Farm2Farm: Ludzie, otwórzcie oczy! BM Kobylin najprawdopodobniej upadnie!
Spółka BM Kobylin ma dług 233 miliony złotych. Jednakże wobec niej kontrahenci są dłużni 49 milionów, o których wszyscy zapomnieli.
Policzmy więc: jeśli Bioagra proponuje umorzenie połowy należności, to pozostaje do zapłaty ok. 116,5 miliona złotych. Jeśli odjąć od tego 49 milionów, które odzyska od swoich dłużników - robi się kwota 67,5 miliona - czyli tyle, na ile wyceniono wartość spółki w przypadku likwidacji BM Kobylin. Zbieg okoliczności?
- Mówiąc o BM Kobyli od razu mam przed oczami wizję lisa zajmującego się kurami w kurniku. Lis jest głodny, więc zaczyna zjadać kury, na to przyjdzie człowiek z zewnątrz i powie - „stop, jeśli zjesz wszystkie kury, to nic nie zostanie”, po czym wyrzuci lisa z kurnika. Lis jednak po pewnym czasie wróci, będzie płakał, powie człowiekowi - wpuść mnie z powrotem, ja nie mam co jeść. Litościwy człowiek zgodzi się. A lis zje resztę kur - mówi Hans Petersen, prezes firmy Farm2Farm.
- Nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie nie chcą otworzyć oczu, ponieważ w tym roku wielu z nich straciło swoje pieniądze i pracę. Kocham ten kraj i tutejszych ludzi, ale nauczyłem się, że nie można im ufać, że część nich wchodzi w układy z jednymi, a drugich kopie. Mój prawnik powiedział mi, że to, czego nauczył się na studiach w przypadku tej sprawy nie działa. Udowodnienie pewnych rzeczy jest niemożliwe - komentuje Hans Petersen.
Artur Florczak, prokurent Farm2Farm, był dyrektorem operacyjnym w spółce przez dwa tygodnie. Gdy wszedł do BM Kobylin, konta bankowe były zablokowane.
- W zanadrzu mieliśmy wykonanie wypłat dla pracowników, nie było żadnego zabezpieczenia paszy. Byki nie dostawały pełnej wartości pokarmu - mówi i zaznacza, że jego działania polegały na tym, aby znaleźć kontrahentów BM Kobylin, którzy byliby w stanie zapłacić jakiekolwiek pieniądze, aby uratować dostawy pasz dla bydła i mleka dla cieląt. Ze względu na to, że kilku z nich znał - jeden się zgodził.
- Moja rola była prosta - zabezpieczyłem pracowników w pieniądze w terminie wypłat - tłumaczy prokurent.
Problemem były też zbiory kukurydzy, która miała być przeznaczona na kiszonkę. Żeby zabezpieczyć dziewięciotysięczne stado na rok do przodu niezbędne jest ok. 40 tysięcy ton. Dwóch dzierżawców zgodziło się na przeprowadzenie żniw bez dokonywania spłaty zadłużenia. Jedna firma przeprowadziła akcję żniwną za zaledwie 5% całości kosztów.
- Woziliśmy świeżą kukurydzę prosto do obór, aby byki dostały wreszcie wartościową paszę. To było zupełnie nieekonomiczne, ponieważ wanna kukurydzy ważyła połowę mniej niż kiszonki, ale nie było innego wyjścia. Tym się właśnie zajmowałem. I to się udało - mówi Artur Florczak. - Nie rozliczałem przeszłości, ani nie podpisywałem żadnych umów. Tym zajmował się zarządca - dodaje.
Teraz żniwa zostały wstrzymane, ponieważ zarząd nie dogaduje się z owymi dzierżawcami.
Artur Florczak po objęciu stanowiska dyrektora operacyjnego zauważył, że od pół roku - od czasu sprzedaży świń do rzeźni i opustoszenia chlewni, nie została wywieziona gnojowica. Wszędzie było brudno, budynki nie nadawały się na przyjęcie nowych zwierząt. Na wielu z tych ferm były stada szczurów. Prokurent Farm2Farm zaczął przygotowanie ferm pod zasiedlenie. Zostało zorganizowane spotkanie z firmą Agriplus, podczas którego rozmawialiśmy o możliwościach współpracy na zasadzie tuczu kontraktowego. Przedstawiciel Agriplus odwiedził wszystkie fermy i stwierdził, że jest w stanie je zasiedlić. Przygotowaliśmy także umowę dla firmy, która jest w stanie poradzić sobie z oczyszczeniem chlewni z gnojowicy. Polska Grupa Producentów Bydła i Trzody Sp. z o.o. w organizacji także była gotowa na zasiedlenie, ale w mniejszym stopniu i bez presji. Agriplus deklaruje największe i najszybsze wpływy do BM Kobylin, ponieważ jest logistycznie przygotowana, aby fermy zasiedlić jak najszybciej.
Trzeba wspomnieć, że gdy Artur Florczak był doradcą zarządcy przymusowego, pani Mirosławy Szustak-Pestki, już myślał o zabezpieczeniu bydła w paszę. BM Kobyli posiadał pola obsiane kukurydzą, ale bardzo daleko od ferm.
- Zorganizowałem więc spotkanie z jednym z sąsiadów największej fermy bydła należącej do spółki, aby kupić od niego kiszonkę z kukurydzy, a tę z oddalonych ziem sprzedać na tamtym terenie. Dałoby to zysk poprzez ominięcie kosztów transportu - tłumaczy.
Na to spotkanie wtargnął członek zarządu spółki, wyprosił naszego kontrahenta i wykupił od niego całą kiszonkę z ramienia innej firmy za gotówkę prosto z pola. Ta sytuacja powtórzyła się jeszcze podczas próby zawarcia kontraktu z innym producentem rolnym.
- Widziałem także, jak pan członek zarządu nalegał bardzo na Mirosławę Szóstak-Pestka, aby podpisała fakturę na zakup słomy za 200 zł za tonę. Jak wiadomo, na początku września, produkt ten jest wyceniany na ok. 120 zł. Ta faktura została odesłana. Jak się okazało - słoma leżała jeszcze na polu. W momencie kiedy byłem dyrektorem operacyjnym spółki zobaczyłem ponownie duplikat tej faktury. Pojawiła się w spółce 29 września, czyli w momencie, gdy zarząd BM Kobylin przejął władzę na dwa dni. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można uznać, iż m mamy do czynienia z działaniem na szkodę spółki przez członka zarządu- mówi Artur Florczak.
Farm2Farm angażuje się w proces restrukturyzacji BM Kobylin na początku w formie pomocy zarządcy przymusowego, a potem zarządcy tymczasowego w tylko jednej intencji - aby odzyskać swoje pieniądze, które są scedowane na Faktoring.
- Mieliśmy umowę z Faktoringiem na limit ok. 19 mln złotych. Do tej kwoty należności były wypłacane na bieżąco, a Faktoring musiał zadbać o ściągnięcie długu. Wszystko powyżej 19 milionów otrzymamy dopiero, kiedy Faktoring dostanie pieniądze. BM Kobylin jest dłużny w sumie 32 miliony złotych, co jest ponad limit. Czyli 13 milionów złotych dostaniemy dopiero w momencie, kiedy BM Kobylin odda całe 32 miliony - żali się Artur Florczak.
Farm2Farm z kolei te pieniądze musi oddać rolnikom w Danii.
- Mamy 15 duńskich producentów, którzy dostarczali prosiaki dla BM Kobylin. Ich sytuacja finansowa w tym momencie jest katastrofalna! - zaznacza.
Propozycja redukcji długu według planu sanacyjnego spowoduje falę bankrucji w Danii. Tam każdy rolnik musi mieć firmę i rozliczać się z podatkami. Trzeba pamiętać, że oni nadal mają podpisany kontrakt na dostawy do Farm2Farm, a tym samym BM Kobylin, a w tej chwili nie ma żadnych dostaw.
Zaangażowanie Farm2Farm wynika więc z tego, że na końcu są dostawcy, którym firma jest winna pieniądze. Dlatego, kiedy dostali propozycję redukcji o 90%, według planu sanacyjnego, należności dla dużych wierzycieli z karencją na 2 lata plus raty roczne po 2% przez 5 lat, wydało się to śmieszne, bo nie dostaliby w efekcie nic.
- Z drugiej strony, czego ci panowie się spodziewali, skoro wcześniej przekazywali informacje przez zarząd BM Kobylin o planach inwestycyjnych na 500 mln złotych, powiększeniu stada bydła do 60 tysięcy sztuk i produkcję tuczników w liczbie 1 mln sztuk? - pyta.
Poprzedni zarząd mówił, że celem jest pozyskanie nowego inwestora, który spłaci wszystkie wierzytelności. Zostało to pokazane także w artykule sponsorowanym w Wieściach Rolniczych. Zaznaczali, że ich celem jest stworzenie czegoś o 4 razy większego niż jest teraz. I tego nadal się trzymają i oczywiście, są w stanie to zrobić. Ale mówimy o konkretnym długu, który był wcześniej i wynikał z działalności poprzedniego zarządu. Był on jednak skorelowany ze sprzedażą udziałów i późniejszymi działaniami już nowego zarządu, które spowodują takie, a nie inne rozwiązania.
W ostatnim kwartale ubiegłego roku wszyscy dostawcy byli informowani o tym, że mają podtrzymywać dostawy pomimo trudnej sytuacji firmy. 22 grudnia została podpisana umowa inwestycyjna z firmą Bioagra.
- Na podstawie tych dokumentów przekonywano nas przez pierwszy kwartał 2016 roku o ty, że za chwilę dojdzie do sprzedaży udziałów i doinwestowania spółki w wysokości około 500 mln złotych w pewnych ratach rocznych - mówi Artur Florczak.
- W styczniu jednak powiedziano nam, że Bioagra się wycofała, ponieważ po przeprowadzonym badaniu finansowym okazało się, że sytuacja w spółce jest bardzo trudna - dodaje.
Na początku roku 2016 Farm2Farm podpisał ramową umowę z BM Kobyli na dostawy 3 tysięcy prosiąt miesięcznie z Danii, ponieważ wiedząc, że udziały zostaną sprzedane chcieli się zabezpieczyć w roli dostawcy. Bali się, że nowy inwestor może zmienić zdanie, co do współpracy. Z umowy wynikało, że Farm2Farm musi dowieźć 3 tysiące sztuk, a spółka musi je odebrać. W wypadku niewywiązania się, każda ze stron musiałaby zapłacić 20 euro za sztukę niedostarczoną/nieodebraną. Ta umowa funkcjonowała do 22 kwietnia, kiedy Barter sprzedał udziały Bioagrze. Płatności w tym czasie wyglądały różnie, część pieniędzy spływała na przedpłaty, aby dostawy były podtrzymywane. Zarząd deklarował, że po sprzedaniu udziałów, spółka zostanie dokapitalizowana, a dług w Faktoringu spłacony. Kupione przez BM świnie zostały utuczone i w efekcie sprzedane. Szacuje się zysk z tej operacji na ok. 30 milionów złotych.
- Gdy zapytaliśmy zarząd, co się stało z tymi pieniędzmi i dlaczego nie spłacają naszych długów, odpowiedzieli: „Pieniądze zostały przejedzone”. Zostawiliśmy tę sprawę bez komentarza - mówi prokurent. - Jeden z członków zarządu zarzuca, że naliczamy kary umowne za nieodbieranie prosiąt. Jednakże nikt nawet nie próbował rozwiązać z nami umowy na zakup zwierząt. Zarząd jedynie powiedział nam, że likwiduje produkcję trzody chlewnej, ponieważ jest ona nieopłacalna. Zamówiono raz 3 tysiące sztuk 30 września 2016, a tego dnia zarząd został przekazany w ręce zarządcy i nie mógł podjąć takiej decyzji - podkreśla.
Nowy zarząd nazwał Farm2Farm „agresywnym wierzycielem”. Dlaczego?
- Wspominanie tutaj przez zarząd BM o agresywnym wierzycielu jest dla mnie trochę śmieszne, trochę tragiczne, ponieważ my nie robimy nic innego, jak wykorzystujemy prawo, które jest takie samo dla wszystkich - mówi Artur Florczak.
Zarząd Farm2Farm byl na spotkaniu z nowymi władzami spółki parę dni po zakupie udziałów przez Bioagrę, było ono bardzo rzeczowe. - Rozmawialiśmy o bieżących problemach jednej i drugiej strony. Wiedzieliśmy, że nikt nie przyszedł do firmy z workiem pieniędzy tylko po to, aby spłacić dotychczasowych wierzycieli - mówi Artur Florczak. Zaznacza, że chcieli wtedy uzyskać odpowiedzi na zaledwie dwa pytania: przede wszystkim o możliwości kontunuowania dostaw oraz możliwości spłat zadłużenia w Faktoringu. Kilka dni później poinformowano ich, że sytuacja firmy jest bardzo trudna, co przyjęli ze zdziwieniem, bo wiedzieli, że Bioagra robiła dwa razy audyt zewnętrzny, więc musiała wiedzieć w jakiej kondycji była spółka, której udziały kupiła.
Zarząd BM stwierdził, że dopóki właściciel Bioagry jest na wakacjach, czyli do końca maja, to nie zapadną żadne rzeczowe decyzje na temat możliwości spłat i dalszej kooperacji. W tym okresie też jeden z członków zarządu zadzwonił do prezesa Farm2Farm Hansa Petersena i poprosił go o złożenie wniosku do sądu o upadłość BM Kobylin. Następnym krokiem był wniosek o upadłość spółki złożony przez zarząd własny spółki.
Rola Farm2Farm i grupy wierzycieli formalnych i nieformalnych jest prosta: uratowanie BM Kobylin i spłacenie wszystkich wierzycieli w jak najwyższym stopniu. Zarząd własny mówi o redukcji spłaty banków do poziomu 50%, a dużych wierzycieli do 90%. To obłuda, bo rolnicy i firmy, które prowadzą działalność rolniczą stracą wszystko, a część z nich będzie musiała ogłosić upadłość.
- Ja przewidziałem pewne ruchy zarządu i wiem, że jego celem nie jest sanacja! Pieniądze zarabia się przy upadłości! - mówi Artur Florczak.
- Wiem, że Artur Florczak chce ratować tę spółkę, a przede wszystkim odzyskać nasze pieniądze - podkreśla Hans Petersen.
- Uważamy, że jako grupa wierzycieli i kontrahentów handlowych, jesteśmy w stanie wyprowadzić BM Kobylin na prostą, ponieważ wcześniej w tej firmie była megalomania kosztowa. Wydawano ogromne pieniądze - mówi Artur Florczak.
Decyzja sądu jest niejasna. Nie wiadomo z jakiego powodu sąd ponownie daje władzę zarządowi własnemu spółki, skoro wcześniej dwukrotnie została mu odebrana. A głosowanie na scenariusz sanacyjny odbędzie się dopiero za 12 miesięcy… Co wydarzy się w tym czasie? Czy spółka będzie jeszcze istnieć?
Z ostatniej chwili:
Dowiedzieliśmy się, że podobno na terenie BM Kobylin stwierdzono kradzież energii elektrycznej, która odbywała się przez ostatnie 3 lata. Możliwe jest, że kara wyniesie ponad 1 milion złotych.