Nie chciał, żeby owoce się zmarnowały. Zaprosił ludzi do wspólnego zbierania
- 1/4
- następne zdjęcie
Karol Matczak z Koźlątkowa Kolonii na portalu społecznościowym zaprosił chętnych do wspólnego zbioru wiśni w jego sadzie. Nie chciał, aby owoce się zmarnowały. Odzew był duży.
Karol Matczak z żoną Małgorzatą posiadają 8,5 hektara gruntów. Na około 6 ha mają sady, przede wszystkim wiśnie i śliwki. Na pozostałym areale uprawiają warzywa pod osłonami.
- Jesteśmy jednym z ostatnich gospodarstw niskotowarowych. Kiedyś było to gospodarstwo ogrodnicze, czyli mieliśmy kapustę i pomidory na polu. Później weszliśmy w tunele foliowe i piec z ruchomym rusztem. Zlikwidowaliśmy to, bo koszt ogrzewania był coraz wyższy. Mogliśmy inwestować w szklarnie, ale do tego jakoś nas nie ciągnęło. Dlatego postawiliśmy na sady - mówi.
Niespełna dwa hektary posiadają też na Lubelszczyźnie, skąd pochodzi żona pana Karola. Ziemię otrzymali od jej rodziców.
– Tam mamy lessy, ziemia taka, że jak wsadzi się ogon świni, to warchlak wyrasta – śmieje się i zaraz dodaje: Tę ziemię daliśmy w dzierżawę. Tam jest zupełnie inny system gospodarowania, inna ziemia. Jest krótki czas na to, aby obrabiać ziemię. Jest długo mokro i glina. Przychodzi tydzień, gdzie można coś zrobić, a później robi się skała.
Zaprosili na zbiór wiśni
W sadach pan Karol stara się nie stosować zbyt wielu środków ochrony.
– Opryski tak naprawdę robimy wtedy, kiedy trzeba. Minimalizujemy koszty i nie możemy sobie pozwolić na zbędny wydatek. Nasze owoce są ekologiczne – podkreśla rolnik.
W tym roku, widząc tragiczna sytuację, jeśli chodzi o cenę wiśni, zaprosił chętnych do zbioru owoców.
- Zbiór wiśni to rytuał jak żniwa. Przygotowujesz się do niego cały rok, tniesz, nawozisz, pielęgnujesz. A kiedy dojdzie do zbiorów, okazuje się, że twoja praca i pasja są nic nie warte. Nie, nie pojadę do stolicy protestować. Zbiorę plon mojej pracy za pomocą znajomych i przyjaciół. W tym roku hobbystycznie – zapowiadał wówczas sadownik.
- 1/4
- następne zdjęcie