Pszczołogród Piotra Lipy
Piotr Lipa (45 lat), mieszkaniec gminy Pawłów, gospodarował na roli i hodował zwierzęta jeszcze przy rodzicach. Kiedy poszedł na swoje, wybudował dom, postanowił zrobić użytek z hektara ziemi, jaką posiada. 80 proc. przeznaczył pod zasiewy roślin miododajnych (jak klon, jodła) oraz łąki na potrzeby pszczół i pasieki, którą stworzył pięć lat temu. Zaczęło się od trzech uli na próbę.
- Chciałem mieć coś swojego, robić coś pożytecznego. Na początek postawiłem trzy ule koło domu, aktualnie jest ich 60 w różnych lokalizacjach, koło domu, w Rzepinie oraz w Starachowicach - mówi pan Piotr dodając, że tu, gdzie mieszka, jest pasieka główna, gdzie zwozi wszystkie pszczoły na zimę. - Wiosną, kiedy rozwijają się, a wokół pojawią się nowe pożytki, to wywożę je w sprzyjające dla nich warunki.
Pszczela rodzina, w zależności o pory roku, zamieszkująca jeden ul liczy od 20.000 - 100.000 osobników. Tak liczna gromadka potrzebuje ok. 90 kg miodu na własne potrzeby.
- Sezon zaczyna się po kwitnieniu roślin. Od wiosny pszczoły zbierają pyłek wierzby, klonu, mniszek i z tego jest miód wielokwiatowy, potem jest akcja i lipa z niej jest miód lipowy, który cieszy się największym powodzeniem. Pod lasem w Rzepinie rośnie nawłoć, z której też jest pyszny miód. Miodu możemy podebrać pszczołom z nadmiaru, tj. ok. 20 proc. nie więcej, gdybyśmy wzięli więcej moglibyśmy im zaszkodzić.
Pan Piotr ma ule wielkopolskie, gdzie jest gniazdo czyli rodnia oraz miodnia, skąd podbiera się miód.
- Z gniazda nie podbieram, bo to jest dla nich, na zaspokojenie bieżących potrzeb. Zawsze muszą mieć przynajmniej 5 kg na bieżące potrzeby. Miód bierzemy wtedy, kiedy jest zasklepiony woskiem, to oznacza, że jest dojrzały i można go odwirować. Do tego służy wirówka miodarska - ścinamy wtedy wosk, żeby otworzyć komórki. Odwirowany miód idzie na kilka dni do odstojnika, a potem przelewamy go do słoików.
Pszczoły zbierają pyłek i nektar, którymi żywią się, a z którego powstaje miód.
- Jeśli chodzi o pyłek to cieszy się on coraz większym powodzeniem, ale jego zbiory są o wiele mniejsze niż miodu. O ile w trakcie jednego sezonu z jednego ula można uzyskać 15-20 kog miodu to pyłku ok. 1 kilograma. Pyłek wymaga suszenia przez minimum 24 godziny w temperaturze 40 st. Paradoksalne jest to, że kilogram pyłku można kupić za 70 zł, a suszarka do pyłku kosztuje ok. 4 tys. zł - dodaje nasz pasjonat pszczelarstwa, który nie ukrywa, że trzeba to lubić, żeby się tym zajmować.
Sezon w pełni
Aktualnie, od maja do lipca, jest pełnia sezonu, jeśli chodzi o pszczelarstwo. Ale pracy przy pasiece nie brakuje przez cały rok.
- Tzw. letnia pszczoła żyje ok. 6 tygodni i ona musi się naprawdę napracować. Te zimowe przeżywają nawet osiem miesięcy. Najważniejsze to poznać ich zwyczaje i potrzeby, a potem one same pokażą, czego chcą. Kluczowe jest zapewnienie im pokarmu oraz leczenia, na wypadek insektów, które je atakują. Najbardziej dotkliwa w naszych warunkach, choć są one doskonałe, bo jest tu duża bioróżnorodność, jest tzw. warroza, która osłabia odporność pszczół i powoduje u nich inne choroby. Wówczas konieczne jest podawanie odpowiednich leków, które dostępne są w gabinetach weterynaryjnych. Najczęściej podaje się je jesienią w postaci dymu albo specjalnych pasków, o które owady się ocierają - mówi pan Piotr, członek Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Pszczelarzy. - W trakcie sezonu, tak jak teraz, przynajmniej raz w tygodniu trzeba do ula zajrzeć, zobaczyć, czy nie mają za ciasno. Jeśli tak, dokładamy ramek poszerzając gniazdo. Robimy też odkładany, żeby mieć rodzinę na następny rok, na poszerzenie pasieki.
Nasz pasjonat, póki co, planuje jednak poprzestać na tym, co jest, bo jest to czasochłonne zajęcie, w które zaangażowana jest cała rodzina, również żona i dwie córki. Każdy ma swoją rolę do spełnienia i pomysły, których zwłaszcza młodym dziewczynom nie brakuje. To z ich inicjatywy oprócz miodu i pyłku, w "Pszczołogrodzie" pojawiły się świeczki z pszczelego wosku czy miody o kremowej konsystencji z dodatkiem owoców liofilizowanych.
- Pierwsze miody zostały rozdane w rodzinie i cieszyły się ogromnym powodzeniem. Było dużo radości i satysfakcji - mówi pszczelarz, który przyznaje, że zapotrzebowanie na miód mobilizuje go do pracy przy pszczołach.
Zresztą bardzo polubił te owady, na pewno się ich nie boi, nawet, jeśli któraś użądli, to pomasuje się miejsce i po problemie.
- One mają na mnie bardzo dobry wpływ. Zbudowałem nawet samodzielnie domek do uloterapii - to inhalacje powietrzem z ula. To było moje marzenie i przyznam, że efekt przeszedł moje oczekiwania. O ile powszechnie znane są walory samego miodu czy choćby propolisu, nie wszyscy wiedzą o leczniczych właściwościach powietrza, jakie znajduje się w ulu, o dźwiękach ula i przyjaznych częstotliwościach. Wewnątrz ula jest ciepło i wilgotno. Pomimo tego nie ma w nim żadnych bakterii, wirusów czy chorobotwórczych grzybów. Uloterapia natomiast wskazana jest dla osób, które mają problemy z układem oddechowym, na pewno działa uspokajająco i wyciszająco na układ nerwowy. Zalecana jest godzina (siedem sesji po godzinie codziennie) w takim domku, gdzie czujemy się jak w ulu, ale pszczoły nie mają do nas dostępu.