Gospodaruje na 60 ha i nie daje rady. Dlaczego? [VIDEO]
Lesław Posłuszny prowadzi około 60-hektarowe gospodarstwo w woj. wielkopolskim. Produkcja roślinna, zwierzęca i usługi nie powalają mu na uzyskanie odpowiednich zysków. Syn, zamiast skupić się na rolnictwie, musiał iść dodatkowo do pracy.
Miejscowość o charakterystycznej nazwie Panienka leżąca w powiecie jarocińskim. To właśnie tam zlokalizowane jest gospodarstwo Lesława Posłusznego, który prowadzi je już od kilkudziesięciu lat.
- Zaczynałem przed laty od zera, ale stopniowo udało mi się powiększyć gospodarstwo, tak że dzisiaj ma ono około 70 ha wraz z dzierżawami. Niestety, muszę powiedzieć, że z czasem opłacalność mojej pracy coraz bardziej maleje. Dzisiaj nie przynosi już praktycznie w ogóle zysku, ba ledwo wiążę koniec z końcem - przyznaje zasmucony i wyraźnie zdenerwowany sytuacją rolnik.
Kilka lat temu przepisał on część ziemi na syna, tak, aby ten mógł pozyskać dofinansowanie dla młodego rolnika. Udało się kupić trochę sprzętu i zmodernizować nieco park maszyn, jednak według rolnika zakupy te były przeprowadzone po bardzo wygórowanych cenach. Nie pozwoliło to na większe zmiany, które były konieczne ze względu na przeprowadzane od lat własnymi maszynami usługi. Przede wszystkim wykorzystywane były do tego trzy kombajny Bizon, których używa do dzisiaj.
- Z biegiem lat rolnicy coraz rzadziej byli jednak zainteresowani zamawianiem na usługę Bizonów. Zdecydowaliśmy się więc na większą inwestycję i zakupiliśmy nowy kombajn marki New Holland, którego finansowanie rozłożyliśmy na 10 lat - informuje rolnik.
800 tys. zł - tyle warta była nowa maszyna. Co roku rolnik musi więc spłacać 80 tys. złotych. Niestety, jak przyznaje - nowy New Holland również nie jest w stanie na siebie zarobić, a raty przewyższają letnie zyski.
- Jesteśmy w połowie spłacania. Muszę jednak przyznać, że na tę chwilę sporo dokładamy do utrzymania maszyny, między innymi dlatego, że po jej zakupie klienci z naszej miejscowości całkowicie się od nas odwrócili - mówi rolnik.
Co było przyczyną takiego ich zachowania, można się tylko domyślać. Oprócz kombajnów do usług wykorzystywane są również ciągnik: Massey Ferguson z opryskiwaczem oraz zakupiony niedawno przez syna (również na kredyt) używany ciągnik Renault Ares z rozrzutnikiem obornika. Ponadto w garażu rolnika znaleźć można Zetora 12145 oraz Ursusa C-360. Wszystkie te ciągniki są systematycznie wykorzystywane zarówno przy produkcji roślinnej, jak i zwierzęcej, która jednak na dzisiaj nie jest prowadzona na dużą skalę. Lesław Posłuszny utrzymuje obecnie około 70 sztuk trzody chlewnej. Jak twierdzi na więcej nie pozwalają mu już: po pierwsze - zdrowie, a po drugie - nieopłacalność produkcji. Ponadto coraz bliżej Wielkopolski zaczyna szaleć ASF.
- Choć boję się tylko śmierci i nie przejmuję się jeszcze za bardzo chorobą, to muszę przyznać, że ilość zwierzyny, którą można spotkać w okolicy jest zdecydowania zbyt duża. Zdarza się, że dziki podchodzą blisko gospodarstwa, "przeorując" przy okazji uprawy na polach. Populacja zwierząt powinna być zdecydowanie zmniejszona
- mówi rolnik, zwracając uwagę na to, że nie dość, że gleby, które uprawia, należą do bardzo słabych klas bonitacyjnych, to swoje dokłada jeszcze zwierzyna, a na uczciwe rekompensaty za poniesione szkody nie ma co liczyć.
- Szkody, które przynoszą zwierzęta, to jedno, drugie - to susza. Walczę z nią już od czterech lat z rzędu. Na niektórych polach do lustra wody jest 16 metrów. Do dzisiaj nie dostaliśmy jeszcze odszkodowań za tegoroczne straty, a słyszałem już głosy w okolicy, że te pieniądze miały być kiełbasą wyborczą...
- opowiada Posłuszny zwracając uwagę na to, że mimo takich trudności, z jakimi rolnicy muszą się zmagać w produkcji, coraz gorsze zaczynają być ceny płodów rolnych.
- Kto dyktuje tak niskie ceny np. za zboża? Czy wpływ na to ma rząd, czy może rządzi tym wszystkim jakaś mafia? - pyta zdenerwowany.
W 2001 roku powstał w gospodarstwie budynek, który był początkowo przeznaczony na chlewnię. Ze względu na coraz niższe ceny i brak opłacalności produkcji Lesław Posłuszny przekształcił go w magazyn, w którym przechowuje płody rolne, które później w większości są sprzedawane. Tylko mała ich część jest wykorzystywana do skarmienia przez kilkadziesiąt sztuk trzody.
- Niestety tak jak już wspomniałem, ceny są coraz gorsze. Nie jesteśmy w stanie zarobić na sprzedaży tyle, żeby utrzymać gospodarstwo, nie mówiąc już o jego rozwoju. Z tego powodu właśnie syn musiał się zdecydować na dodatkową pracę zarobkową - mówi rolnik.
Udało mu się jednak znaleźć korzystne zajęcie praktycznie w zawodzie, ponieważ pracuje kilka kilometrów od gospodarstwa, w firmie, która sprowadza używane ciągniki z zagranicy, a następnie je remontuje bądź też rozbiera na części. Tam też pozyskał sprawdzony już wcześniej ciągnik Renault Ares. Był to jednak kolejny wydatek rzędu ponad 100 tys. zł i kolejny kredyt. Dwa kredyty są więc ciągle do spłacania, a ceny nie dają nadziei na lepszą przyszłość. Lesław Posłuszny zastanawia się, jak długo będzie mu jeszcze dane pracować takim kosztem. Przyszłość gospodarstwa nie rysuje się według niego w kolorowych barwach, jeśli nie zajdzie jakaś zmiana i rolnicy nie będą godnie wynagradzani.
- Nie tylko moje gospodarstwo jest zagrożone. Wielu rolników może być w niedalekiej przyszłości zmuszonych do rezygnacji z działalności - podsumowuje Lesław Posłuszny, który nie ukrywa, że z bólem serca patrzy na obecną sytuację w rolnictwie. - Potrzeba przede wszystkim odpowiedzi, kto odpowiada za tak dramatycznie niskie ceny płodów rolnych - kończy.
ZOBACZ TAKŻE: Pachuta. Fachowa wiedza i pasja przynoszą efekty
- Tagi:
- Renault
- rolnik
- New Holland
- Zetor
- usługi