Bioagra: Gdybyśmy wiedzieli, nie kupilibyśmy BM Kobylin
Marek Krzystyniak w kwietniu 2016 roku został prezesem zarządu spółki BM Kobylin, z wykształcenia prawnik, radca prawny.
Mariusz Kłos od kwietnia tego roku stał się udziałowcem firmy i zasiada w jej radzie nadzorczej.
Skąd wziął się pomysł na zakup udziałów BM Kobylin?
Marek Krzystyniak: Muszę zacząć od tego, czym jest Bioagra, inwestor, który postanowił wesprzeć BM Kobylin na poziomie 60 mln zł, dzięki czemu stało się możliwe otwarcie sanacji spółki (proces uzdrowienia). To przede wszystkim producent etanolu, który przerabia rocznie 400 tysięcy ton ziarna kukurydzy w najnowocześniejszej fabryce tego typu w naszym kraju. Firma jest mocna i stabilna. (…) Bioagra produkuje tzw. mokry placek, koprodukt z kukurydzy, który jest doskonałą paszą. Zwierzęta skarmiane tą paszą osiągają wyjątkowe przyrosty masy. W związku z tym w Stanach Zjednoczonych tworzone są nawet fermy tuż obok fabryk produkujących etanol. W naszym kraju trudno o taki model, ale mokry placek można dowozić. Stąd pomysł na BM Kobylin.
To znaczy? Jak zaczęła się wasza współpraca?
Marek Krzystyniak: Bioagra została zachęcona do współpracy przez Leszka Kowalkowskiego, byłego prezesa BM Kobylin, po tym, jak zobaczył efekty zastosowania paszy w skarmianiu bydła. Późniejszy inwestor został dostawcą dla ferm bydlęcych w 2015 r. Trzeba zaznaczyć, że w Polsce nie ma drugiego zakładu, który produkowałby tę paszę o takiej jakości. Bioagra ma zatem mokry placek (…), a BM Kobylin (…) stada zwierząt. Firmy mogą się uzupełniać w całym planie biznesowym. Dlatego, pomimo wielu wątpliwości, inwestor postanowił zakupić udziały w BM Kobylin.
Czy decydując się na zakup udziałów, wiedzieliście państwo jaka jest sytuacja spółki? Co spowodowało, że stwierdziliście, że warto zainwestować?
Mariusz Kłos: Wiedziałem, że spółka nie jest w dobrej kondycji. Ale z daleka sytuacja przedsiębiorstwa wyglądała zdecydowanie lepiej niż od wewnątrz. Różnica okazała się bardzo duża.
Marek Krzystyniak: Do BM Kobylin inwestor zrobił kilka podejść - pierwsze było w lipcu 2015 roku, kiedy na jego zlecenie wykonano badanie finansowe. Zostało oparte na dokumentach dostarczonych przez spółkę. W taki sposób robi się tego typu badanie. Następnie sprawę poruszono pod koniec 2015 roku, kiedy została podpisana umowa inwestycyjna.
Mieliście dostęp do KRS, do wyników finansowych…
Marek Krzystyniak: Tak. I dlatego w styczniu 2016 r. inwestor zrezygnował z transakcji. Ostatecznie postanowił jednak zakupić udziały w spółce, ponieważ otrzymał znacząco lepszą ofertę w kwietniu tego roku. Ale dokładnej weryfikacji poziomu niedopasowania realiów ze sprawozdaniami finansowymi można było dokonać dopiero, gdy weszliśmy do firmy 25 kwietnia 2016 r., jako członkowie nowego zarządu. Na miejscu, nasz zespół szybko zorientował się, iż zadłużenie spółki było nieproporcjonalnie wysokie do wartości jej aktywów. Okazało się, że majątek spółki - badany na podstawie dokumentów dostarczonych przez spółkę - był mniejszy, niż w rzeczywistości. Różnica wynosiła kilkadziesiąt milionów złotych.
To spora różnica.
Marek Krzystyniak: To nie wszystko, gdy weszliśmy do firmy, zostaliśmy postawieni przed ścianą wypowiedzianych umów. Banki i wierzyciele zaczęli hurtowo wypowiadać umowy, a komornicy dosłownie rozdrapywać firmę. Wyglądało to tak, jakby pojawił się inwestor i kto pierwszy ten lepszy. Każdy chciał zagarnąć kawałek tortu.
CZYTAJ TAKŻE: "Farm2Farm: Cała prawda o Bm Kobylin" (KLIK)
Co zrobiliście?
Marek Krzystyniak: Zarząd zrobił to, do czego zmusiły go okoliczności. Zweryfikowaliśmy sytuację BM Kobylin i okazało się, że istnieją obligatoryjne przesłanki do złożenia wniosku o upadłość. W takim przypadku prawo upadłościowe nie daje menadżerom luzu decyzyjnego. Ponadto jeśli nie złożą wniosku o upadłość w przewidzianym ustawowo terminie, będą odpowiadać swoim majątkiem osobistym. Prawdopodobnie przesłanki do upadłości występowały już wcześniej, ale nie mieliśmy na ten temat wiedzy. Chcę do tego wyraźnie zaznaczyć, że taki scenariusz nigdy nie był celem Bioagry! Jeśli okazałoby się wcześniej, że jest aż tak źle, to inwestor nigdy nie wszedłby do BM Kobylin.
Bioagra to duża spółka, mająca poważnych kontrahentów. Nie weryfikujecie państwo danych dotyczących firmy, w którą inwestowaliście?
Marek Krzystyniak: Oczywiście, że tak. Niestety inwestor nie był w stanie dotrzeć do wszystkich dokumentów, nie będąc w środku firmy. Prawdopodobnie wierzyciele byli informowani, że pojawi się inwestor, który przyniesie pieniądze. Nie chcę oceniać postępowania wierzycieli, ale ich działania dosłownie z dnia na dzień sparaliżowały spółkę.
Wiedzieliście państwo przecież, że są wierzyciele.
Marek Krzystyniak: Wiedzieliśmy, ale nie sądziliśmy, że są aż takie problemy z płynnością. I że zaatakują nas wszyscy w przeciągu jednego dnia. To było zaskakujące, ponieważ nowy udziałowiec przyszedł do firmy robić biznes, a w tym celu musi uratować spółkę. Wierzyciele powinni go zatem wspierać w swoim dobrze pojętym interesie.
Naprawdę nie przewidzieliście państwo tego?
Marek Krzystyniak: Nie, nie spodziewaliśmy się takich kwot. Poza tym zostaliśmy nagle agresywnie zaatakowani przez wierzycieli. Z dnia na dzień zerwano umowy ze spółką, weszli komornicy, zajęli rachunki i majątek. To się bardzo nawarstwiło. Diagnozując zachowanie wierzycieli, zauważyliśmy, że niektórzy kontrahenci handlowi głęboko uzależnili się od firmy, a ją od siebie. Na przykład Farm2Farm, jeden z najbardziej agresywnych wierzycieli, oparł większość swojego biznesu na kontraktach z BM Kobylin. Przyzwolił też, aby klient był mu winien ok. 32 milionów zł! Taka strategia jest zwyczajnie niebezpieczna w przypadku współpracy z firmą, która działa na bardzo zmiennym rynku i ma problemy finansowe.
Kupiliście państwo połowę udziałów. Co zamierzacie z nimi zrobić?
Marek Krzystyniak: 1 czerwca 2016 roku złożyliśmy wniosek o sanację. Mamy pomysł na ratunek firmy - stworzyliśmy zgodnie z procedurą plan uzdrowienia spółki.
Jak on wygląda?
Marek Krzystyniak: Bioagra podtrzymuje wolę wsparcia BM Kobylin na poziomie 60 milionów złotych. To jest konieczne do realizacji planu ratowania spółki, co pozwoli spłacić większość wierzycieli (jeśli chodzi o ich liczbę). Chcemy utrzymać miejsca pracy, ponieważ mamy konkretną wizję rozwoju przedsiębiorstwa. Jednak BM Kobylin nie jest w stanie spłacić całości zadłużenia, a inwestor nie jest odpowiedzialny za dramatyczną sytuację spółki. Dlatego uważam, że duzi wierzyciele powinni podzielić się z nim odpowiedzialnością i zgodzić na umorzenie części długu. Drobni wierzyciele mogliby zostać spłaceni w całości.
Kto i ile pieniędzy dostanie według państwa planu?
Marek Krzystyniak: W planie uzdrowienia spółki, który złożyliśmy do sądu w czerwcu br., podzieliliśmy wierzycieli na 4 grupy. Zaproponowaliśmy spłatę w 100% wszystkich drobnych wierzycieli (do 10 tys. zł), a jest ich 370. Natomiast zadłużenie wobec dużych kontrahentów i banków proponowaliśmy spłacić w 50%. Na koniec tego programu spółka wychodzi bez długów i może funkcjonować dalej. Ten plan oprotestowali duzi kontrahenci handlowi, ponieważ chcieli odzyskać wszystkie wierzytelności. Przyczynili się tym walnie do wielomiesięcznego opóźnienia w uruchomieniu procedury sanacyjnej i sytuacja BM Kobylin skomplikowała się jeszcze bardziej. Przy blisko ćwierć miliarda złotych długu trudno o to, aby wszyscy wierzyciele odzyskali sto procent wierzytelności. Wskazuje na to choćby fakt, że szybka sprzedaż całego majątku firmy przyniosłaby zaledwie ok. 68 mln zł!
Czy była jakaś alternatywa?
Marek Krzystyniak: Taka, że sąd ogłosiłby upadłość likwidacyjną, a pieniądze dostałyby tylko banki. Inną była dzika egzekucja, kiedy nie ma upadłości i restrukturyzacji, byliśmy od niej o krok, ale sąd w Łodzi przyjął nasze zażalenie. Oba te scenariusze były skrajnie negatywne dla małych i dużych wierzycieli handlowych.
Jak państwo zapatrujecie się na obecną sytuację prawną?
Marek Krzystyniak: Sytuacja uległa diametralnej zmianie po decyzji z 14 października br. o uruchomieniu procedury sanacyjnej. Jest to decyzja spóźniona, ale dobra i daje szansę na uratowanie BM Kobylin. Co więcej, sąd przywrócił władzę zarządowi spółki a to był jeden z warunków, od których inwestor uzależnił swoje wsparcie. Kontrowersyjne jest utrzymanie DGA Centrum Sanacji Firm (dalej DGA) na pozycji zarządcy, z którym zarząd spółki powinien uzgadniać ważniejsze decyzje. DGA stworzyło wniosek o sanację (złożony m.in. przez firmę Farm2Farm) i to budzi nasze poważne wątpliwości co do bezstronności tego podmiotu. DGA, naszym zdaniem, popełniło błąd odnośnie powierzenia całej działalności operacyjnej BM Kobylin Arturowi Florczakowi.
Uważacie państwo, że to nie był dobry wybór?
Marek Krzystyniak: Nie mogło być gorszego. Artur Florczak pozostaje w ostrym konflikcie z BM Kobylin. Jest udziałowcem w firmie Farm2Farm, będącej dłużnikiem spółki na kwotę ponad 9 milionów złotych i podejmującej wrogie działania wobec niej.
Mamy to wszystko bardzo dobrze udokumentowane. Na przykład firma ta wystawiła BM Kobylin noty obciążeniowe na ponad 7 milionów złotych (za okres od kwietnia do końca września) za rzekome kary umowne. Przez większość czasu zarządzała wówczas w BM-ie Mirosława Szóstak-Pestka, której pan Florczak był doradcą. Noty dotyczą sprzedaży warchlaków, ale Farm2Farm ich nie dostarczał do BM Kobylin - jedynie wystawiał noty. Jeśli ten proceder potrwa dalej to do końca roku 2017 Farm2Farm wystawi noty na sumę 15 milionów złotych.
Pan Florczak powołuje się też na współpracę z utworzoną m.in. przez niego firmą PGBiT Sp. z o.o. w organizacji. Mirosława Szóstak-Pestka przekazała tej firmie 6 tys. miejsc do tuczu prosiąt, ale dotychczas nie wpłynęły z tego tytułu żadne płatności.
Farm2Farm swoje wierzytelności w kwocie ok. 32 mln zł przeniósł na spółkę mFaktoring S.A., za co otrzymał zresztą zapłatę. Firma podtrzymywała jednak w sądzie, że dalej jest wierzycielem BM Kobylin.
Jak widzicie państwo przyszłość firmy? Czy sanacja ma szansę na powodzenie?
Marek Krzystyniak: Oczywiście do realizacji tego celu jeszcze daleka droga. Jeden z pomysłów, które chcemy wdrożyć - opisany został na początku wywiadu - jest prosty i sprawdzony w Stanach Zjednoczonych. (…) Nie zerwiemy z tuczem trzody chlewnej, ale jest to rynek tak niepewny, że bazowanie na nim jest ryzykowne. Chcemy zróżnicować źródła dochodów firmy.
Nasza propozycja jest realna i poparta wielomilionową inwestycją w odróżnieniu od propozycji restrukturyzacji, którą forsuje grupa kontrahentów handlowych. Proponują dzierżawę majątku BM Kobylin za obietnicę spłat zadłużenia bez żadnych gwarancji. W tym bez gwarancji utrzymania miejsc pracy i dofinansowania BM-u. To podejście wydaje się w całości odwoływać do obecnej koniunktury na rynku żywca wieprzowego, czyli gałęzi biznesu, której podatność na kryzysy i problem z niską marżą przyniosły obecne problem BM Kobylin.
Mariusz Kłos: Wierzymy wszyscy w ten biznes. Przedstawiciele takich firm jak Agri Plus, Animex, Cargill, Agrotar, Venneker i Wipasz spotykali się z zarządem spółki i deklarowali chęć kooperacji z obecnymi udziałowcami BM Kobylin. Co więcej, w naszą wizję firmy wierzą pracownicy. Bioagra przynosi ze sobą zasady, procedury, czyli coś, czego brakowało w firmie i, jak się przekonaliśmy, oczekiwała załoga. Wiem, że uda nam się wyprowadzić ten biznes na prostą.
Kto zdecyduje jaki plan restrukturyzacji wejdzie w życie?
Marek Krzystyniak: Wszyscy wierzyciele. Każdy z nich otrzyma powiadomienie i może głosować. Zobowiązujemy się do przygotowania racjonalnego, spójnego i wiarygodnego planu ratowania spółki. Plan będzie obejmował również późniejszy okres, kiedy firma będzie spłacać zrestrukturyzowane wierzytelności. Zamierzamy prowadzić ten biznes znacznie bardziej intensywnie niż dotąd i współpracować z naszymi długoletnimi partnerami.