Na razie nie martwi go ASF, ale wahania cen są potężne [VIDEO]
Uprawia około 50 hektarów i utrzymuje trzodę chlewną w cyklu zamkniętym. Od 27 loch uzyskuje rocznie maksymalnie 700 tuczników rocznie. Chwali koła łowieckie za utrzymywanie populacji zwierzyny łownej na odpowiednim poziomie. Poznajcie Sławomira Bułasia.
- Gospodarstwo przejąłem po rodzicach i trochę je powiększyłem. Kiedy zaczynałem, działaliśmy na areale 20 ha, obecnie na własność mamy 44 ha i trochę dzierżawimy. W sumie jest to około 50 ha - mówi Sławomir Bułaś, czterdziestodwuletni rolnik z miejscowości Kolno zlokalizowanej w województwie kujawsko-pomorskim. Jego gospodarstwo położone jest w specyficznym miejscu - w linii prostej oddalone jest o zaledwie 2 kilometry od królowej polskich rzek - Wisły. Tuż za budynkami roztacza się na nią piękny widok. Gleby, które uprawia Bułaś należą do klas bonitacyjnych od III do VI. - Mamy tutaj typową mozaikowatość. W większości pola obsiewam zbożami, do tego dochodzi trochę buraków cukrowych - przyznaje rolnik, który zaznacza, że w zależności od roku, plony są u niego bardzo zróżnicowane. - Na najsłabszych glebach od 3 ton z hektara w gorszych latach, do nawet 6, gdy warunki atmosferyczne są lepsze. Na lepszych użytkach przy dobrym roku jest to 8 ton/ha, a rekordy sięgają nawet 10 ton/ha, ale dzieje się to bardzo rzadko - opowiada Bułaś. Zboża i słomę, które zbiera wykorzystuje głównie w hodowli, a nadwyżki sprzedaje pod koniec sezonu, kiedy może liczyć na lepsze ceny i wie, ile zboża zostanie mu do dyspozycji oraz jakie mniej więcej plony przyniosą kolejne żniwa.
Trzoda chlewna jest w gospodarstwie Sławomira Bułasia utrzymywana od lat. Obecnie jak mówi rolnik, opłacalność tego typu hodowli jest fatalna. - Szczególnie złe były ostatnie 2-3 miesiące. Partia świń, którą niedawno sprzedałem w przeliczeniu na żywą wagę wyszła 4,28 zł za kilogram. To nie pokryło nawet kosztów produkcji - mówi rolnik. Zwraca on uwagę na potężne wahania cen trzody. - Jeszcze niedawno opłacalność była bardzo dobra, ale trwało to bardzo krótko. Na szczęście nie muszę się na razie obawiać ASF-u tak bardzo, jak wielu innych hodowców w naszym kraju - przyznaje rolnik i chwali okoliczne koła łowieckie. - Myśliwi działają sprawnie i utrzymują populację dzików na stałym poziomie. Nie narzekam na problemy ze zwierzyną łowną, w ostatnich trzech latach na swoich polach nie odnotowałem wręcz żadnych strat z tego tytułu - zaznacza Bułaś. Szkody powodują za to czasami ptaki. Ich liczne występowanie jest jednak ściśle powiązane z bliskością Wisły i na ten problem nie ma niejako rozwiązania. Jak jednak przyznaje rolnik nie jest on specjalnie uciążliwy.
42-latek trzodę chlewną utrzymuje na płytkiej ściółce. Obornika od zwierząt nie brakuje, jest on dla rolnika bardzo ważny w nawożeniu pól - szczególnie tych należących do słabszych klas bonitacyjnych. Praktycznie wszystkie prace polowe Bułaś wykonuje we własnym zakresie. - Korzystam tylko i wyłącznie z usługi kopania buraków - przyznaje. W parku maszyn gospodarstwa starsze maszyny są uzupełniane przez te nowszej generacji. Rolnik posiada trzy ciągniki: głównym jest New Holland TL 100, który wykonuje najcięższe prace, takie jak: orka czy uprawa i siew. Lżejsze prace to w gospodarstwie zadanie dla nieco mniejszej Kuboty wyposażonej dodatkowo w ładowacz czołowy. Odpowiada ona przede wszystkim za usuwanie obornika z chlewni, rozsiewanie nawozów, opryski i transport. Najmniejszy i zarazem najstarszy w gronie ciągników jest Ursus C-330. Rolnik wykorzystuje go do prac porządkowych w obejściu gospodarstwa. - Trzydziestka pomaga, gdy trzeba coś lekkiego przewieźć, zrobić jakiś porządek, czy niejako się pobawić - mówi z uśmiechem Sławomir Bułaś. Rolnik posiada także kombajn zbożowy marki Bizon - wyprodukowany w 1981 roku. - Mam zbyt mały areał, żeby wymieniać kombajn na większy, a Bizon radzi sobie na nim spokojnie, w ostatnich latach wręcz bezawaryjnie – wyjaśnia Bułaś.
W ostatnich latach największą inwestycją wykonaną przez rolnika była budowa nowego domu. 42-latek postawił w nim na ogrzewanie pompą ciepła. To nie jedyne z odnawialnych źródeł energii, które ma sprawiać, że jego rachunki w przyszłości będą mniejsze. - Chcę postawić także na fotowoltaikę. Mam już nawet zrobioną wycenę. Cała instalacja ma mieć moc około 30 kW. Robię to dlatego, aby uchronić się przed rosnącymi cenami prądu i przy okazji dbać o środowisko - zaznacza Bułaś, który obecnie - jeszcze bez paneli fotowoltaicznych, dzięki pompie ciepła, za ogrzewanie domu o powierzchni użytkowej oscylującej w granicach 270 metrów kwadratowych, przez 11 miesięcy, zapłacił jedynie 2,8 tys. zł. - Kiedy wybierałem sposób ogrzewania nowego domu, nie do końca wierzyłem użytkownikom pomp ciepła, którzy mówili mi, że za ogrzewanie płacą 1.800 zł, 2.000 zł, czy 2.500 zł. Teraz widzę, że naprawdę się to opłaca - kończy rolnik.