Wrócili z Irlandii i zostali rolnikami. Nie żałują!
Młodzi rolnicy z Wielkopolski, którzy odnoszą sukcesy w produkcji mleka. Poznajcie ich gospodarstwo!
Ilona i Krzysztof Jaworscy w ubiegłym roku za swoją pracę i osiągane wyniki zostali wyróżnieni przez Polską Federację Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Średnio jedna krowa w ich gospodarstwie dawała 11.845 kg, a rekordzistka prawie 16.000 kg mleka.
Był rok 2006. Ilona i Krzysztof Jaworscy z Russówka (gmina Żelazków, powiat kaliski) podobnie jak wielu innych Polaków w tamtym okresie, wyjechali do pracy za granicę. Ich celem była Irlandia. Przez cztery lata byli zatrudnieni na lotnisku. - Krzysztof chciał wracać. I wróciliśmy – mówi pani Ilona. Jej mąż dodaje: - Zawsze wiedziałem, że będę pracował na gospodarstwie.
Gospodarstwo przejęli od rodziców w 2011 roku. – Z żoną nie do końca wiedzieliśmy, czy zajmiemy się uprawą warzyw, czy hodowlą bydła. Wypadło na bydło – mówi pan Krzysztof. Jego żona Ilona dodaje: - Krzysiek bardzo lubi tę pracę. Dziś wprawdzie patrzy na to trochę z dystansem, ale wtedy to mówił, że będą krowy, krowy i krowy.
Pani Ilona również pochodzi z gospodarstwa. – Nie planowałam, że będę pracować ze zwierzętami. Z wykształcenia jestem położną, ale tak życie się ułożyło. Mąż zaszczepił we mnie miłość do zwierząt – podkreśla. Kiedy przejmowali gospodarstwo, utrzymywano w nim 20 sztuk bydła. Chcąc się rozwijać, musieli zarówno dokupić inwentarz, jak i rozbudować istniejące obiekty.
Czytaj także: Wszystko o produkcji mleka w Wielkopolsce
Trudno kupić ziemię
Obecnie w gospodarstwie wszystkich sztuk jest 90. W oborze, jaką wybudowali rodzice pana Krzysztofa, a młode małżeństwo rozbudowało, jest 50 stanowisk dla krów mlecznych. – Mamy halę udojową, gdzie doi się jednocześnie 10 sztuk – mówi pani Ilona. Dzięki temu praca przebiega sprawnie. Dój 40 sztuk trwa godzinę. – Na razie nie zwiększamy stada, a być może będziemy zmniejszać, żeby nam wystarczyło paszy. Niestety, wszystko przez suszę – tłumaczy pani Ilona.
Państwo Jaworscy łącznie posiadają 45 hektarów, z czego połowę dzierżawią. – Startowaliśmy z 12 hektarami. Dokupiliśmy około 8 hektarów. Jak jest możliwość, to nabywamy ziemię. Cena jest jednak wysoka. Kiedy rodzice kupowali ziemię, to płacili 40 tysięcy za hektar. Jak już my kupowaliśmy, to płaciliśmy 80 tysięcy za hektar. A teraz to już trzeba zapłacić 100 tysięcy i więcej. Niestety, jeżeli chodzi o kupno ziemi, to przegrywamy z dużymi gospodarstwami, które uprawiają warzywa – mówią rolnicy. Na polu w tym roku mieli kukurydzę, zboża oraz lucernę. – Uprawiamy to, co daje wysokie plony. Trawy wysychają, a lucerna mimo braku opadów, trzyma się jeszcze najlepiej i daje większe plony, a tym samym paszę jakościową – tłumaczy pan Krzysztof. Rolnicy dokupują: soję, rzepak, witaminy, pasze pełnoporcjowe oraz wytłoki.
Czytaj także: Ekowar: prawie 1000 ha, 500 krów mlecznych i imponujący park maszyn [ZDJĘCIA]
Zainwestowali w kwoty, które później zlikwidowano
Kiedy Ilona i Krzysztof Jaworscy zaczynali przygodę z bydłem, obowiązywały kwoty mleczne. Chcąc się rozwijać i nie płacić kar, zainwestowali w te kwoty. – Produkowaliśmy tyle mleka, że w połowie roku kwotowego musieliśmy dokupować limit, a był to ostatni rok kwotowania. I tak jeszcze płaciliśmy karę. Były to pieniądze jakby "wyrzucone w błoto" – opowiadają. Pan Krzysztof zaznacza, że cena za mleko, jaką dostaje rolnik, nie zmieniała się mimo braku limitów produkcji.
– Brak kwot jest o tyle dobry, że możemy dowolnie zmniejszać czy zwiększać produkcję – mówi pani Ilona.
Rolnicy dbają o rozwój swojego stada we własnym zakresie. Nie kupują bydła. – Na remont stada mamy swoje sztuki i jeszcze sprzedajemy jałówki – opowiada pani Ilona. W ostatnim czasie za sztukę dostawali 5-6 tysięcy. - Cena uzależniona jest od ceny mleka. Jeśli ta jest wyższa, to za jałówkę dostaje się więcej – uważa pan Krzysztof.
Przez cały czas inwestują
Małżeństwo przez cały czas udoskonala gospodarstwo, a tym samym ułatwia sobie pracę. – Oczywiście pomagają nam jeszcze rodzice – podkreśla pani Ilona. Na ukończeniu jest wiata przeznaczona dla jałówek. Kosztowała około 200.000 zł brutto. – To jest budynek z trzema ścianami. Tam będzie młodzież, a nie krowy, to będzie przestrzeń otwarta. Zwierzęta nie zmarzną – zapewnia pani Ilona. W starszych obiektach planowane jest urządzenie profesjonalnej porodówki. – W starej oborze są boksy porodowe i tam ręcznie musimy wywozić obornik. Ale właśnie chcemy zrobić taka prawdziwą porodówkę – tłumaczą.
Rolnicy chętnie sięgają po środki unijne. Skorzystali z programu dla młodego rolnika.
– Sfinansowaliśmy wygrodzenia, kurtyny. Załapaliśmy się też na modernizację. Za te pieniądze kupiliśmy paszowóz i zgarniacze do obornika oraz podwórze utwardziliśmy kostką. Wtedy łatwiej było uzyskać dofinansowanie, bo mniej rolników korzystało. Teraz jest trudniej, tym bardziej że punktowane były maszyny, które nie są nam potrzebne. I na kolejne pieniądze się nie załapaliśmy, dlatego powoli realizujemy zadania ze swoich środków – zaznaczają.
Sam zapładnia swoje krowy
Pan Krzysztof zajmuje się również inseminacją krów. Ukończył wymagane szkolenie. – Od pięciu lat samodzielnie zacielam krowy – mówi. Zaznacza, że nie korzysta z żadnych urządzeń wykrywających ruję. Obserwuje zwierzęta i zaciela. – Samodzielna inseminacja jest bardzo wygodna i przynosi oszczędności, a za oszczędzone pieniądze kupuję lepsze nasienie, natomiast jałówki inseminuję nasieniem seksowanym - tłumaczy. Od wielu lat rolnik współpracuje z Wielkopolskim Centrum Hodowli i Rozrodu Zwierząt. – Paradoksalnie, mimo wysokiej wydajności stada, przy wyborze nasienia szukam buhajów, które podnoszą zdrowotność, a nie produkcyjność krów – wyjaśnia pan Krzysztof.
Rekordzistka i 16.000 litrów
Ilona i Krzysztof Jaworscy w ubiegłym roku za swoją pracę i osiągane wyniki zostali wyróżnieni przez Polską Federację Hodowli Bydła i Producentów Mleka. Średnio jedna sztuka w ich gospodarstwie dawała 11.845 kg. Mleka. – Teraz trochę spadło, bo jest więcej pierwiastek, ale produkcja utrzymuje się na poziomie 11.000 kg od krowy – mówi pan Krzysztof. Rekordzistka dała w laktacji 15839 kg mleka.
Obora znajduje się pod Kontrolą Użytkowości Mlecznej. Raz miesiącu do gospodarstwa przyjeżdża zootechnik i od każdej sztuki pobiera próby mleka. Mleko jest badane i na tej podstawie wiadomo, jakie są parametry białka, tłuszczu , mocznika czy komórek somatycznych – I oceniana jest każda sztuka. Żywieniowiec na tej podstawie doradza nam, co powinniśmy zrobić, żeby to stado lepiej funkcjonowało. Mamy ustawiane dawki pokarmowe, które stosujemy – zaznacza pani Ilona. Zaraz też dodaje: - Te nasze krowy są fajne. Dobrze doją.
Wraz ze swoimi synami nadają cielakom imiona. – Wcześniej, jak dzieci częściej oglądały bajki, to nasze jałówki miały właśnie imiona z danej bajki. Mieliśmy bliźniaki, to jedna miała na imię Lemoniada, a druga Oranżada, ale to w sezonie letnim - dodaje pani Ilona. - Mamy też Rubinkę, Lupsi, Kleksolinę, Lunę – wymienia pan Krzysztof. Czy gdyby mieli powtórnie wybierać, swoje życie zawodowe związaliby także z produkcją mleka? – To jest pytanie do męża – śmieje się pani Ilona. I zaciekawieniem oczekuje odpowiedzi. Po długim namyśle pan Krzysztof wyznaje: Raczej nie.