Hądzlik: Federacja dla hodowców, nie dla polityków
Na ostatniej Mlecznej Gali wśród laureatów pojawia się Gospodarstwo Drzewce Hądzlik, Lipowczyk. 517 krów, wydajność 14 384 kg od sztuki. Której generacji to osiągnięcie dotyczy? Pana i pańskiego wspólnika Mariana Lipowczyka czy waszych synów Michała i Romana, którzy także prowadzą gospodarstwo?
Gospodarujemy razem. Dwie spółki biorą się stąd, że gdy w 2005 roku – po latach dzierżawy - kupowaliśmy gospodarstwo od spadkobiercy majątku Drzewce pana Michała Żółtowskiego, to okazało się, że to są dwa obwody, że z całego obiektu Drzewce część jest pana Michała, a część jego brata Juliusza. Od pana Michała Źółtowskiego kupowaliśmy jako spółka cywilna. Z resztą ziemi trzeba było uregulować stosunki własnościowe. Udało się to zrobić dzięki panu Michałowi, z którym się zaprzyjaźniłem. Potem utworzyliśmy spółkę jawną, gdzie już występują synowie. To stało się w 2012 roku.
Jest takie powiedzenie: mówiły jaskółki, że niedobre są spółki. A tu jeszcze mamy taki podwójny układ spółek - w dwóch generacjach? Jak udaje się wam dogadywać?
Mamy różne zdania, różnicę zdań w różnych układach. W rodzinie raczej nie, no chociaż też: młodzi – starzy, myślę, że do wielu rzeczy dojrzewamy. Natomiast co do własności: wara, nie tykać i musimy to szanować.
Rozumiem, że starsze pokolenie się dogadywało i młodsze też…
Tak, przede wszystkim w szczegóły się nie wtrącamy, choć czasami coś nas boli Czasami oni podejmują decyzje na początku może i trochę taką…, ale czasami warto przekonać się na własnych błędzie, żeby drugiego nie zrobić. Trzeba powiedzieć, że wzajemnie uzupełniamy się. Rodzina Lipowczyków bardziej działa na miejscu, a moja rola jest inna. Dodatkowo odpowiadam za prawie 1000 pracowników Federacji, z kolei syn jest lekarzem weterynarii i zajmuje się głównie tym obszarem, rozwijając prężnie praktykę weterynaryjną. Finanse wspólnie dogadują z Romanem.
Ile litrów rocznie produkujecie?
Około 7 milionów. Latem 20 000 litrów dzienne. Staramy się ograniczyć ilość krów, sprzedaliśmy bardzo dużo pierwiastek ponad setkę jałówek cielnych. Wydajność 14 384 kg, oznacza, że chłopaki naprawdę zrobili dobry wynik.
Jak długo żyją krowy w Drzewcach?
Około 3,5 laktacji, ale żeby uzyskać parametry zdrowotności bydła, to nie można sobie pozwolić, żeby w stadzie była jakaś słabsza krowa. Jako Federacja bardzo dowartościowujemy krowy - tak zwane stutysięcznice, które wyprodukowały w życiu sto tysięcy litrów mleka. Ich właściciel otrzymują piękne grawertony . Każdy sam decyduje, jak długo może trzymać daną sztukę. Warunek jest jeden: mleko musi być zdrowe.
Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka istnieje już 28 lat. Co jest najistotniejsze w jej działalności?
Ja myślę że dbałość o hodowców i pracowników – to jest najistotniejsze, ale przede wszystkim chodzi o to, aby wykonywać to, czego większość oczekuje.
No właśnie – czego oczekują hodowcy?
Trzeba zagwarantować im profesjonalną obsługę. Jeżeli chodzi o cenę wartości użytkowej, czyli to pobieranie prób mleka i te wszystkie statystyki, tabele z istotnymi danymi, to my jesteśmy na poziomie światowym. Mamy cztery laboratoria badania mleka: Kobierno, Parzniew, Minikowo i Jeżewo na Podlasiu. One są na najwyższym poziomie, z certyfikatami PCA i ICAR.
Jeśli rolnik poddaje ocenie swoje stado, na co jeszcze może liczyć poza badaniem mleka i poznaniem jego parametrów?
Po pierwsze: od nas ma hodowca wyniki w 100 procentach wiarygodne, dalej: my podpowiadamy, jak te wyniki interpretować i wykorzystać. Mamy ponad 600 zootechników, mamy ponad 50 doradców somatycznych, , żywieniowych, hodowlanych, którzy siadają razem z hodowcą i podpowiadają, co trzeba zrobić, żeby parametry poprawić. My dajemy instrumenty do zarządzania stadem.
To wszystko się dzieje w ramach jednej opłaty?
Cena zależy od wielu czynników i każdy musi wybrać usługę, która mu odpowiada. Oferujemy także program zarządzania stadem – SOL czy program do kojarzeń DoKo, z którego korzystają w Polsce wszystkie spółki inseminacyjne i który służy optymalizacji doboru buhaja do krowy. Program obejmuje całą bazę rodowodów krów i jałówek objętych oceną użytkowości oraz ma dostęp do bazy buhajów ocenionych w Polsce i przez INTERBULL.
Żeby skutecznie korzystać z tego programu do kojarzeń to trzeba mieć zgenomonowane stado?
Nie, to nie jest konieczne, ale bardzo pożądane. Kojarzenia par rodzicielskich, to jeszcze czasy przed genomiką. Oczywiście znajomość genomu daje większe możliwości., W szczególności otrzymujemy wcześniej wyniki oceny wartości hodowlanej i wyższa jest dokładność oceny samic. Wszystko to wpływa na to, że dobór zwierząt jest trafniejszy. W Polsce straciliśmy trzy lata i, bo nie dawano nam pozwolenia na genomowanie, a cała Europa już to robiła. Zasłaniano się, że nie ma takiego przejrzystego prawa, żeby można było genomować .
Ale teraz federacja już genomuje bydło. To się odbywa na zasadzie odpłatności przez hodowcę czy też dopłaca ministerstwo?
Genomowanie zwierząt w laboratorium i oszacowanie wartości hodowlanej to łączny koszt około 130 zł od sztuki. Ministerstwo do tej pory nie dopłacało hodowcom do genomowania., My natomiast staramy się prowadzić pewne projekty, między innymi dofinansowane z Funduszu Promocje Mleka, bo zależy nam bardzo, żeby jak najwięcej bydła zgenotypować, żeby nadrobić stracony czas. . Niemcy, Holendrzy i inne kraje badają po 100, 200 tysięcy sztuk, a my tak raczkujemy.
Jak się dostać do takiego projektu?
Jeśli pozyskamy fundusze z KOWR-u, to informujemy zainteresowanych hodowców, że jest taki projekt. Nie wszyscy się od razu zgłaszają, ale zainteresowanie jest coraz większe. Hodowcy muszą dopłacić z własnych funduszy pewną kwotę . Zrobiliśmy projekt genotypowania pod kątem betakazeiny A2A2, czyli wyodrębnienia populacji krów o genotypie A2A2, produkujących mleko o obniżonej alergenności. Nie ukrywam, że to ja naciskałem na to, żeby iść w tym kierunku. Nie zdawałem sobie sprawy, jaki procent mamy w naszej populacji krów z tym genomem, a okazuje się że 48%. I to u HF-a. Być może w produkcji mleka o obniżonej alergenności jest szansa dla rolników? Być może dałoby się uruchomić jakieś odrębne linie w mleczarniach. Jak się ma zgenomowane bydło, to wiele innych jeszcze rzeczy można przebadać. I do tego dążymy, jak żeśmy genotypowali na poziomie pięciu, sześciu tysięcy w poprzednich latach, to w ubiegłym roku zgenotypowaliśmy prawie 26 000 zwierząt.
Jakie informacje otrzymuje rolnik, genomując stado?
Rolnik otrzymuje informacje o wartościach hodowlanych swoich samic, a także informacje o tzw. cechach jednogenowych, takich jak wspomniane białka mleka czy wady genetyczne, a także informacje potwierdzające pochodzenie zwierzęcia po rodzicach. Aktualnie jesteśmy na etapie, że indeks selekcyjny PF czyli produkcja i funkcjonalność będzie zmieniany, bo zmianił się nasz cel hodowlany. Już nie chcemy w wielu stadach zwiększać wydajności, bo średnio mamy 9037 kg, tylko inne cechy chcemy doskonalić tj.: zdrowotność długowieczność, płodność. Oczywiście to wszystko kosztuje, żeby to opracować i móc wykorzystać w selekcji z pomocą naszych doradców, których Polska Federacja ma wielu. Ponad to stworzyliśmy osiem siedzib, cztery laboratoria oceny mleka, laboratorium genotypowania, i Centrum Genetyczne w Poznaniu. A przede wszystkim stworzyliśmy dobrą atmosferę pracy dlatego ludzie są zaangażowani.
Jak wam się udaje utrzymać kadrę? Dziś ludzie często zmieniają pracę np. z powodów finansowych
To są ludzie naprawdę wykwalifikowani, po wyższych studiach przeważnie. Ich czas pracy jest niełatwy, bo rano inny sobie śpi, a on musi na 4:00 wstać na udój na przykład. Staramy się więc dbać o stronę materialną, techniczną i rozwój pracowników. Mamy dobrą własną bazę, sprzęt najlepszy na świecie, a jeszcze go będziemy poprawiać. Na przykład chcemy zabezpieczyć kolczykownice, aby przy kolczykowaniu od razu pobierać materiał genetyczny.
Mamy w Polsce ponad 2 miliony krów mlecznych, a tylko około 800 000 jest poddanych ocenie. Dlaczego tak mało, skoro to przynosi korzyści? Wynika to z kosztów, które rolnik musi ponieść?
Odpowiem inaczej: u nas dofinansowanie z ministerstwa rolnictwa jest na poziomie 21%. Nam dotację obciął jeden minister, którego wygwizdaliśmy w Poznaniu. Zrobił nam hodowcom krzywdę straszną, a mimo to mamy najniższą odpłatność w Europie, oprócz Czechów, którzy mają średnią stadach krów 300.
Pod oceną federacji są gospodarstwa, które utrzymują do 20 krów i tam wydajności są bardzo wysokie. Czy ta stada przetrwają pana zdaniem? Czy wysoka wydajność zapewni im opłacalność?
Najwięcej stad jest od 20 do 50 sztuk i od 50 do 150. Jest to prawie 600 000 krów z 800 000 będących pod oceną. 17 tysięcy gospodarstw produkuje prawie 60% mleka.. Czy małe przetrwają? Problem jest szerszy. Nie wszyscy mają następców, a jeszcze jest taka sytuacja z cenami mleka. Niedawno cena była wysoka, a teraz tym małym będzie trudniej. Ja myślę, że nastąpi konsolidacja, ona cały czas następuje w mleczarniach, ale i u hodowców. Czasami i duże gospodarstwa wysiadają. Ilość krów spada, ale produkcja mleka wzrasta.
Jak odbiera pan spadki cen mleka. W niedalekim Gostyniu na przykład były one duże. Odstawia pan tam mleko?
Nie. Myślę, że takim jedynym komentarzem niech będzie to, że myśmy w 2016 zmienili odbiorcę. Mieliśmy wiele propozycji z innych mleczarń. Wtedy poszło o 10 groszy. Dla nas to była wielka wartość, żeby spłacać kredyty. Teraz jest chyba większa różnica, my na dzisiaj mamy cenę delikatnie powyżej dwóch złotych. Pomimo zmiany mam wiele sympatii do mleczarni w Gostyniu i szczerze życzę jej sukcesów
Czy 2 złote za litr mleka to jest cena graniczna, by zachować opłacalność?
Sytuacja jest bardzo dynamiczna. W bardzo dużym uproszczeniu można tak przyjąć. Nigdy nie jest to jednak porównywalne dla każdego hodowcy. Wystarczy zmiana cen nośników energii czy paliw. A przychody muszą też wystarczyć na inwestycje. Najgorszą rzeczą jest stać w miejscu Można jakiś czas przeczekać - rok, ale nie inwestować czy nie dostosowywać pewnych rzeczy no to jest cofanie się.
Tworząc strukturę federacji, na czym wzorowaliście się? Czy był pan w federacji prawie od początku?
Od 1995 prezydentem był Krzysztof Banach z Podlasia, rolnik ciut młodszy ode mnie. Ja byłem w związku wielkopolskim, w zarządzie od roku 2000 roku. Myślę, że przy wyborach pamiętano, że byłem 20 lat prezesem Związku Hodowców Koni Wielkopolskich. W 2003 rok to kończyła się też dzierżawa Drzewiec, było wiele problemów i dwa razy odmawiałem bycia kandydatem na prezydenta Federacji. W końcu się zdecydowałem. Przestano nam przeszkadzać i szliśmy swoim torem. No i tak po kolei: w 2004 roku przejęliśmy księgi hodowlane z krajowego centrum - to było około 20 pracowników. Pani pytała, dlaczego mamy tylko 40% bydła pod kontrolą. Wtedy było tylko 19%. Myśmy podwoili to w tym krótkim czasie. No a w 2006 roku przejęliśmy ocenę wartości użytkowej. Na dzisiaj nie ma drugiego takiego związku w Europie i na świecie, który by tak kompleksowo działał, co nie znaczy, że nie mamy problemu, bo politycy próbowali nami manipulować.
Mówił pan, że w 2003 roku dwukrotnie odmówił pan bycia kandydatem na prezydenta federacji. Natomiast teraz wydaje się, że ta walka o bycie Prezydentem Federacji już jest ostra. Jak nie wiadomo, o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze. Federacja jest tak łakomym kąskiem?
No rzeczywiście jesteśmy firmą profesjonalną, jak my mówimy, że mamy 1000 pracowników, wszyscy oczy otwierają. I zarządzać taką firmą to nie jest takie proste. Ludzie muszą zarabiać dobrze. A pieniądze wzbudzają emocje. Ktoś widzi na koncie określoną kwotę pieniędzy, to mówi, że je można by podzielić, a my to mamy po to, żeby zapewnić sobie funkcjonowanie. Proszę mi wierzyć, myśmy jeszcze złotówki nie dostali w tym roku na dofinansowanie prowadzenia działalności z ministerstwa. Mieliśmy czteromiesięczną kontrolę. Zero uchybień, zero. No, jedno tylko 140 zł, bo ktoś oświadczył, że jest małym przedsiębiorcą, a nie był. W każdym razie, jak oni widzą pieniądze, to oni się chcą dorwać. Tylko że nikt nie zastanawia się, że dorwać się to nie wszystko, bo zepsuć, zniszczyć to można. Ja napisałem do ministra, że pomimo pozytywnych wyników kontroli wciąż nie otrzymaliśmy środków i w końcu 13 października przyszła decyzja udzielająca dotacji. Ale przez okres 9 miesięcy daliśmy sobie radę, bo mamy te rezerwy odłożone na wszelki wypadek, bo my sobie nie możemy pozwolić przy tej ilości pracowników, żeby im nie zapłacić pensji.
Działań federacji nie da się zanegować. Były też jednak wątpliwości co do powstania odrębnej spółki.
To było zgłoszone do prokuratury, gdzie ja byłem przedstawiony jako człowiek, który stoi na czele organizacji… nie nazwę już jakiej. Od początku intencją powołania spółki było, żeby nie łączyć finansów z ministerstwa z innymi, gdzie kolczyki się robi, gdzie reklamy, gdzie czasopismo jest wydawane… To jest w 100% udziałem federacji. I prokuratura sprawdzała nas dwa razy, drugi raz przed poprzednimi wyborami. Za tym stali ci sami ludzie. A hodowcy wiedzą, co my robimy. Prokuratura oczywiście nie znalazła żadnej nieprawidłowości.
Mówi pan, że jest chęć polityków do wtrącania się w sprawy federacji?
Tak. Nie mam nic przeciwko temu, gdyby zarzuty miały charakter merytoryczny. Gdyby wskazywały, że federacja robi cos nieprawidłowo. Ale kierowane zarzuty nie mają uzasadnienia. Gorzej, gdy politycy nadużywają swojej pozycji. Jeżeli jeden wiceminister 4 lata temu powiedział, że zrobi porządek w federacji, a później nam zabrano pieniądze… To w rzeczywistości ukarano hodowców. Najgorszą rzeczą jest, jeżeli politycy wtrącają się w związki samorządowe, a my jesteśmy właśnie taką organizacją - dobrowolną samorządną i niezależną. Nie patrzymy ma okres jednej kadencji, ale długofalowo, wierząc, że pozytywna ocena hodowców to najlepsza rekomendacja do dalszego sprawowania mandatu prezydenta federacji.