Została rolniczką, odnalazła się w gospodarstwie
Historia Katarzyny Zielińskiej jest wyjątkowa, bo też wyjątkowo rzadko zdarza się, aby nauczycielka angielskiego została rolniczką. Po 14 latach pracy w szkole nadszedł czas na zmiany. W malowniczo położonym gospodarstwie, tuż nad jeziorem Lubotyńskim, na wzgórzu jak z obrazka pani Kasia umiłowała sobie pracę z lochami i prosiakami.
ZAMIENIŁA SZKOŁĘ NA... CHLEWNIĘ
Słuchając Katarzyny Zielińskiej (37) jestem pewna, że była dobrym pedagogiem. Jej wypowiedzi są zrozumiałe, dykcja poprawna a barwa głosu przyjemna. Co musiało się stać, aby zamieniła szkołę na chlewnię?
ZOBACZ FILM - MNIEJ UPADKÓW DZIĘKI PROBIOTYKOM
Stoimy na wzgórzu w przyjemnym jesiennym słońcu, przed naszymi oczami rozciąga się spokojne jezioro Lubotyń. Za nami chlewnia, z której dochodzą pomrukiwania loch i popiskiwania ich maluchów. Pani Kasia wygląda na szczęśliwą. Jej spokój w głosie i pogoda w spojrzeniu świadczą o jej zadowoleniu z życia.
ZBACZ TEŻ FILM - DZIĘKI BIOGAZOWNI MA ENERGIĘ I DOBRY NAWÓZ
Nauczycielką została bardzo wcześnie, bo już po pierwszym roku studiów dziennych filologii angielskiej. Był początek XXI wieku, nauczycieli języków obcych brakowało wszędzie. Zadzwoniono do niej ze szkoły, którą dobrze znała i zaproponowano, aby przeszła na studia zaoczne a jednocześnie podjęła pracę jako anglista w gimnazjum. Przystała na propozycję, jako 20-letnia studentka zaczęła swoją 14-letnią przygodę nauczania. Układ studiowania i jednoczesnej pracy odpowiadał jej, gdyż szybko zdobywała doświadczenie praktyczne w zawodzie, była niezależna finansowo, a w weekendy cieszyła się życiem studenckim. W międzyczasie pani Kasia zrobiła dyplom, „wypuściła” w świat kilkanaście roczników gimnazjalistów, wypróbowała się jako pedagog w kreatywnych zajęciach, w konkursach i... wypaliła się zawodowo. Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. U mojej rozmówczyni powiedzenie to sprawdziło się, bo do wypalenia doszły jeszcze poważne problemy zdrowotne. A może jedno wynikało z drugiego?
ZAJĘŁA SIĘ HODOWLĄ TRZODY CHLEWNEJ
Przewlekłe zapalenie układu pokarmowego spowodowało, że moja rozmówczyni zmieniła swoje życie diametralnie. Zajęła się nie tylko swoim zdrowiem ale i podchwyciła propozycję taty, aby dołączyć do niego i jej brata Mateusza, którzy już wtedy zajmowali się hodowlą trzody chlewnej.
Czy brakuje jej dzisiaj czegoś z czasu nauczania? - Myślę, że jedynie kontaktu z językiem angielskim. Oglądam oczywiście filmy i programy w tym języku, czytam książki i czasopisma po angielsku ale nie jest to kontakt z językiem żywym. No a poza tym doszło mi trochę obowiązków na gospodarstwie – wyjaśnia z uśmiechem pani Kasia.
Kontakt z rolnictwem miała już w ramach swoich studiów filologicznych, ponieważ tematem jej pracy magisterskiej byli nie kto inny jak kowboje. Ci twardzi mężczyźni z prerii zafascynowali ją swoim sposobem życia oraz miłością do ziemi i zwierząt. Wtedy to jeszcze nie przypuszczała, że częściowo pójdzie w ich ślady a to co będzie im wspólne to miłość do zwierząt. To właśnie zwierzęta a dokładnie lochy i prosięta stały się jej oczkiem w głowie i głównym zajęciem na gospodarstwie. Gospodarstwie, które składa się z około 100 hektarów, z czego połowa jest własnością rodzinną. Uprawiana jest przede wszystkim kukurydza na kiszonkę, rośliny motylkowe oraz trawy. Oprócz ziemi są zwierzęta: bydło i świnie. Brat Mateusz (29) zajmuje się krowami mlecznymi rasy HF (holsztyno-fryzyjska) których jest ok. 120 sztuk. Pozyskane z hodowli jałówki zostawiane są na odnawianie stada a byczki sukcesywnie sprzedawane. Jeśli chodzi o trzodę chlewną, to punktem ciężkości jest w niej produkcja prosiąt. Lochy rasy DanBred w ilości ok. 250 dają gospodarstwu rocznie ok. 6000 prosiąt, które w całości sprzedawane są po ok. 3 miesiącach do tego samego odbiorcy a mianowicie Leszka Simińskiego. Współpraca trwa już ponad 20 lat i gwarantuje stabilność, która zwłaszcza w obecnym czasie jest na wagę złota.
W GOSPODARSTWIE ODPOWIADA ZA INSEMINACJĘ I DOKUMENTY
Na gospodarstwie oprócz taty Zenona i brata Mateusza pracuje jeszcze dwóch mężczyzn. Dobrze, że tak jest, bo trudno byłoby sobie wyobrazić, aby pani Kasia ze swoją filigranową postawą mogłaby wykonywać wszystkie prace w chlewni. Moja rozmówczyni upodobała sobie inseminację i za nią jest przede wszystkim odpowiedzialna ale do jej obowiązków należy również prowadzenie dokumentacji, której nie jest mało. Zdecydowanie bardziej lubi praktyczną część swoich zajęć i właśnie w niej ma swoje sukcesy. Inseminacja to punkt ciężkości ale sprawdzanie stanu zdrowia zarówno loch, jak i prosiąt, ustalanie dawek pokarmowych loch, przemieszczenie zwierząt pomiędzy trzema budynkami, przyuczanie prosiąt do jedzenia, sprzątanie karmników, podsypywanie paszy - wszystko to stoi na planie pracy młodej hodowczyni.
Wspomniane trzy budynki potrzebne są w produkcji prosiąt na okrągło. W pierwszym z nich znajduje się tzw. sektor krycia, w którym odbywa się inseminacja. Lochy pozostają w tym budynku przez okres 40 dni co jest konieczne, aby dokonać ewentualnie tzw. powtórki inseminacji u tych loch, u których w pierwszej rui nie doszło do zapłodnienia. Sama inseminacja odbywa się sztucznie wyselekcjonowanym nasieniem ale loszki mają bezpośredni kontakt z knurem, którego rola polega na stymulowaniu i wyszukiwaniu loch znajdujących się w rui. Po około 30 dniach przyjeżdża lekarz weterynarii, aby sprawdzić za pomocą usg u ilu loch inseminacja się powiodła. Prośne lochy przechodzą do budynku nr 2 i przebywają w nim prawie całą ciążę. Na tydzień przed porodem przechodzą na tzw. porodówkę, na której są do momentu odsadzenia prosiąt, czyli do trzeciego tygodnia po porodzie. Prosięta od momentu odsadzenia od lochy przemieszczane są do tzw. odchowalni, gdzie przebywają do chwili aż przyjedzie po nie Leszek Simiński.
OBSERWUJE LOCHY I JEJ REAKCJE NA KNURY
Dłonie pani Kasi są szczupłe jak u pianistki i są skarbem w tym czym się zajmuje. To one właśnie uratowały życie prosiakowi, gdy pani Kasia była nastolatką. - Tata poprosił mnie, abym pojechała z nim na gospodarstwo, gdzie w chlewni znajdowała się locha nie mogąca się wyprosić. Któreś z jej prosiąt ułożyło się poprzecznie i należało włożyć rękę w kanał rodny aby zmienić ułożenie prosięcia. Ponieważ mój tata, jako mężczyzna ma mocne dłonie, istniało niebezpieczeństwo, że na nic zda się jego próba pomocy. Zgodziłam się chętnie i już wtedy wiedziałam, że nie jest to dla mnie ani problemem ani stresem. Może jest tak, ponieważ moja mama jest z wykształcenia położną – wspomina z przyjemnością moja rozmówczyni.
To był jej pierwszy sukces. Dzisiaj je największym osiągnięciem jest wysoki współczynnik inseminacji. - Zanim przyszłam na gospodarstwo skuteczność inseminacji znajdowała się na poziomie 60-70%, dzisiaj wynosi ona ok. 90% - tłumaczy pani Kasia a ja dopytuję o powód takiego wyniku. Co ona robi inaczej i skuteczniej? - Istotne są szczegóły np. dopilnowanie każdej lochy aby żadnej nie pominąć, a to może zdarzyć się bardzo łatwo. Potrzebna jest dokładna obserwacja lochy i jej reakcja na knura. Ja jestem z natury perfekcjonistką – tak jak mama (śmiech) i tutaj ta cecha po niej mi się przydaje. Dopóki nie przejdę przez całą chlewnię, nie spojrzę dokładnie na każdą loszkę, to nie uznam inseminacji za zakończoną. Właśnie w efekcie tego mamy bardzo mało tzw. loch minusowych, które generują duże koszty nie dając pożytku – wyjaśnia moja rozmówczyni.
W RODZINNYM GOSPODARSTWIE DBA O ZDROWIE ZWIERZĄT
Najtrudniejszym dla pani Kasi i zapewne również dla wielu hodowców, jest proces odsadzania prosiąt. -Ten moment przyuczenia prosiąt do spożywania pre-starterów jest bardzo skomplikowany. Mleko matki jest smaczne, pachnące, ciepłe, czyli zupełnie inne niż twarda, zimna pasza, którą przychodzi im jeść – przyznaje Kasia Zielińska.
A co lubi najbardziej? Jeszcze nie kończę pytania a już słyszę odpowiedź: - Kontakt ze zwierzętami. Zarówno z lochami, jak i ich maluchami. W kontakcie z nimi czuję, że są wdzięczne, że się o nie dba. To wielkie szczęście dla mnie wejść na chlewnię i widzieć zdrowe, zadowolone zwierzęta.
A czego mogłabym życzyć tej wrażliwej rolniczce? -Wszystkim hodowcom życzę, aby obecna, trudna sytuacja z trzodą chlewną się poprawiła, a sobie... aby prywatnie u mnie wszystko było tak jak jest, bo jestem spełniona i szczęśliwa w tym co robię...