Stworzył serowarnię. Za 1,6 mln zł przebudował starą stodołę [FILM]
Pamiętam twoje początki, gdy toczyłeś walki z Sanepidem i największym problemem były przecinające się ścieżki...
Tak, w tym czasie miałem również trzodę chlewną, a dojrzewalnia serów znajdowała się w piwnicy pod domem. Musiałem się więc zdecydować i zrezygnować z trzody, która była po drugiej stronie podwórza, oraz z największego problemu z tym związanego, a mianowicie z obornika.
A jak powstał pomysł na serowarnię?
Zaczęło się od kozy o imieniu Andzia, bo żona koniecznie chciała kozę. Miałem pod domem 2 hektary ziemi, a w domu agroturystykę. Kolega zaproponował mi kilka świń, bo twierdził, że to pasuje do agroturystyki. Świnie zjadały całe zboże, które miałem na tych 2 hektarach, więc musiałem dokupować po sąsiedzku. Przyszedł znowu kolega i mówi, że da mi krowę, bo to dobrze ze względu na dzieci. Mleka było tak dużo, że rozlewałem je w butelki i sprzedawałem. Po jakimś czasie zaprotestowała Lucynka i powiedziała, że ona już żadnych butelek po mleku nie będzie myła, bo one i tak śmierdzą. (śmiech) Pewnego dnia moja kuzynka, która wiedziała, że mamy krowę, przysłała nam przepis na ser podpuszczkowy. To był nasz pierwszy ser.
O jakim czasie mówimy teraz?
To był chyba 2006 rok, czyli czas moich intensywnych poszukiwań nowych dróg. Pojechałem na Polagrę i tam zobaczyłem ser koryciński. Pomyślałam, że jak oni mogą coś takiego zrobić, to i ja muszę spróbować. To jednak były tylko sery świeże a mi marzyły się sery dojrzewające. Na porządną naukę przyszło mi jednak jeszcze trochę poczekać. W roku 2009 nadarzyła mi się okazja wyjazdu w charakterze tłumacza do Niemiec w ramach wycieczki z doradcami rolnymi. Tam wiele zobaczyłem i postanowiłem zebrać całą moją odwagę i zadzwonić do niemieckiego rolnika, który gospodarował pod Bonn. Powiedziałem, że jestem z Polski, mam gospodarstwo, chciałbym się nauczyć robić sery i czy w związku z tym mogę przyjechać do niego choć na tydzień na praktykę. Gospodarz powiedział, że w tydzień niczego się nie nauczę i proponuje mi przyjazd na dwa tygodnie. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem, a do tego jeszcze okazało się, że serowarnia do której trafiłem była naprawdę dobra i za to, co robiła dostała już wiele nagród.
Ilu ludzi masz dzisiaj do pomocy?
No tutaj muszę cię zmartwić, gdyż dzisiaj nie robię serów. Przejęła to Lucynka, która ma do pomocy pięć wspaniałych dziewczyn: dwie na produkcji, dwie w dojrzewalni i jedną przy na pakowalni.
A ty co robisz?
Tak jak już wspomniałem: zajmuję się doradztwem, warsztatami, prowadzeniem stowarzyszenia oraz nowo powstałą fundacją a więc wszystkim, co związane jest z serowarnią.
Kiedy zaczynasz dzień? Myślałam, że wstajesz o 4.00...
No o czwartej nie, ale przed 6.00 i to bez względu na dzień tygodnia, łącznie z weekendami. Zaczynam dzień pracy przywiezieniem mleka, a robię to z naszym synem Pawłem. Potem siadamy wszyscy, łącznie z pracownikami, do wspólnego śniadania, a jest nas sporo, bo dzieci mieszkają z nami. Zostaliśmy też dziadkami, bo Ania i jej partner Daniel, który również pracuje w naszej firmie, obdarzyli nas śliczną wnuczką Zuzią.
Co produkujecie?
Przede wszystkim sery, w tym również dojrzewające, ale także całą, jak ja to nazywam „galanterię mleczną”, czyli kwaśne mleko, kefir, maślankę, masło, jogurty owocowe i naturalne. Poza tym robimy jeszcze twaróg masłowy w typie niemieckim, który można rozsmarować. Z tego twarogu robimy różnego rodzaju pasty serowe np. taką z czarną oliwką, suszonymi pomidorami i przyprawami włoskimi. Ten asortyment jest ekologiczny, natomiast sery dojrzewające są produkcji konwencjonalnej.
Który z serów jest najtrudniejszy do zrobienia? A który najdroższy? O tym na str. 3