Produkuje wieprzowinę, marzy o miodzie
NA SWOIM
Przejmowanie gospodarstwa po rodzicach zaczęło się już w 2011 roku. Ostateczne formalne przypieczętowanie tego nastąpiło w 2017 roku. Tak, jak jego rodzice, gospodarzy na 22 hektarach własnych i na 5 dzierżawionych. Ziemia jest położona w miarę blisko domostwa.
- Gdyby była możliwość dokupienia, to rozważyłbym taką możliwość – mówi rolnik. - Dziś obszar gospodarstwa decyduje o naszych możliwościach inwestowania i ciągle musimy zwracać uwagę na efektywność.
Jego rodzice w większości prowadzili tzw, tuczniki bekonowe, bo one uzyskiwały maksymalną cenę. Dziś to zarzucona działalność. Obecnie w chlewniach w cyklu zamkniętym przyrasta ok. 400 tuczników. Przychówek otrzymywany jest od stada 20 loch. Chlewnia i to co w niej, to głównie zajęcie żony Małgorzaty i taty Antoniego.
Kiedy w Polsce pojawiło się zagrożenie ASF, trzeba było rozdzielić w budynkach gospodarskich trzodę i opasy.
- Wystąpienie ASF u nas spowodowałoby, że mogę powrócić do hodowli po trzech miesiącach. Chyba takiego problemu nie mają ci, którzy otrzymują materiał hodowlany od wielkich koncernów – mówi zatroskany. - Do tego dochodzi problem cen żywca, które nie dają gwarancji na opłacalność. Mam wrażenie, że wielu decydentów oczekuje, iż rolnik powinien dopłacać do swojej produkcji.
W oborze zazwyczaj stoi 15 bukatów. W gospodarstwie uzyskuje się też cielęta do dalszej hodowli. W tym roku odstawił do punktu skupu kilka sztuk o wadze 700 – 800 kg, którą sztuki uzyskują w okresie 18 miesięcy.
- Jeszcze niedawno mawiało się wśród rolników, że kto ma bydło mleczne i opasy, to zawsze może liczyć na jakiś zysk. Teraz i ta dziedzina hodowli zbliża się do granicy opłacalności – wyjaśnia rolnik. - Ustawodawca w projekcie ustawy zwanej „Piątką dla zwierząt” przewiduje, że za pięć lat nie będzie można sprzedawać bydła na tzw. ubój rytualny. Rolnicy mają ponoć mieć zagwarantowane odszkodowania za likwidację hodowli. A czy taką gwarancję mają ci, którzy zaciągnęli kredyty na postawienie bukaciarni i mają przed sobą perspektywę spłaty tego kredytu przez jeszcze kilkanaście lat? - zastanawia się pan Michał.
Kiedy rozważali z żoną perspektywy rozwoju gospodarstwa, myśleli także o wybudowaniu bukaciarni. Żywiec wołowy miał zawsze rynek zbytu, ale teraz myślenie o tym odłożyli na trudną do przewidzenia przyszłość.
- Póki co, jesteśmy w żółtej strefie ASF i pandemii koronawirusa, ale jak będzie jutro – nie wiadomo. Wokół nas już coraz więcej czerwieni - rozważa. - Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jakie konsekwencje spotka rolnictwo, które jest przecież ważną gałęzią gospodarki krajowej. Tu są miejsca naszej pracy i naszego życia, a mam wrażenie, że rządzący w kraju i Unii Europejskiej nie zawsze działają rozpoznawalnie - mówi. - Na własnej skórze odczuwamy to, że stajemy się zakładnikami myślenia – macie robić tak, jak my tego chcemy. Stajemy się tez czasami bardziej urzędnikami niż rolnikami.