Odbudował gospodarstwo po nawałnicy. Dziś ma oborę z robotami [WIDEO]
– Posiadamy na dziś 70 krów do dojenia oraz 100 sztuk młodzieży, przeznaczonych na wymianę i powiększanie stada. Jeśli chodzi z kolei o areał to generalnie wszystko uprawiamy z myślą o krowach. Mamy 50 hektarów - na 20 ha są użytki zielone, 25 to kukurydza i 5 łubinu – opowiada nam pan Grzegorz.
Wielopokoleniowe gospodarstwo
„Albo nowa obora albo likwidacja stada”
– Gdy przejąłem gospodarstwo stwierdziłem jednak, że z trzody na tych naszych „piaskach” się nie wyżyje. I postanowiłem wejść w krowy – opowiada z uśmiechem rolnik z Kaszub.
– W starej oborze mieliśmy ok. 30 sztuk krów. Jej gabaryty były jednak takie, że nie pozwalały na rozwój, na zwiększenie liczebności. Stąd stanąłem w końcu przed decyzją: albo nowa obora albo likwidacja stada – opowiada w rozmowie z „Wieściami Rolniczymi” mężczyzna.
„Co nas nie zabije, to nas wzmocni”
– Decyzja o budowie zapadła o wiele wcześniej, ale tak mi się życie ułożyło, że czas budowy się przesunął. Wcześniej z kolei, w sierpniu 2017 roku, zniszczyła nas dość mocno nawałnica, po której trzeba było się odbudować. 70 proc. dachów, które miałem, było uszkodzone, a dom całkowicie, i obora do stropu. Sytuacja była bardzo trudna, było naprawdę ciężko, ale to się mówi: co nas nie zabije, to nas wzmocni – opowiada dziś pan Grzegorz.
Nowy obiekt, lepsze wydajności
– Na starym obiekcie było ok. 9 tys. od krowy, obecnie mamy ok. 10,5 tys., choć myślę, że poprzez niedawne zmiany, związane z robotem udojowym, będzie docelowo ok. 11-12 tys. – mówi nam pan Grzegorz.
Robot udojowy
– Wcześniej, gdy stawiałem nową oborę miałem halę udojową. Główna przyczyna, związana z inwestycją, to brak rąk do pracy. Siła najemna jest dziś ciężko dostępna, trudno po prostu o solidnego pracownika. Jeśli dziś rolnik nie ma swojego zaplecza – nie ma do pracy swoich ludzi – wówczas musi, moim zdaniem, albo iść w robotykę albo skończyć to i likwidować. Doba ma bowiem tylko 24 godziny. A dziś, właśnie dzięki robotowi, ja z synem możemy wszystko tak naprawdę sami „ogarnąć”. Jest też czas na odpoczynek. W innym przypadku jeden człowiek musiałby być do pracy niemal non-stop – opowiada „Wieściom Rolniczym” gospodarz.
Robot do podgarniania paszy
– Najpierw kupiłem Opti Duo z firmy DeLaval. Teoretycznie wydaje się, że nie jest to dużo pracy, ale swoje czasu jednak zajmowało – a plecy przy tym bolały. Teraz nie muszę nawet o tym myśleć, bo robot 10 razy podgarnia mi paszę, nie trzeba już odrywać się od innych prac w gospodarstwie i specjalnie wchodzić po to do obory – mówi mężczyzna.
Jak zareagowały krowy na robota?
– Praktycznie nie było żadnego problemu. Krowy bardzo szybko nauczyły się wszystkiego – tylko dwa pierwsze dni trzeba było je „wciągnąć”, żeby jadły paszę, później dwa dni jeszcze przypilnować, żeby wchodziły do dojenia. Obecnie praktycznie już u mnie się bardzo dobrze zaaklimatyzowały, dziś wchodzą do robota samodzielne, a dzięki ruchowi kierowanemu nie muszę praktycznie krów podganiać – opowiada Grzegorz Lepak.
Pięć godzin zaoszczędzonego czasu dziennie
– Sam udój trwał wcześniej dwie godziny rano i dwie godziny wieczorem – z myciem hali. Plus godzina ok. na podgarnianie. To już ok. pięciu godzin dziennie zaoszczędzonego czasu – wylicza nam rolnik.
„Inny komfort życia”
– Jest to nowość, ale nie jest to trudne. A robot daje inny komfort życia – i dla krowy i dla gospodarza. Kto tego nie ma, do końca tego nie zrozumie. Człowiek nie czuje się już uwiązany „jak pies przy budzie” – podsumowuje na koniec mężczyzna.
CZYTAJ TAKŻE: Gospodarstwo archidiecezji. Mają 1500 ha. Zainwestowali w park maszynowy [WIDEO]
CZYTAJ TAKŻE: Mają 150 krów mlecznych i 3 roboty udojowe. Rekordzistki dają 20 tys. l [WIDEO]