Rozwój zawdzięczają dobrej współpracy i pomocy najbliższych
Kiedy Michał Jaśkowiak zaczynał prowadzić gospodarstwo w 2004 roku jego stado krów mlecznych liczyło 11 sztuk. Dzisiaj wraz z młodzieżą zwierząt jest około 300. Jak udało mu się dojść do takiej ilości? Rolnik wyróżnia między innymi polskiego producenta wozów paszowych i rozrzutników.
Miejscowość Sulęcin w województwie wielkopolskim - to właśnie tam gospodarstwo rolne wraz z żoną Magdaleną prowadzi Michał Jaśkowiak. Kiedy rolnik przejął w nim oficjalnie stery pod koniec 2004 roku, utrzymywał świnie, krowy mleczne i opasy.
- Już wtedy świtał mi jednak w głowie pomysł, żeby obrać jeden kierunek produkcji, którym będą krowy. Stopniowo schodziliśmy więc najpierw ze świń, a później z opasów. Ostatecznie od 8 lat utrzymujemy tylko mlecznice - mówi Jaśkowiak.
W pierwszych latach po przejęciu gospodarstwa Michał Jaśkowiak stopniowo powiększał stado krów, które początkowo liczyło 11 sztuk.
- Najpierw wyburzyliśmy jedną ze ścian w stodole i dołożyliśmy kolejny rząd zwierząt. Później, rezygnując ze świń, przerobiliśmy budynki i wstawiliśmy kolejne mlecznice. Tak systematycznie powiększaliśmy stado, dokładając po 5-7 zwierząt aż w końcu wypełniliśmy do maksimum wszystkie możliwości, które dawały nam posiadane budynki
- wspomina Jaśkowiak, zaznaczając, że od początku nie zajmował się on odchowem cieląt, koncentrując się na produkcji mleka.
- Mając stado około 35 krów byliśmy w stanie bez problemu wyżywić je z własnej ziemi, której uprawiamy około 50 ha. Później zwierząt zaczęło jednak szybko przybywać i dzisiaj dużą ilość pasz objętościowych musimy dokupować. Nie zależy nam jednak bardzo na tym, aby powiększać areał
- zaznacza rolnik, który woli inwestować w zwierzęta. Krowy były utrzymywane częściowo w systemie uwięziowym, a częściowo w wolnostanowiskowym. Zwierzęta były jednak "rozsiane" po całym gospodarstwie co sprawiało, że praca przy nich była jeszcze cięższa.
- Wszędzie trzeba było dojeżdżać taczką, budynki nie pozwalały na to, żeby móc cokolwiek zautomatyzować. Nie mieliśmy nawet paszowozu. 4-5 godzin dziennie zajmowała nam sama obsługa zwierząt - wspomina Magdalena Jaśkowiak.
Aby zwiększyć wydajność krów, rodzina zdecydowała się na zakup pierwszego paszowozu w 2013 roku. Wybór padł na firmę Daf Agro, która dopiero co pojawiła się na rynku.
- Maszyna została do nas specjalnie przystosowana, tak aby móc wysypywać z niej TMR prosto na taczkę, bo możliwości budynku nie pozwalały na wjazd do środka. Tak właśnie pojawiła się u nas pierwsza maszyna tej marki, z której jesteśmy bardzo zadowoleni - przyznaje Michał Jaśkowiak.
Niedługo potem doszło do pierwszego dużego skoku, jeśli chodzi o ilość zwierząt w stadzie. Rolnikowi udało się zakupić z likwidacji innego gospodarstwa 80 krów.
- Nie mieliśmy gdzie ich pomieścić, ale znaleźliśmy na to rozwiązanie, decydując się na zaadaptowanie na ten cel wcześniej posiadanego już namiotu. Dorobiliśmy do tego okólniki, a przy pomocy kolegów i rodziny w ciągu trzech dni w stodole powstała hala udojowa. Tak też zaczęło się dojenie na stojąco. Już pierwszy dój pokazał mi, jaki jest to komfort, kiedy nie musisz klękać pod krową - wspomina rolnik.
Oczywistym stało się też to, że kolejną poważną inwestycją powinna być budowa nowej obory, która ostatecznie powstała przed dwoma laty.
- Budynek kosztował w sumie około 2 miliony złotych. Udało się uzyskać 500 tys. zł dofinansowania. Zwierzęta utrzymywane są w systemie wolnostanowiskowym na płytkiej ściółce. Myśleliśmy przed budową o rusztach, ale koszt inwestycji byłby wyższy o 500 tys. zł, dlatego też ostatecznie zrezygnowaliśmy z tego rozwiązania
- przyznaje Michał Jaśkowiak, który jednak stwierdza dzisiaj, że warto byłoby tę kwotę dołożyć. Rolnik podkreśla, że planowo stado krów miało liczyć docelowo 100 sztuk, jednak jak sam mówi - apetyt rośnie w miarę jedzenia.
- Obecnie krów jest 200, także hala udojowa w nowej oborze jest już wręcz zbyt mała, bo była przystosowywana na 103 krowy. Dój trwa około 2,5 godz. Zatrudniamy do tego dwóch pracowników - opowiada.
Jaśkowiak podkreśla wagę dokupowania krów z innych gospodarstw i powiększania w ten sposób stada. Zakup 80 krów z likwidacji gospodarstwa nie był jednorazową akcją. Do dzisiaj rolnik dokupuje po 25-30 krów, a do pewnego czasu nawet nie zacielał utrzymywanych przez siebie mlecznic, sprzedając je, kiedy spadała ich wydajność i zastępując nowymi. Dopiero nieco od ponad roku w gospodarstwie odchowywane są jałówki.
- Nie jest to łatwa sprawa. Mamy obecnie około 70 jałówek, przekonamy się, jakie będą efekty takiego rozwiązania - przyznaje Magdalena Jaśkowiak.
Wraz z powiększaniem się stada i większymi możliwościami, jakie dawały obiekty, w których utrzymywane były zwierzęta zmieniały się także maszyny do obsługi zwierząt. Pierwszy wóz paszowy, który tylko mieszał paszę dalej transportowaną taczką został na przestrzeni lat zamieniony przez dwa kolejne. Michał Jaśkowiak nie zrezygnował jednak z firmy Daf Agro.
- Dużym plusem tego producenta jest to, że nie stoi w miejscu i cały czas ulepsza swoje produkty. Firma ma także bardzo dobry serwis, który jest dostępny przez całą dobę - to bardzo ważne w przypadku tak niezbędnej maszyny jaką jest wóz paszowy. Oprócz tego korzystamy także z rozrzutników tej marki - opowiada rolnik.
To właśnie rozrzutnik Magnum o pojemności 20 ton firmy Daf Agro jest najnowszym nabytkiem gospodarstwa. Jaśkowiak jest z niego bardzo zadowolony.
- Maszyna rozrzuca obornik tak równo, że mój kolega rolnik myślał, że na polu była rozlana gnojowica. Bardzo ważna jest dla mnie także duża pojemność ze względu na to, że pola rozsiane mam po całej gminie
- wyjaśnia rolnik, który zaznacza, że z rozrzutnikiem współpracuje obecnie ciągnik Massey Ferugon o mocy 180 KM. Oprócz tego w parku maszyn jest miejsce dla siedmiu innych traktorów: 3 Ursusów, 3 Zetorów, Claasa i New Hollanda.
ZOBACZ TAKŻE: Pracują na 1.500 ha. Ich gospodarstwo robi wrażenie [ZDJĘCIA i VIDEO]
- Tagi:
- rolnik
- krowy mleczne
- sylwetka
- Daf Agro