Paulina rozwozi TIRem nawozy
460 koni pani Pauliny
Auto i naczepa to tzw. zestaw. W przypadku pani Pauliny jest to Volvo z 460 końmi mechanicznymi i łączną długością 14 metrów. Zatankowany do pełna waży ponad 15 ton, a załadowany do pełna - trochę ponad 40. Gdy wdrapuję się do kabiny, intuicyjnie czuję, że muszę zdjąć buty, ponieważ jest tam tak czysto.
- To mój drugi dom, w którym na małej przestrzeni pracuję, śpię, jem i odpoczywam w przerwach. Dbanie o czystość jest chyba dobrowolnym obowiązkiem każdego kierowcy i to bez względu na płeć – uzmysławia mi pani Paulina.
Najpierw myślę, że moja rozmówczyni żartuje, gdy mi mówi, że w samochodzie jej się lepiej śpi niż w domu, ale okazuje się, to żywa prawda. Mówi, że materac ma tam lepszy, a i spokój większy, choć problem z tym ostatnim jest, gdy po sąsiedzku na parkingu stanie ktoś z chłodnią. Ostatnio miała właśnie takie zdarzenie w Danii – największym europejskim producencie trzody chlewnej.
- Nie za bardzo było jak odpocząć, bo na parkingu spałam między samymi chłodniami, które na przemian włączały się przez całą noc - wspomina prawie z rozrzewnieniem pani Paulina.
Również z jedzeniem nie ma problemu. Jest wręcz jak na wakacjach, gdy na parkingu nagle wszyscy zaczynają gotować i wyciągać swoje zapasy. Może dlatego utarło się mówić, że kierowcy ciężarówek są dobrymi kucharzami. Poza tym mama, czyli pani Krystyna, wyposaża córkę za każdym razem w zapasy, jakby ta wyjeżdżała nie na 3-4 dni, a na miesiąc co najmniej. Solidarność między kierowcami jest bezgraniczna - tak na parkingach, jak i w trasie i to bez względu na kraj pochodzenia. Kierowcy dzielą się między sobą prowiantem, informacjami i wzajemną pomocą.
W czerwcu 2015, po prawie miesiącu pracy, pani Paulina pojechała na serwis Volvo do Długołęki koło Wrocławia. Odbywały się tam właśnie zawody w jeździe ekonomicznej. Pomyślała, że jeżeli ma i tak czekać kilka godzin, to weźmie w międzyczasie udział w konkursie. Jak pomyślała, tak zrobiła i w zajęła III miejsce. Niestety, aby zakwalifikować się do konkursu ogólnopolskiego, musiałaby zająć miejsce pierwsze, więc już teraz wie, jakie wyzwanie czeka na nią w czerwcu tego roku.
Pytam dyskretnie, czy z tego co robi, może żyć, a w odpowiedzi słyszę, że tak, nawet spokojnie i dobrze. Płacone ma od tzw. frachtu, czyli przewiezionego towaru, z którym robi średnio 2,5 tysiąca kilometrów tygodniowo. Jeśli cel podróży jest poza granicami Polski, to ma jeszcze dodatkowo wypłacaną delegację.
Pani Paulina jest przekonana, że jej zawód jest atrakcyjny nie tylko ze względu na finanse.
Najchętniej weekendy spędzałaby również w swoim 460-konnym pojeździe, poznawała nowych ludzi, uczyła się obcych języków. Wierzy święcie, że gdyby ktoś z innego zawodu pojechał kiedyś, tak jak ona w trasę, to na pewno chciałby to robić do końca życia. Dobrze, że nie każdy ma okazję pojechania, bo wtedy wszyscy siedzielibyśmy za kółkiem.