Ratuje stare traktory
Mariusz Walkowiak z Osowa (powiat wrzesiński) może dziś śmiało stwierdzić, że ratowanie bocianów to zajęcie wymagające wielu godzin mozolnej pracy. A to za sprawą starego ciągnika, któremu po latach zapomnienia, własnoręcznie przywrócił dawny blask. Teraz traktor klekocze jak nowy.
Zetor 25K, potocznie nazywany bocianem, stoi w garażu pana Mariusza w towarzystwie innego przedstawiciela tej marki - Zetora 25A. Skąd ten ptasi przydomek? Otóż model 25K był wysoko osadzony na kołach o wąskim rozstawie. Taka konstrukcja przypominała wysokie, bocianie nogi. A wiadomo, że bocian to częsty towarzysz rolnika podczas prac polowych, bo ptak w świeżo uprawionej ziemi szuka pożywienia. Oba Zetory pierwsze loty mają już dawno za sobą. Co więcej, przez lata stały zapomniane i nieużywane. Zetor 25K stacjonował w szopie na podwórzu Mariusza Walkowiaka od czasów jego dzieciństwa. Myśl o renowacji pojazdu pojawiła się niespodziewanie.
Traktor odkryty po latach
- Wszystko zaczęło się w 2007 roku od wizyty na Festiwalu Starych Ciągników i Maszyn Rolniczych w Wilkowicach. Tam zobaczyłem po raz pierwszy odrestaurowane ciągniki, nie tylko Zetory, ale też maszyny z Niemiec, Holandii i nasze polskie Ursusy - opowiada Mariusz Walkowiak. - Wiedziałem, że Zetor 25K stoi na moim podwórku. Został zakupiony w 1982 roku i służył do prac polowych w gospodarstwie mojego dziadka Stefana Walkowiaka. Później odziedziczył go Piotr Walkowiak, czyli mój ojciec. W międzyczasie byli tacy, którzy chcieli go kupić, ale na szczęście sprzedany nie został. Ojciec wyszedł z założenia, że być może przyjdzie jeszcze dla niego lepszy czas. I w końcu przyszedł. Wtedy w Wilkowicach po raz pierwszy pomyślałem, że można by przywrócić go do stanu używalności i pokazać na zlocie. Zetor 25K, podobnie jak cała linia Zetorów 25, został wyprodukowany przez czeską fabrykę Zbrojovka w Brnie (nazwa słusznie kojarzy się z uzbrojeniem, które produkowano tam podczas I Wojny Światowej). Wyprodukowano ich 55 tys., a 60% trafiło na eksport, w tym do Polski. Egzemplarz Mariusza Walkowiaka wyjechał z fabryki w 1957 roku i to właśnie ten rocznik dał się we znaki już na początku prac remontowych.
Silnik z „pękniętym skrzydłem”
- Renowacja trwała dwa lata, zajmowałem się tym razem z ojcem, głównie po pracy i w soboty. Największym problemem było naprawienie silnika, a konkretnie pęknięcia międzyzaworowego przy głowicy - wspomina Mariusz Walkowiak. - W okolicy nikt nie chciał się podjąć tej naprawy. Pęknięta część była wykonana ze stopu, który nie jest już stosowany i należało wiedzieć, jak postąpić z tym materiałem podczas spawania. Z pomocą przyszedł człowiek, którego spotkałem w Wilkowicach. Miał już sporo kontaktów i wiedział, gdzie szukać osoby, która może tę głowicę naprawić. Po pokonaniu tych trudności można było dopiero zacząć myśleć o uruchomieniu ciągnika. Później okazało się, że do celu prowadziła jeszcze daleka droga. Od pierwszej fascynacji starymi traktorami do samodzielnego wyjazdu wyremontowanym ciągnikiem do Wilkowic minęło sporo czasu. W końcu wysiłek został nagrodzony. Mariusz Walkowiak zaprezentował swojego Zetora podczas festiwalu w Wilkowicach w 2011 roku.
- Już sam wyjazd był dla mnie sukcesem. Podczas imprezy udało mi się zająć drugie miejsce w konkurencji odpalania silnika na korbę - opowiada pasjonat. - Ta rywalizacja nie polega jedynie na odpaleniu silnika. Najpierw należy odejść z korbą 10 metrów od ciągnika, położyć ją na ziemię, odejść znów 10 metrów. Z tego miejsca rozpoczyna się wyścig. Trzeba podbiec do korby, następnie do ciągnika, odpalić, wsiąść i jak najszybciej dojechać do mety. Liczy się sprawność traktorzysty i niezawodność ciągnika przy odpalaniu. Jeśli silnik szybko zaskoczy, jest duża szansa na wygraną.
„Wysokie loty” na zawodach i nowa pokusa
Wygrać udało się po roku. W 2012 roku Mariusz Walkowiak zdobył pierwsze miejsce w odpalaniu ciągnika korbą. Wtedy retrotraktorzysta z Osowa pojawił się w Wilkowicach już nie tylko z Zetorem, ale jeszcze ze śrutownikiem kamieniowym napędzanym pasem transmisyjnym. Ten wyjazd znów okazał się przełomowy, bo jeden ciągnik w kolekcji wydał się panu Mariuszowi zbyt skromnym osiągnięciem. - Krótko po powrocie dotarła do mnie informacja, że w pobliskiej miejscowości jest na sprzedaż Zetor 25A, wersja transportowa. Nie zastanawiałem się długo. Kupiłem. Po wyremontowaniu pierwszego Zetora, czegoś mi chyba brakowało, a pokusa była tym większa, im więcej takich perełek naoglądałem się na zlocie - przyznaje pan Mariusz.
Wyremontowany, zabytkowy ciągnik można kupić za 10-12 tys. złotych, a pojazd do remontu kosztuje znacznie mniej 4-5 tys. zł. W internecie nie brakuje ofert osób, które renowacją takich maszyn zajmują się wyłącznie dla zysku. - Dla pasjonata lepszym rozwiązaniem jest zakup ciągnika do remontu. Kiedy poświęca się swój czas na odrestaurowanie traktora, daje to większe zadowolenie, a poza tym można poznać mechanikę ciągnika. Kiedy remontuje się pojazd samemu, to po porostu wie się, co się ma - kwituje Mariusz Walkowiak. - W każdym innym przypadku, istnieje ryzyko, że remont nie został przeprowadzony odpowiednio i pojawią się problemy w użytkowaniu oraz dodatkowe koszty.
Mechanizacja, czyli zawrotna prędkość
Oba Zetory służyły najogólniej mówiąc do prac polowych, ale były pewne różnice. Zetor 25K był wykorzystywany do prac rzędowych, czyli opryskiwania upraw, obradlania ziemniaków itp. Nadawał się lepiej do tego celu z uwagi na węższy rozstaw kół i bardzo dużym prześwit powierzchniowy, w najniższym punkcie ma 50 cm. Natomiast Zetor 25A służył do szybkiego, jak na ówczesne warunki, transportu, ponieważ ma szeroki rozstaw tylnych kół, szersze opony i szybszą skrzynię biegów. Skrzynia w Zetorze 25A jest 6-biegowa, a na szóstym biegu można było osiągnąć prędkość 40 km/godz., a to w czasach świetności tych maszyn było spore osiągniecie. - Te ciągniki mają prostą konstrukcję. Między innymi z tego powodu, aby łatwo było je naprawiać. Są wyposażone w prosty silnik dwucylindrowy Diesla, nieskomplikowaną pompę wtryskową, dwie świece żarowe… Wystarczy podstawowa wiedza na temat budowy silnika, aby poradzić sobie z naprawą - dodaje pasjonat.
Silnik miał jednak jeden mankament. Łatwo się przegrzewał z uwagi na niewydolny układ chłodniczy, który wykorzystywał wodę, a nie specjalny płyn. W chłodnicy osadzał się kamień, a wody zawsze brakowało. Właśnie przez dolewanie zimnej wody, kiedy silnik był gorący, powstawały pęknięcia międzyzaworowe. Poza tym, jeśli pojazd był zadbany, nie sprawiał większych problemów. - Dziś jest mniejszy kłopot z zakupem części niż w latach dziewięćdziesiątych - ocenia pan Mariusz. - Bezpośredni importer sprowadza nowe części zamienne do Zetorów z Czech. Kupuję je głównie przez internet, a czasami właściciele ciągników sprzedają lub wymieniają się częściami między sobą.
Zetor 25 dołączy do stada?
Miłośnicy starych ciągników i maszyn rolniczych to dość liczna społeczność. Na stronach i forach internetowych wymieniają się poradami. W realu spotykają się na imprezach i zlotach organizowanych w całej Polsce (w kalendarzu jest także wyjazd do Czech). Mariusz Walkowiak jest członkiem Klubu Miłośników Starych Ciągników i Maszyn Rolniczych „Traktor i Maszyna”, który działa już ponad 10 lat. - Ludzie są bardzo przyjaźnie nastawieni do starych ciągników i zawsze reagują pozytywnie, widząc taki pojazd na drodze. Często podczas imprez, na których można obejrzeć moje pojazdy, spotykam osoby, które wspominają czasy, kiedy pracowali na takim właśnie traktorze. Czasami opowiadają mi o swoich egzemplarzach, dyskutujemy o szczegółach konstrukcji, detalach i różnicach, które zauważają oglądający. Bywa, że ich uwagę przykuje inne położenie dźwigni skrzyni biegów i rozpoczyna się dyskusja, dlaczego jeden model miał tak, a drugi inaczej… Widać, że w latach sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych rolnicy dobrze znali swoje maszyny, bo wtedy naprawiali je sami. Ci, którzy mieli kiedyś podobnego Zetora, cieszą się, że zachowały się jeszcze takie egzemplarze jak moje, że nie zaginęły zupełnie, są zadbane i pokazywane szerokiej publiczności - zauważa kolekcjoner z Osowa.
Mariusz Walkowiak nie zakończył jeszcze poszukiwań. Marzy mu się pierwsza wersja Zetora 25. Do Polski trafiło niewiele takich ciągników i bardzo trudno zdobyć egzemplarz z oryginalnymi podzespołami. W czasach świetności czeskie Zetory trafiały do PGR-ów, a później były odkupywane przez rolników w stanie już zwykle nie najlepszym. Kiedy psuła się np. skrzynia biegów, najczęściej nie poszukiwano oryginalnej, ale montowano skrzynię od nowszego modelu. Stąd trudno o oryginał. - Najprzyjemniejszy w tej pasji jest spokój, który towarzyszy mi podczas pracy nad przywracaniem ciągnika do stanu używalności. To jest sposób na oderwanie się od codzienności. Duża frajda to również wyjazdy na zloty, gdzie można pokazać efekt swojej pracy i przejażdżki po okolicy, którym zawsze towarzyszy ten miły dla ucha terkot silnika - dodaje pasjonat.