Wysokie dopłaty dla małych i średnich gospodarstw
Na co jeszcze, pana zdaniem, nie powinny być wydawane fundusze rolne?
Nie powinno się z funduszy rolnych finansować różnego rodzaju działań, które polegają na likwidacji rolnictwa. Np. kiedy ktoś likwiduje działalność rolniczą i podejmuje na obszarach wiejskich inną działalność. Pozarolniczą. Jeżeli ktoś jest w takiej sytuacji, że chce coś takiego zrobić, są inne unijne fundusze, które mogą być na to użyte. Fundusze rolne nie powinny służyć likwidacji rolnictwa. Jak ktoś chce przejść z jednej działalności rolniczej do drugiej, powinno mu się pomóc z funduszy rolnych. Jak ktoś chce przestać być rolnikiem, powinno się pomagać, ale z innych funduszy. Jeżeli przyjmiemy takie podejście, pieniędzy na rolnictwo powinno być znacznie więcej. Zwłaszcza w II filarze, bo tam naprawdę można przeprowadzić takie wzmocnienie z innych funduszy, natomiast jak najwięcej zostawić na rolnictwo.
ZA TO ROLNICY BĘDĄ PREMIOWANI
W nowym budżecie wyraźny akcent położony zostanie na ekologię. Planowane są jakieś nowe działania?
Wszystkie państwa będą zobowiązane do takich zmian w swojej polityce rolnej, żeby tej ekologii było więcej. Zobaczymy, jaka będzie ostateczna wielkość tych ekoprogramów. Parlament Europejski chce, żeby to było minimum 30 % - państwo członkowskie będzie musiało wyłączyć z płatności bezpośrednich określoną kwotę i wypłacać z tej puli - w przypadku Polski to by było ok. miliarda rocznie - tylko tym, którzy będą uczestniczyli w ekoprogramach. Ponadto w II filarze będą różne działania proekologiczne, które już są w polskich programach - rolnośrodowiskowe. Rolnicy je znają, ale chcemy, żeby np. dobrostan zwierząt był bardzo mocno rozwijany, żeby dobrowolnie podwyższać standardy (mniejsza gęstość hodowli, hodowla na słomie, letni wypas bydła). To bardzo dobrze zadziałało w Polsce, spotkało się z dużym zainteresowaniem rolników. Rolnicy, którzy będą dobrowolnie wprowadzać takie standardy dobrostanu, będą za to znacząco premiowani. To jest zdecydowany kierunek zmian we Wspólnej Polityce Rolnej.
Unia Europejska ma ambitny plan - przez 10 lat 1/4 unijnej ziemi ma znaleźć się pod gospodarstwami ekologicznymi. To bardzo duże wyzwanie? W Polsce mamy na razie 3 %, średnia unijna to 8 %...
W Polsce poprawienie tego wskaźnika nie powinno być takie trudne. Wiele polskich gospodarstw jest bardzo blisko tego. Niewiele trzeba zmieniać, żeby wypełnić te standardy ekologiczne. Problemem Polski jest produkcja ekologiczna i - rynek. Trzeba te produkty promować. Bardzo liczę na to, że w Polsce - także w innych krajach - uda się stworzyć system współpracy: rolników, lokalnego przetwórstwa i dostaw na lokalny rynek. Chodzi o różne grupy producenckie, które będą to prowadzić. Powinny być pieniądze - i będą - na odtworzenie lokalnego przetwórstwa. Być może właśnie nie z funduszy rolnych, tylko z funduszy naprawczych. By odbudować drobne przetwórstwo, by małe i średnie gospodarstwa miały gdzie sprzedawać swoją produkcję.
Kładzie pan nacisk również na kwestie związane z lokalnym rynkiem. Dlaczego pana zdaniem jest to ważne?
Zafunkcjonował pewien mit - że Polska jest tak wielkim producentem żywności, iż jedynym warunkiem przetrwania rolnictwa jest eksport. To nie jest prawda. W Polsce jest - w porównaniu z całą Unią - ponad 8 % wszystkich gruntów rolnych, ponad 8 % ludności, a tylko 5,5 % produkcji rolnej unijnej to produkcja polska. Są więc ogromne możliwości ulokowania własnej produkcji na własnym rynku. Polska nie jest Irlandią - produkuje się tam 20 razy więcej wołowiny niż wynosi narodowa konsumpcja. Gdyby Polska miała spożycie wołowiny choćby na średnim unijnym poziomie, nie byłoby w ogóle potrzeby eksportu. Cała podaż wołowiny mogłaby zostać skonsumowana na krajowym rynku. (...) Zmiany idące w tym kierunku, żeby jak najwięcej produkcji trafiało na lokalny rynek, to dla Polski bardzo dobry kierunek. Dla Unii Europejskiej - też, dlatego że jednym z celów unijnej polityki rolnej jest skrócenie drogi od pola do stołu. Ta droga bardzo się wydłużyła i wciąż się wydłuża.
Podkreśla pan coraz częściej, że przyszłością są małe i średnie gospodarstwa. Dlaczego?
Moją intencją jest bardzo silne postawienie na to, żeby mogły istnieć - w Polsce i w całej Europie, w jak największej liczbie - małe i średnie gospodarstwa. Obserwujemy w rolnictwie coś takiego, co kiedyś nazywano wyścigiem australijskim. Taka była konkurencja w kolarstwie torowym - kolarze się ścigali i na kolejnych okrążeniach ostatni odpadał. Na końcu zostawał tylko jeden zwycięzca. Coś takiego dzieje się w rolnictwie - ciągle odpadają ci, którzy nie nadążają w tym wyścigu. Kiedyś rolnik żył z 20, 30 świń, teraz już musi mieć kilkaset, a w innych krajach Europy np. w Danii średnie gospodarstwo hodujące świnie ma ich 3.700 - i też już jest opłacalność na krawędzi. Trzeba mieć coraz większe, coraz większe - okaże się, że kilka tysięcy to za mało, trzeba będzie mieć kilkanaście albo kilkadziesiąt tysięcy, na końcu - milion. Pozostanie to specjalnością jakichś wielkich korporacji. To trzeba zatrzymać. Nie może się rolnictwo tak rozwijać, że gospodarstwa rolne podzielą los np. małych sklepów, które kiedyś istniały, bo wyeliminowały je wielkie sieci handlowe. Nie można dopuścić, żeby wielkie kombinaty rolno-przemysłowe wyeliminowały rolników. Rolnictwo europejskie - i rolnictwo polskie - musi się opierać na małych i średnich gospodarstwach.
Przez lata mówiło się, niestety, że małe i średnie gospodarstwa muszą upaść!
To mit, który krąży po Europie - że rolnictwo, żeby było efektywne, musi być wielkie. To muszą być wielkie gospodarstwa. Wystarczy wziąć do ręki rocznik statystyczny i zobaczyć, jaka jest produkcyjność z hektara w Wielkiej Brytanii, gdzie średnie gospodarstwo liczy 90 ha i na Cyprze - gdzie takie średnie gospodarstwo liczy 3 ha. Okaże się, że produkcyjność z 1 ha w Wielkiej Brytanii to 1.800 euro, a na Cyprze - ponad 7 tys. euro. Wcale nie jest więc tak, że koncentracja to są większe dochody, większa produkcja. Wcale nie. Małe gospodarstwa są bardziej mobilne, łatwiej im się przestawić w razie jakiegoś kryzysu. Jeżeli ktoś ma kilkaset hektarów ziemi i ukierunkowaną jakąś produkcję, to świetnie, produkcja jest dochodowa, ale - do pierwszego kryzysu. Jakieś embargo, jakaś katastrofa naturalna, epidemia zabija taką wąską specjalizację. Jednym z celów polityki rolnej, którą chcemy wdrożyć, jest zwiększenie odporności rolnictwa, a to oznacza również dywersyfikację produkcji. Będziemy też zachęcać, żeby rolnicy nie byli skazani na jeden rodzaj produkcji.(...) Lepiej być przygotowanym na różne sytuacje. Dzisiaj rolnicy są niejako skazani na tę wąską specjalizację i na ten wyścig. Trzeba będzie im pomóc, żeby nie byli zmuszeni do takiego wyścigu, coraz szybszego, z coraz intensywniejszą produkcją. Widziałem dane z Holandii, która ma bardzo intensywne rolnictwo, wysoko wyspecjalizowane, silne - okazuje się, że tam 62 % gospodarstw jest bez następców. Nie ma perspektyw, mimo że jest tak nowoczesne, na najwyższym europejskim poziomie. Wydaje się więc, że ten wyścig nie gwarantuje bezpiecznej przyszłości.
Z czego to wynika - że nie ma następców?
Mimo że to jest tak wysoce produkcyjne rolnictwo, nie daje rolnikom takich dochodów, żeby było atrakcyjne. Rolnik produkuje coraz więcej, a dochody wcale nie są większe. Ci rolnicy w krajach, gdzie od lat jest naprawdę bardzo wysoki poziom, silna produkcja, wcale nie są w takiej dobrej sytuacji - jak by się mogło wydawać - patrząc na to, ile produkują.
ZOBACZ TEŻ - COVID-19 - APEL HODOWCÓW TRZODY CHLEWNEJ, BYDŁA, DROBIU, PRODUCENTÓW MLEKA