Gospodarz z kieleckiej wsi i jego krowy [ZDJĘCIA]
Liczne nagrody dla hodowcy
O tym, że jest to najwyższa półka stanowią nie tylko wyniki jakości pobieranych próbek, ale również przyznawane nagrody i certyfikaty. Gospodarz był wielokrotnie uznawany za lidera w branży rolnej. Na swoim koncie ma takie tytuły, jak: Laureat Krajowy Agroliga 2003 i 2011, Nagroda Gospodarcza Wojewody Świętokrzyskiego 2004 z nominacją do nagrody prezydenta, tytuł Rolnik Roku 2012 i pierwsze miejsce w konkursie Bezpieczne Gospodarstwo Rolne 2015.
Poza tym pan Dariusz czynnie udziela się w środowisku rolniczym. Od lat jest przewodniczącym Rady Nadzorczej OSM w Ostrowcu Świętokrzyskim, delegatem do Izby Rolniczej, a także sekretarzem Świętokrzyskiego Związku Hodowców Bydła, który jest współorganizatorem Świętokrzyskiej Wystawy Zwierząt Hodowlanych w Modliszewicach. Tam pan Dariusz wystawia również swoje krowy, które otrzymały tytuł championa w kategorii jałówek starszych.
Krowy - to nasze żywicielki
Do tego, że hodowla krów wymaga ogromu pracy i sporego poświęcenia, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Pan Dariusz ma do tych zwierząt jednak szczególny szacunek, gdyż ma świadomość, że to główne źródło utrzymania dla całej rodziny.
- To nasze żywicielki i trzeba o to dbać. Praca w gospodarstwie zaczyna się o szóstej rano. Idziemy z żoną do obory, ona zajmuje się dojeniem, ja karmieniem. Trwa to ok. 1,5 godziny. Potem, w zależności od potrzeb, trzeba posprzątać w obejściu, pościelić zwierzętom. W sezonie agrotechnicznym jadę w pole, siać, zbierać trawę, siec. Ok. godz. 17.00 jest wieczorne dojenie. I tak każdego dnia, bez chwili wytchnienia czy urlopu, przerwy na wakacje czy odpoczynek. Całą rodziną nie możemy sobie pozwolić na wyjazd. Zawsze ktoś musi zostać na gospodarstwie. Pomagają nam rodzice, ale mają już swoje lata i siły nie te - dodaje.
Pan Dariusz, który nie wyobraża sobie innej pracy niż ta na roli i przy zwierzętach, chciałby, by tradycja rodzinna była kontynuowana, ale mając dwie córki, które studiują medycynę, wie, że może się to nie udać.
- Co prawda młodsza z córek twierdzi, że wróci na ojcowiznę, ale jak będzie, to zobaczymy. Póki co na tym poprzestaniemy, gospodarstwo jest doinwestowane, cały park maszynowy zmodernizowany, większych potrzeb nie ma. Jedynie dbać o to, co jest – mówi z optymizmem.
- To nad czym ubolewam, to niestabilność cen na rynku, te cenowe górki i dołki, to utrudnia działalność. Gdyby była większa stabilizacja łatwiej byłoby coś zaplanować. I te stale rosnące wymagania formalne, mnóstwo papierkowej roboty to wypełnienia, ale jakoś trzeba się w tym odnaleźć i dostosować do zmieniających warunków. Wszystko idzie z postępem to i wieś musi za tym nadążyć - dodaje nasz rolnik.