Rzepak rokuje lepiej
Tegoroczny scenariusz dotyczący zbiorów rzepaku różni się od wcześniejszego. Czy ma szansę na realizację?
- To nie był udany rok dla rzepaku - mówi Juliusz Młodecki, prezes Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku i Roślin Białkowych, podsumowując poprzedni sezon 2017/2018. Sprawdziły się wcześniejsze prognozy dotyczące ubiegłorocznych plonów. W zdecydowanej większości Polski, a zwłaszcza w Polsce północnej od początku siewów, a więc w 2017 roku warunki były bardzo niekorzystne. Złożyły się na nie: ogromna ilość opadów, trudności z zasiewami, ze wschodami roślin, z dotrzymaniem terminów. W efekcie rośliny były źle wykształcone, miały małą rozetę i w okres zimy weszły źle przygotowane. - Sama zima była dość łagodna, ale wystąpiły dwie fale mrozu - w lutym i po 20 marca. To spowodowało duże uszkodzenia, a w konsekwencji do zbiorów było 749 tys. ha, czyli powyżej 15% mniej niż średnia za ileś lat - tłumaczy prezes. Trzeba mieć jednak świadomość, że część tych plantacji, która została zostawiona, nie plonowała tak jakby rolnicy oczekiwali. Dalszy przebieg pogody - brak wiosny (zima przeszła właściwie od razu w lato) spowodował, że słabe rośliny były nierozgałęzione, nie były obłożone odpowiednią ilością łuszczyn. W konsekwencji plony były słabe, niskie, w granicach 2 ton, a były też niższe. Tymczasem przyjmuje się, że plon na poziomie 2,5 t rzepaku to właściwie zwrot kosztów. Rok był więc kiepski. KZPRiRB szacuje, że zebrano ok. 2 mln 100 tys. ton, czyli prawie 20% mniej niż w 2017 roku.
Ceny, mimo tej niskiej podaży rzepaku, były cały czas stabilne i takie są do tej pory. Wahają się między 1.500 - 1.600 zł. - Trzeba pamiętać, że o cenie decyduje również relacja do oleju sojowego. Rzepak nie jest jedyną rośliną oleistą na świecie - przypomina Juliusz Młodecki.
Z punktu widzenia ewentualnych perspektyw uprawy rzepaku, decyzji - czy dalej uprawiać, czy nie - istotna jest relacja do ceny pszenicy. Jeśli ona nie spada poniżej 2, czyli cena rzepaku jest dwa razy wyższa od ceny pszenicy - a przez cały sezon tak było - nie jest źle. Sumarycznie cena rzepaku jest niska, ale to konsekwencja niskich cen naszych surowców w ostatnim czasie.
Jeśli chodzi o rok 2019, zapowiada się zupełnie inny scenariusz. Mimo ubiegłorocznej suszy udało się zasiać rzepak bardzo wcześnie, w niektórych przypadkach - nawet za wcześnie (bardzo szybko bowiem zebrane zostały plony). Nie ma jeszcze precyzyjnych danych co do powierzchni zasiewów, ale jest ona na pewno większa niż zbiory w 2018 roku. - Myślę, że może dobijać między 850 a 900 ha. Trzeba być w tych wyliczeniach jednak ostrożnym - zauważa prezes. Część plantacji została zaorana z powodu kiepskich wschodów. Ponieważ jesień była bardzo długa, nawet te później wschodzące rośliny, zdążyły wykształcić do zimy odpowiednią rozetę. Odpowiednią, czyli minimum 4 pary liści. Zimy nie było, więc nie możemy mówić o wymarznięciach. - Był więc dobry czas, dobry moment, żeby podać azot, można było wjechać praktycznie na wszystkie pola już tego mitycznego 1 marca, bo to była data graniczna, plantacje rokują więc nieźle - ocenia Juliusz Młodecki.
Rzepak aktulanie znajduje się w dość dobrej kondycji. Jego plonowanie, na tę chwilę, zapowiada się nieźle - w graniach 3,5-4,0 t z ha . Jest tak w dużej mierze za sprawą majowych deszczy, które przyszły „w czas”.
- Deszcz przyszedł w ostatnim momencie. Poprawił zdecydowanie sytuację na polach - i to nie tylko rzepakowych, właściwe wszystkich zasiewów, zwłaszcza zbóż jarych i buraków. (…) Rzepak tych kwietniowych niedoborów wody jeszcze tak dramatycznie nie odczuł, bo to jest ozima uprawa i ma dobry system korzeniowy. Majowy deszcz na pewno mu jednak pomógł. W maju przecież zawiązywane i wypełniane są łuszczyny. Ten deszcz rzeczywiście wlał - dosłownie i w przenośni - trochę optymizmu - mówi Juliusz Młodecki.
Jakie wieści dochodzą do nas z zagranicznych plantacji? W niektórych krajach, m.in. w północnych Niemczech rolnicy borykają się ze skutkami dotkliwej suszy. Zasiali więc teraz mniej rzepaku. - Wszyscy producenci, we wszystkich innych krajach, narzekają z powodu braku skutecznej ochrony jesiennej. Braku zapraw neonikotynidowych, dla których nie ma alternatywy. To powoduje, że rolnicy mają kłopot z uszkodzeniami plantacji na jesieni, co przekłada się w jakimś procencie na decyzje o rezygnacji z uprawy. Lub - ograniczenia upraw - wyjaśnia Juliusz Młodecki.
Dobry stan plantacji w Polsce to wypadkowa wielu czynników, ale również tego, że w ubiegłym roku minister zgodził się na stosowanie środków neonikotynidowych, na wniosek KRPRiRB. - Mamy więc nasiona zaprawione i dzięki temu plantacje były chronione, co miało bardzo korzystny wpływ, bo przy tym przebiegu pogody, jaki był jesienią 2018 roku, mielibyśmy ogromne problemy - nie ukrywa prezes zrzeszenia. - Nie tylko z inwazją śmietki, ale przede wszystkim mszycy brzoskwiniowej, która jest później wektorem dla chorób wirusowych np. żółtaczki rzepy. Przy tamtym przebiegu pogody bardzo szybko była sprzątnięta z pól kukurydza, więc mszyca przeniosła się na plantacje rzepaku. Gdyby nie było zapraw, byłoby "jajo". Gdyby zrzeszenie nie starało się o wydanie odpowiedniej decyzji, plantatorzy mieliby ogromne kłopoty. To ogromna zasługa i sukces zrzeszania. - Udało nam się to jako jedynym w Europie - podkreśla Juliusz Młodecki. - Uczestniczę w posiedzeniach COPA COGECA - grupy roboczej: rośliny oleiste i białkowe. Koledzy, z którymi od lat się tam spotykam, z milczącym podziwem obserwowali nasze poczynania i ich efekty.