Hodowla powinna być prowadzona dwutorowo
W Europie z każdym rokiem przybywa przeciwników hodowli, a duża emisja gazów cieplarnianych produkowanych przez bydło jest niezaprzeczalnym faktem. Można jednak zredukować negatywny wpływ zwierząt na środowisko, nie tracąc przy tym tak ważnych produktów dla naszego zdrowia i życia, jak mleko i mięso.
W masowych środkach przekazu, w ostatnich latach pojawia się coraz więcej publikacji, które ukazują rolników, a przede wszystkim hodowców w bardzo negatywnym świetle. Jedna z fundacji porównała ich w ubiegłym roku do oprawców wojennych, a obory do obozów zagłady. Inna zaprezentowała plakat zawierający dane wskazujące na to, że dwie krowy produkują rocznie tyle metanu, co jeden samochód, który przejedzie 16 tys. km. - "Ekoterroryści mówią: "Wygońmy krowy. Nie będzie hodowli, nie będzie wołowiny i mleka, to będzie dobry klimat na ziemi." To jest po prostu głupie gadanie. Gadanie pod publikę... W tej chwili wielu ludzi walczy o różne rzeczy, zwłaszcza o pieniądze, a krowy są fajnym obiektem do bicia, tylko mało kto bierze pod uwagę, jakie będzie to miało konsekwencje - mówił na targach Ferma w Łodzi* prof. Zygmunt Kowalski z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, jeden z najbardziej uznanych specjalistów w dziedzinie hodowli bydła w Polsce. - Jeśli w UE zostanie wprowadzone ścisłe prawo ograniczające hodowlę, to gdzie się to wyniesie? Do tych krajów, w których nie ma takich restrykcji. A produkowane gazy będą takie same. Sytuacja więc tylko się pogorszy - podkreślił ekspert. Niestety, wszystko wskazuje na to, że te słowa zaczynają mieć swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, a konkretnie - w Holandii. Rząd kraju słynącego z utrzymywania dużej ilości bydła mlecznego (według danych pogłowie wynosi tam około 1,5 mln sztuk), wprowadza nowe reguły emisji azotu. Przepisy mają oznaczać, że do 2030 roku, aby zrealizowane zostały założenia polityków z premierem Markiem Rutte na czele, zlikwidowanych będzie musiało zostać ponad 11 tys. gospodarstw hodowlanych, a kolejne kilkanaście tys. farm zobowiązanych zostanie do zmniejszenia pogłowia od 1/3 do nawet połowy. Tak twierdzą tamtejsi dziennikarze branżowi. Plany rządu Holandii spowodowały masowe protesty rolników, którzy blokowali autostrady, drogi lokalne czy utrudniali dostęp do centrów dystrybucyjnych dużych sklepów. To spowodowało straty dla sieci supermarketów i braki niektórych towarów, ale nie wpłynęło na zmianę planu polityków. Przynajmniej na razie, bo murem za holenderskimi rolnikami stanęli koledzy po fachu z innych europejskich krajów, także z Polski. Wydaje się jednak, że nasi rolnicy nie zdają sobie jeszcze w pełni sprawy ze skali zagrożenia, gdyż temat jest w mediach przemilczany.
Problem jest, ale nie w Europie... Potrzeba pracy i edukacji
Bydło emituje do atmosfery szkodliwe gazy cieplarniane, co jest niezaprzeczalnym faktem. Najgroźniejszy z nich jest metan. Efekt jednej jego cząsteczki jest według opinii naukowców od 21 do 28 razy większy niż w przypadku dwutlenku węgla, a jedna krowa rocznie emituje do atmosfery 100-120 kg tego gazu. Oznacza to, że w samej Europie produkcja metanu przez bydło wynosi ponad 2,5 miliarda ton. Liczba ta bezsprzecznie robi duże wrażenie i stanowi poważny problem, jednak tak naprawdę jest zaledwie ułamkiem światowej emisji, za którą odpowiada bydło. Wystarczy przyjrzeć się liczbom, aby zauważyć, że ok. 22 miliony sztuk bydła utrzymywane obecnie w Europie to zaledwie ułamek światowej populacji, która wynosi obecnie mniej więcej 1,5 mld sztuk. Zmiany wprowadzane w Holandii, w rzeczywistości spowodują więc likwidację wysoko rozwiniętych hodowli, które następnie zostaną zastąpione innymi, w innych częściach świata, a emisja szkodliwych gazów tylko wzrośnie...
- Krowy produkują metan, a jego udział w efekcie cieplarnianym jest bardzo duży. Nie ma tutaj co dyskutować. Nie powinniśmy się nawet sprzeczać. Lepiej powinniśmy się zastanowić, co zrobić, a nie obrażać się, że ktoś nas atakuje - mówi prof. Kowalski, zwracając się do hodowców. Według niego nie trzeba wcale likwidować hodowli bydła ani nawet zmniejszać pogłowia, aby ograniczyć emisję metanu do atmosfery z sektora przeżuwaczy nawet o 25%, czyli o wartość odpowiadającą rocznemu zapotrzebowaniu na prąd Szwajcarii i Danii. Słowa profesora potwierdza analiza wykonana przez fińskiego eksperta Pekko Huhtanena. Jego badania wskazują, że im krowa produkuje więcej mleka na kilogram pobranej suchej masy, tym bardziej jest efektywna, ale i produkuje mniej metanu. - Produkcja tego gazu przez przeżuwacze to jednak nie tylko problem ochrony środowiska. To także problem samego rolnika. Krowa, która emituje metan w nadmiernej ilości, traci energię, którą hodowca chce wykorzystać w produkcji. Ograniczenie emisji tego gazu w jakimś stopniu może więc poprawić bilans energetyczny zwierzęcia - a to z kolei poprawi wcześniej wspomnianą już efektywność produkcji - twierdzi Zygmunt Kowalski. - Warto pójść w tym kierunku, a nie obrażać się. Jest to zmiana którą możemy zrealizować i wszyscy na tym zyskamy - uzupełnia.
W Unii Europejskiej hodowcy i naukowcy są poważnie zainteresowani tym tematem. Nie brakuje projektów badawczych. Jedna ze skandynawskich mleczarni twierdzi, że do 2035 roku osiągnie zerowy stopień emisji gazów cieplarnianych, inne firmy zaczynają wprowadzać na swoich produktach certyfikaty dotyczące emisji. - Są różne sposoby, żeby ograniczać emisję. Nowe dodatki paszowe, metody żywieniowe, nowy sposób zbioru kukurydzy w technologii Shredlage - wszystko jest badane w wielu obiektach naukowych. W tym kierunku powinniśmy iść, aby przeciwnikom, którzy mówią, że nie chcą naszych zwierząt, móc powiedzieć, ile robimy, żeby zmniejszyć emisję gazów. Doceńcie to! Czy nie takie powinno być myślenie? - zauważa prof. Zygmunt Kowalski. Jest to tym bardziej ważne, że przeciwników i ludzi, a nawet całych organizacji walczących z hodowcami jest coraz więcej. Tym bardziej ważna jest edukacja społeczeństwa. Między innymi w takim celu powstała inicjatywa Hodowcy Razem łącząca 8 największych organizacji zrzeszających krajowych hodowców. - Naszym celem jest zrównoważony rozwój produkcji zwierzęcej oraz przekazanie społeczeństwu, mediom i przedstawicielom świata polityki racji i argumentów hodowców - podają przedstawiciele organizacji aktywnie działającej przede wszystkim w sieci, dementując fałszywe wiadomości dotyczące hodowli i rozpowszechniając informacje sprawdzone, pokazujące prawdziwą rzeczywistość, a przy okazji ocieplające wizerunek hodowców. I tak, z ostatniej informacji prasowej inicjatywy dowiadujemy się, że według Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) w wyniku zmieniających się potrzeb, głównie krajów rozwijających się oraz rosnącej liczby ludności na świecie, musimy podnieść produkcję żywności pochodzenia zwierzęcego aż o 70% (!) do 2050 roku, a przecież obecnie z niedożywieniem, według najnowszych danych zmaga się ponad 800 mln ludzi. Odejście od chowu i hodowli zwierząt gospodarskich może tylko ten problem pogłębić, dlatego picie mleka i spożycie mięsa nie jest wyłącznie zadbaniem o nasze kubki smakowe, ale również o zdrowie i życie nasze, i naszych bliskich oraz ludzi na całym świecie. - W kontrze do tego przedstawiane są argumenty środowisk wegańskich, które najczęściej z niewiedzy, a czasami napędzane komercyjnym interesem przedsiębiorstw specjalizujących się w tzw. ekologicznej żywności (pseudomleko z soi, pseudopaszteciki mięsne z oleju palmowego i tłuszczy utwardzalnych itp.) przedstawiają popularne argumenty niemające pokrycia w dowodach naukowych - zaznaczają szefowie najważniejszych związków hodowców w naszym kraju. A do tego dodać należy przecież również to, że zwierzęta w znacznym stopniu, poprzez produkcję obornika czy gnojowicy, pozytywnie oddziaływują na rynek nawozów, podnosząc wydajność rolnictwa.
"Musimy iść dwutorowo"
Gospodarstw utrzymujących bydło mleczne i mięsne w wyspecjalizowanych budynkach wyposażonych w coraz nowocześniejsze urządzenia ułatwiające codzienną pracę i poprawiające wyniki uzyskiwane przez zwierzęta ciągle pracują nad usprawnieniami, przez co zwiększa się też średnia wydajność zwierząt. Na rynku jest jednak ciągle miejsce również dla hodowli prowadzonych w mniej intensywny sposób, wytwarzających produkty o wyjątkowych walorach prozdrowotnych i smakowych. Tak jest właśnie w gospodarstwie prowadzonym w miejscowości Juchowo (woj. zachodniopomorskie), w którym utrzymywane są krowy mleczne produkujące mleko sienne. Za przebieg hodowli odpowiada w nim Monika Liberacka. - Nazwa mleko sienne bierze się z tego, że zimą nasze krowy są żywione głównie sianem. Jest to nasza główna pasza objętościowa. Oprócz niej stosujemy jeszcze buraki pastewne i dodatek pasz treściwych, ale nie może być on większy niż 25%. Zobowiązują nas do tego przepisy - tłumaczy szefowa działu hodowli w Juchowie. - Dzięki temu, że w żywieniu stosujemy jak największy udział pasz objętościowych, wpływa to pozytywnie na zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych, a przy tym produkujemy po prostu lepszy produkt - dodaje. Mleko sienne produkowane w gospodarstwie posiada certyfikat GTS - Gwarantowana Tradycyjna Specjalność. - To mleko ma wyjątkowe walory smakowe i zdrowotne. Badania wykazały, że ma więcej witamin, kwasów OMEGA 3 i sprzężonego kwasu linolowego - zaznacza Liberacka. Oprócz certyfikatu GTS, Juchowo Farm - bo tak brzmi oficjalna nazwa gospodarstwa, posiada również dwa inne certyfikaty: ekologiczny i biodynamiczny - na pastwiskach i łąkach nie są więc stosowane żadne nawozy sztuczne, ani też środki ochrony roślin. Stado bydła liczy obecnie około 600 sztuk, w tym 360 stanowią krowy dojne. - Mamy dwie rasy krów: holsztyńsko-fryzyjską odmiany czarno białej i brunatną szwajcarską. Zwierzęta od kwietnia praktycznie do listopada są wyprowadzane na pastwiska - podkreśla Liberacka. Jak zaznacza, bardzo ważna w strategii zarządzania stadem jest dbałość o zdrowotność i długowieczność. - Im dłużej krowy pozostają w stadzie, im większą dają liczbę potomstwa, tym mniejszy negatywny wpływ na środowisko. Bardzo ważna jest też sama zdrowotność, bo każde leczenie, to tak naprawdę negatywny wpływ na środowisko ze względu na tym, że idzie za tym produkcja leków - ta droga się wydłuża - tłumaczy szefowa działu hodowli. - Zdrowe, długowieczne zwierzęta to jest przyszłość - uzupełnia.
Z zachodu naszego kraju przenosimy się na wschód. Pod względem podejścia do produkcji zwierzęcej bardzo podobna do farmy w Juchowie jest gospodarstwo w Gieraliszkach (woj. warmińsko-mazurskie) skupione na produkcji bydła mięsnego. - Uważam, że hodowla powinna być prowadzona dwutorowo. Z jednej strony chów ekstensywny, z drugiej strony intensywny. Nie wszystkich stać na zakup jedzenia wysokiej jakości, ale cieszy mnie fakt, że coraz więcej osób jest świadomych tego, że dobrej jakości produkt musi kosztować. Jest coraz większa świadomość, że musimy jeść dobrze - mówi Krzysztof Sekściński - zarządca gospodarstwa zlokalizowanego w miejscowości Gieraliszki (woj. warmińsko-mazurskie) oddalonej w linii prostej o 10 km od granicy z Obwodem Kaliningradzkim, w którym na 580 ha pastwisk utrzymywane jest 320 sztuk bydła mięsnego rasy angus czarny. Jest to jedyne w Polsce gospodarstwo, w którym prowadzona jest profesjonalnie hodowla tej najliczniejszej na świecie rasy. - Jesteśmy gospodarstwem ekologicznym, posiadamy certyfikat. Pola nawozimy głównie obornikiem, a zwierzęta poza wypasem na pastwiskach karmione są dodatkowo paszami, które również są ekologiczne. Bydło jest utrzymywane na pastwiskach przez cały rok - mówi Sekściński. - Okres hodowli zwierząt jest przez to nieco wydłużony, trwa do 3 lat. Jest to związane z tym, że zależy nam na jakości, na tym żeby mięso posiadało dobrą marmurkowatość - dodaje. Jak wygląda obecnie opłacalność tego typu produkcji? - Posiadamy własne sklepy i restauracje, które są zlokalizowane w Gdańsku i Warszawie. Dzięki temu mamy zupełnie inną rentowność produkcji. Nie ma pośredników. Idealnie wpisujemy się w obecnie hołdowaną zasadę: "Od pola do stołu." - zaznacza rolnik, podkreślając, że tego typu produkt jest przeznaczony głównie dla smakoszy, ale zainteresowanie nim jest bardzo duże. - Plan właścicieli jest taki, żeby powiększyć to stado przynajmniej do 500 sztuk bydła. Wiadomo, że będzie to trochę trwać, ale ważną kwestią będzie też oczywiście zainteresowanie wołowiną w Polsce. Być może zrodzi się też pomysł powiększenia areału gospodarstwa, przekonamy się - podsumowuje Krzysztof Sekściński.
ZOBACZ TAKŻE: W zautomatyzowanej oborze oczami i uszami są sensory
- Tagi:
- hodowla
- bydło mięsne
- bydło mleczne