcyjnym. Szczególnie warto wiedzieć, że polskie rasy czyli pbz i wbp to są rasy o bardzo wysokiej jakości mięsa w stosunku do tych nowych krzyżówek, które są używane w stadach towarowych.
Myśli pan, że powinny zostać uruchomione dopłaty do tych ras?
My o to postulujemy, żeby właśnie podobnie jak dzisiaj dotowana jest złotnicka pstra, żeby również te dwie rasy zaliczyć do krajowych ras niszowych i je wspierać.
Czytaj także: Osiem tuczników rocznie na własne potrzeby - od marca?
Obecnie duży nacisk kładzie się na dobrostan zwierząt. Czy taka produkcja powinna być premiowana?
Tak, rolnicy już korzystają z dopłat dobrostanowych. One w Krajowym Planie Strategicznym WPR będą rozwinięte. Będą wprowadzone zmiany na korzyść tych rolników.
Czy jest szansa, że rolnicy, którzy produkują w tym systemie, będą mogli liczyć na wyższą cenę za tucznika?
Tak powinno być, bo to jest lepszy surowiec. Ale tu trzeba wykonać dużą pracę marketingową w stosunku do klienta. Takie mięso powinno być oznakowane, promowane, reklamowane, tak, żeby klient wiedział za co płaci.
Ministerstwo rolnictwa jakieś działania w tym kierunku podejmuje?
Na razie takich działań promocyjnych nie widzimy. Ale wiem, że Komisja Europejska pracuje nad wspólnym systemem oznakowania zwierząt wyprodukowanych w warunkach podwyższonego dobrostanu. Chodzi o to, by klient, idąc do sklepu, zamiast, tak, jak dziś, w sieciach dyskontowych schab w cenie 10 zł/kg, który nie jest na pewno najwyższej jakości, mógł wybierać schab, który kosztuje 20 zł/kg, ale tam nie ma antybiotyków, jest to mięso lepsze kulinarnie i generalnie zdrowsze.
- Tagi:
- ceny świń
- ASF
- dobrostan zwierząt
- WIR