Gajewscy - rolnicy, którzy lepią garnki od pokoleń
Zygfryd Gajewski i jego syn Cezary mieszkający w Bęczynie, gmina Urzędów, na Lubelszczyźnie zajmują się rolnictwem, pszczelarstwem oraz garncarstwem. Wyrób naczyń glinianych, używanych kiedyś powszechnie na wsi, ma tu czterowiekową tradycję.
Pan Zygfryd przejął kilkuhektarowe gospodarstwo rolne od swojego ojca Teofila w 1965 roku. Ma on wykształcenie podstawowe i trzyletni kurs rolniczy. Od dziecka bardzo lubił wieś i pracę w polu. Jeszcze jako mały chłopiec przyglądał się też pszczołom w pasiece zlokalizowanej u sąsiada za płotem. Pragnął posiadać ule, z których wybiera się miód, na własnym podwórku. Jego marzenia się spełniły dopiero wtedy, gdy miał już ponad 20 lat. Po przejęciu gospodarstwa, już wspólnie z żoną Ewą, zaczął systematycznie rozwijać swoje pasje. W połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku w gospodarstwie utrzymywane były każdego roku 3-4 krowy, kilkanaście sztuk świń, jeden koń służący jako siła pociągowa oraz dużo drobiu - kury, kaczki, gęsi, indyki, perliczki, a nawet gołębie i króliki. Mleko od krów było dostarczane do zlewni. - Zlewnia była niedaleko od naszego gospodarstwa, zaledwie pół kilometra drogi, mleko nosiło się wiadrami - wspomina tamte czasy Ewa Gajewska. Jej mąż, pan Zygfryd dodaje: W tamtych czasach krowy były w każdym gospodarstwie, tych gospodarstw w Bęczynie było ponad 260. Nie były to powierzchnie duże. Przeważnie od 2 do 5 ha, gdzie było kilka krów. Ludzie wykorzystywali naturalne łąki na pasze dla bydła. Podobnie było z trawą rosnącą na podwórkach czy wokół zabudowań. W późniejszych czasach, gdy nie było już zlewni mleka we wsi, mleko odbierali od poszczególnych gospodarstw wozacy. Było dwóch wozaków i zawsze mieli pełne fury baniek z mlekiem.
Teraz na całą wieś 3 krowy i jałówka jest tylko u państwa Gajewskich. Przez długie lata w gospodarstwie była utrzymywana trzoda chlewna, ale od trzech lat też już świń nie ma. Ze względu na restrykcyjne przepisy weterynaryjne nie ma możliwości hodowli świń.
Pierwszy ciągnik C- 360 pojawił się w gospodarstwie w roku 1991, gdy pracą na roli zajął się syn Cezary. Do tej pory prace w polu wykonywane były sprzętem konnym. Teraz w gospodarstwie są trzy ciągniki i narzędzia do prac polowych. Gajewscy mają też pasję do koni. W niektórych latach w gospodarstwie był nie jeden czy dwa konie, ale cztery, a nawet sześć sztuk. Teraz jest ich trzy. Hodowla koni im się opłaca. Chowają młode źrebięta, które można potem korzystnie sprzedać. Powierzchnia gospodarstwa wynosi około 30 ha gruntów własnych, w tym jest ponad 3 ha łąk. Zboże przeznaczane jest na pasze dla zwierząt, a reszta idzie na sprzedaż. Gospodarstwem zajmuje się teraz syn Cezary, a jego ojciec Zygfryd stara się dużo pomagać, bo ciągle lubi być aktywny we wsi i gospodarstwie, chociaż ma już 78 lat. Wspólną pasją ojca i syna jest pszczelarstwo. W pasiece stale jest ponad 30 pni. Część jest na podwórku przy gospodarstwie, a reszta w niedaleko położonym lesie.
- Ostatnie lata nie przynoszą sukcesów pszczelarstwie. Są suche, wtedy jest mało nektaru i pszczoły nie mogą wytworzyć dużo miodu. Jest też problem z tymi rolnikami, co nie przestrzegają zasad stosowania środków ochrony roślin. Wiosną ubiegłego roku część pszczół zostało podtrutych podczas oprysków rzepaków i malin. W naszej gminie wiosną każdego roku organizowany jest Tydzień Kultury Rolnej. Prowadzone są między innymi wykłady naukowców na temat zabiegów ochrony roślin. Rolnicy aktywnie uczestniczą w tych spotkaniach i szkoleniach, a potem okazuje się, że nie wszyscy do tego się stosują - mówi Zygfryd Gajewski.
Pan Zygfryd od kilkudziesięciu lat lubi pracować na wsi nie tylko dla siebie, ale też dla innych, dla całej wiejskiej społeczności. Od 1990 roku przez 26 lat był sołtysem Bęczyna. Za to na szczeblu powiatu w 2004 roku otrzymał zasłużony honorowy tytuł „Sołtys Roku 2004”. Był radnym II i III kadencji Rady Gminy, członkiem Zarządu Gminy Urzędów. Jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku działał w komitecie budowy wodociągu. Jako sołtys, w 1994 roku przewodniczył komitetowi drugiej tury budowy sieci telefonizacyjnej we wsi. Już w 1998 roku całe sołectwo, w stu procentach posiadało telefony w swoich domach. Pan Zygfryd był też jednym z głównych inicjatorów budowy w czynie społecznym remizy OSP w Bęczynie. Powstała ona na początku lat dziewięćdziesiątych, chociaż jak sam mówi, nigdy nie był członkiem ochotniczej straży pożarnej. Aktywnie udzielał się potem w budowie drugiej części drogi we wsi i budowie chodników.
Kolejne stałe zajęcie państwa Gajewskich to garncarstwo. Kultywowane jest od wielu pokoleń. Kroniki podają, że od 1753 roku. Obecnie w zawodzie pozostają Zygfryd Gajewski i jego syn Cezary. Przed 1900 rokiem w Bęczynie znajdowało się 14 pieców garncarskich, a pracownie wytwarzające garnki miało 40 garncarzy. Teraz jest ich tylko dwóch, czy będą następcy, trudno przewidzieć. Tomasz, syn Cezarego i Reginy Gajewskich ma już ponad 20 lat i na razie pracuje w fabryce, interesuje się rolnictwem, a garncarstwo raczej go nie pociąga.
- Kiedyś powszechne było używanie wypalonych naczyń glinianych nie tylko na wsi, ale też w miastach. Duże naczynia były używane do moczenia bielizny, szło się z lnianymi wyrobami nad rzekę i prało kijanką. Naczynia takie służyły też do kiszenia ogórków, kapusty, przechowywania solonego mięsa, na mleko, śmietanę, w naczyniach glinianych nosiło się pokarm żniwiarzom w pole. Wraz z rozpowszechnieniem innych materiałów (szklanych, metalowych) tradycja wyrobu naczyń z gliny zaczęła stopniowo zanikać - wyjaśnia pan Cezary.
Ojciec i syn są od wielu lat aktywnymi działaczami ogólnopolskiego Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Są laureatami ogólnopolskich konkursów na dzieła sztuki ludowej. Mają nagrody i odznaczenia ministra kultury. Można by długo wymieniać wszystkie nagrody i wyróżnienia, opowiadać o zmianach, jakie zaszły i zachodzą w ich gospodarstwie i na wsi. Warto natomiast podziwiać ich talent, zamiłowanie i wiedzę z wielu dziedzin - gospodarowania na roli, chowu bydła, koni, pszczelarstwa, drobiarstwa, aktywnej działalności społecznej dla sąsiadów czy wreszcie sztuki artystycznej, jaką jest garncarstwo.
W dzisiejszych czasach wielu rolników wybiera jeden kierunek rozwoju, specjalizuje się w produkcji roślinnej, takiej jak uprawa pszenicy czy rzepaku, a w tym gospodarstwie, jak przed laty, jest pełne podwórko drobiu, a już wkrótce wiosną na drzewach owocowych przy domu słychać będzie brzęczenie pszczół. Można też przy szosie koło ich posesji zobaczyć relikt przeszłości - stojący żuraw, który przez lata służył kiedyś do czerpania wody ze studni, nie tylko dla ich potrzeb w gospodarstwie, ale dla większości wsi. Obok studni nadal jest drewniane koryto, wydłubane w pniu, gdzie krowy ze wsi przypędzane przez gospodynie mogły napić się wody.
- Chociaż teraz jest mechanizacja, wodociągi, to jednak trzeba dużo się natrudzić przy tym wszystkim w gospodarstwie. Duże są koszty. Ostatnio zaniosłem rachunki za paliwo do zwrotu akcyzy. Przez ostatnie pół roku na samo paliwo do ciągników wydałem ponad cztery tysiące złotych. Teraz wiosną trzeba kupić nawozy mineralne, środki ochrony roślin, to wszystko coraz więcej kosztuje. Praca na wsi, w gospodarstwie to nie sielanka, jakby mogło się wydawać. Sukcesy nie przychodzą same, trzeba się dużo nagłowić i napracować - dodaje Cezary Gajewski.
Czytaj także: