Owce i bydło na tysiącu hektarów górzystych terenów
Alfred Zubek wspomina, że jeszcze w latach 90-tych opłacalność produkcji owiec była większa. Wówczas można było zarobić nie tylko na mięsie, ale i mleku oraz wełnie. Obecnie jest inaczej. - W magazynie zalegają mi tony wełny i nie bardzo wiem, co z tym zrobić - tłumaczy. W przypadku zarobku z tuszek też nie jest kolorowo. Mało kto także zajmuje się skupem i ubojem owiec. W tej chwili hodowca z Sudet współpracuje z zakładem z Leska. - Mój sąsiad posiadający owce jakiś czas temu myślał nad tym, by stworzyć własną ubojnię. Były nawet na to jakieś dotacje, ale ostatecznie zrezygnował. W ten sposób na pewno można byłoby więcej zarobić na nich - komentuje rolnik.
Hodowla na mleko i wełnę kompletnie się nie opłaca. Na użytkowanych przez pana Zubka górskich stokach w jednym stadzie wypasają się owce krzyżówki ras Ile-de-France z Berrichon du Cher z owcą czarnogłówką, a w drugim - rasy cakiel podhalański.
Rolnik z Lesicy jeszcze kilka lat temu próbował swoich sił w przetwórstwie. Miał nawet sklep mięsny we Wrocławiu. Wołowinę dostarczał także do jednej z restauracji kurortowych w Zieleńcu.
- Pojawiły się jednak problemy i musieliśmy zawiesić tę działalność. Szkoda, bo dzięki temu przekonaliśmy się ile tracimy sprzedając bydło przez pośredników. Na jednym byku jest 2,5 tys. zł przebitki. Dla mnie takie ogromne różnice są niezrozumiałe. Najgorsze jest to, że nikt nie chce tego zmienić, a najbardziej poszkodowany w tym wszystkim jest rolnik, bo chciałby gdzieś uczciwie, za godziwe pieniądze, sprzedać mięso, a jest uzależniony przez duże firmy, które dyktują warunki - stwierdza Alfred Zubek.