Michał Koszarek - tuczarnia przynosi mu zyski [ZDJĘCIA]
Lepsza wydajność i większe przyrosty importowanego warchlaka
Początkowo hodowca kupował prosiaki polskie. „Duńczyk” go jednak przekonał lepszą wydajnością, większym przyrostem paszy i... niższą ceną. Wyjaśnia, iż są często przypadki, gdy prosię z polskiej fermy jest droższe, niż sprowadzane.
- Mam kolegę, który ma ponad tysiąc loch i od niego brałem materiał hodowlany. Niestety nie dogadaliśmy się cenowo, bo za dużo chciał. Ostatnio cena była porównywalna z warchlakiem importowanym. Jest to naprawdę dziwne, bo przecież pośrednik duński musi pokryć koszty transportu, to jest około 15-16 zł na sztuce i pobrać prowizję, czyli 5-10 zł. Gdy był kryzys z prosiakiem w Danii, polscy producenci prosiąt doili równo - stwierdza Michał Koszarek.
Czytaj także: Żywienie płynne świń - żywienie na mokro. Warto?
Cena warchlaka zależna od ceny żywca wieprzowego
Obecnie za jednego importowanego warchlaka o wadze 30 kg płaci około 260 zł netto. Cena ta jest ściśle powiązana ze stawką proponowaną za tucznika. - Jeśli idzie w górę cena tucznika, automatycznie Dania podnosi cenę warchlaka. Nie dadzą nam za dużo zarobić - komentuje hodowca z Sędziwojewa.
Odbiorcę towaru rolnik ma od wielu lat stałego. Jest to firma Jutar z Łagiewnik Kościelnych koło Gniezna. - Co prawda fakturowanie sprzedaży idzie przez grupę producentów, do której należę, ale ceny wynegocjowałem z nimi osobiście już jakiś czas temu i jestem zadowolony. Nasza grupa akurat nie współpracuje z tym zakładem, ja jednak nie chciałem rezygnować ze współpracy z nim i pozostałem jego dostawcą - opowiada Michał Koszarek. Jakie więc korzyści upatruje w przynależności do grupy producenckiej?
- Za niższą cenę mogę kupić koncentrat i w dużych partiach zboże. Przywożą do mnie całymi samochodami towar, który jakościowo jest dobry. Bo kupując od rolników z wolnej ręki, tzw. przyczepkowiczów, można dostać różny materiał. Czasami jest zagrzybiony, są np. mykotoksyny. Poza tym, dzięki grupie mam dostęp do szkoleń - tłumaczy.
Konieczny nowy duży magazyn zbożowy
Nic w tym dziwnego, że rolnik z Sędziwojewa zwraca uwagę na stan zboża, które kupuje. W końcu co roku nabywa go 400 - 500 ton. - Mamy stałych dostawców, większych rolników uprawiających na 40-50 ha. Do tej pory współpracowaliśmy także ze Spółdzielnią Rolniczą w Grzybowie, ale przeszli na zboże konsumpcyjne i rzepak. Z „paszówki” zrezygnowali, dlatego musimy poszukać nowego dostawcy, ale poradzimy sobie z tym - zdradza Michał Koszarek.
Aby przechować takie ilości materiału, trzeba mieć odpowiednio duże pomieszczenia. Dlatego rolnik zdecydował się na budowę z własnych funduszy nowego magazynu z mieszalnią pasz. - Uznałem, że budynki, które mam, są niewystarczające i dlatego po drugiej stronie drogi buduję obiekt. Brakuje magazynu zbożowego. Silosy są o pojemności około 400 ton, to za mało. Gdy zboże jest tańsze i można byłoby je kupić, nie ma gdzie później go magazynować. A po drugie, wielu rolników nie inwestuje w magazyny, dlatego są zmuszeni materiał sprzedać po żniwach - mówi. Obiekt o powierzchni 600 m2 ma być gotowy na wiosnę.