Młody rolnik od jabłoni
Doświadczeniem i radą – w razie potrzeby - służy mu ojciec, wspiera syna i z dumą patrzy na jego sukcesy. Cieszy go, że młodzi mają teraz łatwiej. Dwa ciągniki pozwalają poradzić sobie z opryskami w 2 godziny, kiedyś trwało to znacznie dłużej, a człowiek wracał bardziej zmęczony. Za to jest więcej papierkowej roboty: wystawianie faktur, rozliczenia, wnioski, ale i z tym pan Krzysztof nie ma problemów.
Gospodarstwo Kurzei jest jednym z większych na tym terenie. Inni rolnicy mają tu z reguły po 5-6 hektarów. W razie potrzeby pomagają sobie wzajemnie, nie ma zawiści, jest za to wzajemny szacunek, bo każdy z nich zdaje sobie sprawę, ile pracy trzeba włożyć, by prowadzenie sadu było opłacalne. Pan Krzysztof już myśli, jak dalej zwiększać efektywność. Na wiosnę zamierza sięgnąć po środki na modernizację gospodarstw rolnych. Chciałby kupić platformę sadowniczą, która pozwoliłaby zbierać owoce prosto z niej, a nie z drabinek. Planuje też rozszerzenie komory przechowalniczej oraz montaż ogniw fotowoltaicznych. Obniżenie kosztów to przecież zwiększenie zysku.
Konsumenci narzekają na wysokie ceny jabłek, ale owoce od Kurzei warte są tych pieniędzy. Wyrosły na górzystych terenach Nowosądecczyzny, są może mniejsze od tych grójeckich, z wielkich sadowniczych zagłębi, ale mają fantastyczny smak, doskonałą jakość i są soczyste jak mało które. Gdy sięga się po kolejny, jak malowany, owoc prosto z drzewa, ma się pełne przekonanie, że Ewa musiała w raju skusić Adama jabłkiem właśnie z tego sadu.