200 tys. ha państwowych gruntów leży odłogiem
Żyzne ziemie rolne w rękach KOWR, które mogłoby być uprawiane, a zarastają chwastami. Dlaczego tak jest?
Widok gruntów, które od lat nie są uprawiane i zarastają chwastami, ściska serce wielu rolników. Jeśli tak wyglądają pola prywatne, można to jeszcze jakoś przetrawić. Bo, jak napisał nam jeden z czytelników, własność to rzecz święta i jeśli ktoś nie chce własnej ziemi uprawiać, to jego sprawa. Przymusić właściciela gruntu do tego nie możemy. Inaczej jest w przypadku gruntów państwowych, do których często rolnicy ustawiają się kolejkami (jak sami często mówią) z chęcią wydzierżawienia.
Gospodarze z żalem spoglądają chociażby na pola w okolicach Zakrzewia (pow. jarociński, woj. wielkopolskie). A z uwagi na to, że w tym województwie ma miejsce „głód ziemi”, taki stan rzeczy wydaje się tym bardziej zadziwiający.
- Nie rozumiemy tego, że jest pole i zarasta. Niejeden rolnik chętnie wykorzystałby te tereny - komentują.
Inni zwracają uwagę na to, że grunty leżące odłogiem stanowią zagrożenie dla sąsiednich upraw pod względem samoistnego rozsiewania się nasion chwastów. Gospodarze zastanawiają się, dlaczego tak jest? Przytaczają przykłady i szukają przyczyn.
- Sprawa prosta: długa procedura podziału wielkiej działki do średniej, długie procedury przygotowania do przetargu i samego przetargu. Wszystko trwa średnio ponad rok. Gdy była sprzedaż, to i dłużej zbywało, gdy papiery robił rzeczoznawca z "Warszawki". Sam jestem w podobnej sytuacji. Za miedzą są działki/łąki agencyjne. Zachwaszczone niemiłosiernie, aż tatarak kłączem się rozsiewa. Ale od urzędników słyszę takie stwierdzenia: „panie, mamy inne priorytety, wniosek możecie złożyć, ale to kilka lat potrwa” - tłumaczy rolnik.