Produkcja kurczaka przypomina ruletkę [WYWIAD]
HODOWCY DROBIU, PRZETWÓRCY - JAKA STRATEGIA?
Co - wobec braku jakichkolwiek programów wsparcia drobiarstwa - zamierzacie zrobić? Jak sobie poradzicie?
Zastanawiałem się, co powinniśmy zrobić, jako branża, w tym 2021 roku, żeby nie gasić pożaru, ale systemowo poprawić warunki funkcjonowania naszej branży w Polsce. To, co ja postrzegam jako największą naszą słabość, to brak krajowej strategii dla drobiarstwa, wypracowanej wspólnie przez hodowców, przetwórców i urzędników administracji państwowej. Takiej strategii, która łączyłaby nas wszystkich i była takim wzajemnym zobowiązaniem. Jeżeli wypracujemy taką strategię, wspólnie z ministerstwem rolnictwa, każdy z tych partnerów społecznych - przetwórcy, hodowcy i administracja państwowa - wszyscy powiemy sobie: - Dobrze, wypracowaliśmy jakiś consensus w ramach tej strategii i teraz wszyscy działamy, żeby go wdrażać, realizować, żeby go nie renegocjować potem pod byle powodem.
Co powinna zawierać taka strategia?
W jej ramach powinien być wyeksponowany system obowiązkowych partnerskich umów kontraktacyjnych. Tylko system takich umów gwarantuje, że produkcja drobiarska będzie wyskalowana w taki sposób, żeby nie było tak, że w jednym tygodniu brakuje zupełnie kurczaka, cena tuszki i żywca rośnie o 30 groszy, a dwa tygodnie później jest totalny „zjazd” i zupełnie odwrotnie. W tym momencie produkcja kurczaka przypomina ruletkę, chodzenie do kasyna niż normalną produkcję na przewidywalnych warunkach.
Drugim elementem, który dzięki wypracowaniu takiej strategii byłby możliwy do osiągnięcia, to jest wypracowanie modelu powszechnych, niezbyt kosztownych ubezpieczeń produkcji drobiarskiej. Rozwiązałoby to problem dla budżetu państwa - pieniądze, które dzisiaj „idą” na odszkodowania, na choroby zwalczane z urzędu, ta sama pula wystarczyłaby pewnie na dopłacenie do części składki (z punktu widzenia budżetu państwa nie wiązałoby się to więc z większymi kosztami). System ubezpieczeń produkcji drobiarskiej, finansowany przez hodowców, powinien motywować, żeby walczyć o poprawę jakości produkcji. Ubezpieczenia społeczne, branżowe, spowodowałyby, że te koszty faktycznie lepiej by się rozłożyły.
Trzecim elementem, który byłby niezwykle ważny, byłoby wypracowanie narodowej strategii uruchamiania nowych ferm i standardów dobrostanu zwierząt. Dzisiaj nie ma consensusu społecznego - z jednej strony część mieszkańców wsi mówi: - Fermy śmierdzą, ferm nie można otwierać, w ogóle zakażcie najlepiej, likwidujcie. Z drugiej strony branża mówi: - Przecież jest to ważny element gospodarczy kraju, powinniśmy mieć możliwość racjonalnego rozwoju naszej produkcji.
RODZINNE FERMY DROBIU
W strategii byłyby jasno, na wiele lat do przodu, określone zasady otwierania nowych ferm. Jakie?
Średniej wielkości. Powinniśmy promować fermy w modelu rodzinnym, czyli nie takie, które mają 15 tysięcy metrów kwadratowych pod dachem i na których tak naprawdę nie pracuje właściciel, tylko menadżerowie itd., tylko zbliżyć się - paradoksalnie - do modelu niemieckiego. W Niemczech przeciętna wielkość fermy drobiarskiej to są 3-4 tys. metrów i pracuje na niej rodzina.
Wpisywałoby się to w strategię Unii Europejskiej na przyszłe lata, o której mówił w wywiadzie dla nas komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski... Podkreślał, że Unia będzie wspierała małe i średnie gospodarstwa.
To by się wpisywało, ale ja nie do końca jestem przekonany, co pan Wojciechowski rozumie jako małe i średnie gospodarstwa. Mam wrażenie, że jego wizja polskiego rolnictwa to jest wizja jego wizyt na wsi 50 czy 70 lat temu, jak był małym chłopcem. Z taką wizją ciężko mi się pogodzić. Natomiast nowoczesny model produkcji rolniczej, oparty na efektywnych, dobrze zarządzanych, przez ludzi z pasją, ale rolników w gospodarstwach rodzinnych jest zdecydowanie czymś, za czym ja bym podniósł obydwie ręce.
Co z dobrostanem zwierząt? - czyt. na str. 4