Przychodzą, ale nie chcą pracować u rolników
Rolnicy narzekają na brak odpowiednich osób do robót polowych.
Rolnicy i ogrodnicy mają problem ze znalezieniem chętnych do pracy. Dają nawet ogłoszeni do prasy. „Przyjmę mężczyznę z prawem jazdy. Stała praca w gospodarstwie rolnym, wykształcenie najchętniej po technikum lub szkole zawodowej” - czytamy w anonsie. Niestety, nie jest aż tak łatwo pozyskać pracownika. Mieszkanka powiatu kaliskiego zamierza zatrudnić osoby do sortowania pomidorów. - Najgorsze jest to, że przychodzą ludzie do pracy, ale pracować nie chcą - ubolewa. Inna właścicielka szklarni z powiatu pleszewskiego przyznaje, że trzeba mieć przysłowiowe szczęście, aby trafić na dobrego pracownika. - Każdy myśli, że do szklarni byle kto może iść, ten co nic nie wie i nic nie umie. A to nie jest tak, trzeba wiedzieć, co urwać, co zostawić przy roślinkach. Nie każdy myśli, co trzeba wykonać, dlatego jest bardzo ciężko wybrać kogoś, kto mógłby coś zrobić. Pracownicy z doświadczeniem są na wagę złota - twierdzi kobieta. Dodaje, że miała kilka osób, ale z żadną nie podpisała umowy. Zapewnia, że nie oferowała zbyt niskiego wynagrodzenia. - Po odliczeniu podatku, to się daje więcej niż najniższa krajowa. Należy wiedzieć, że ceny jakichkolwiek warzyw nie są tak wysokie, jak są w sklepach. Producenci dostają przynajmniej połowę mniej - wyjaśnia.
Z podobną sytuacją spotkał się ogrodnik również z powiatu pleszewskiego. - Trudno dostać normalnego pracownika, nie mówię tu o doświadczeniu. Już dwa lata temu chcieliśmy zatrudnić i mieliśmy problemy. Przychodzili do nas nawet z urzędu pracy, ale był to gościu, gdzie od razu widać, że nie chce pracować, ubrany w lakierki i kurtce, i od razu widać, że jest od stania pod sklepem. Ale chciał pracować, to się zgodziłem. Po półgodzinie wchodzę do szklarni, bo miał zbierać liście, a gościa nie ma. Wózek zostawił i rozpłynął się w powietrzu. Nawet nie powiedział, że chce sobie iść - wspomina rolnik. Twierdzi, że na ogłoszenia też mało kto odpowiada. - Teraz jest taki okres, że dzieciaki chcą pracować, ale tylko przez dwa tygodnie, miesiąc - opowiada. Pracownikowi oferuje od 8 do 10 zł za godzinę. - Gdyby się trafił bardzo dobry pracownik, to mogę dać mu nawet więcej, żeby jakąś normę wyrobić. (…) Znam osobę, która pracowała w Holandii w ogrodnictwie, to podejrzewam, że jemu płaci się 12 zł za godzinę. Ale takiemu chłopakowi to warto dać nawet więcej, bo on zrobi dwa razy więcej niż taka osoba, która zaczyna w Polsce. Wiadomo, że w Holandii to były i szkolenia, i żeby zarobić, to trzeba było pracować – mówi właściciel szklarni. Ubolewa, że trudno też zorganizować osoby do pracy na samym polu. - Z dziabaniem jest problem. Mamy akurat ekipę ze Szkudli, kobiety przychodzą na 3-4 dni. Najgorsze jest to, że te panie nie potrafią odmówić innym i co kilka dni idą do innego, bo mu obiecały dziabanie - mówi. Dodaje, że są chętni do pracy z gminy Gizałki. - Oni zbierają się po pięć osób i przyjeżdżają jednym samochodem. I zdarza się, że powiedzą, że dzisiaj nie przyjadą do pracy, a żaden ogrodnik nie może sobie pozwolić, że kiedy jest rwanie pomidorów, to ludzi może nie być – opowiada rolnik. Zastanawia się, czy nie zatrudnić Ukraińców. – Niektórzy się ich boją, ale oni pracują 7 dni w tygodniu po kilkanaście godzin i dobrze robią. Oni tu nie przyjeżdżają na wakacje, ale, żeby zarobić. To jest tak, jak Polacy jadą do Niemiec, piątek, świątek czy niedziela, zapłacą po 5 euro za godzinę i wtedy się pracuje - mówi rolnik.
Jeden z mieszkańców powiatu pleszewskiego chciał zatrudnić osobę do obsługi maszyn rolniczych. - Ja akurat nie szukam człowieka, który coś umie, ale potrzebuję człowieka, który myśli. I tu jest kolosalny problem. Ja chcę nauczyć, ale ktoś nie chce się uczyć. Słyszałem taki tekst: ja tu mam płacone za robotę, a nie za myślenie – tłumaczy rolnik. Twierdzi, że pieniądze, jakie oferuje przyszłym pracownikom nie są małe. - W tej chwili mam osobę, która dostaje 12 zł za godzinę plus wyżywienie. Traktowany jest jak domownik - zaznacza.