Swojskie szynki, schaby i kiełbasy z Ostój
Marzył o własnej masarni
Mirosław Grzywaczewski rzeźnickiego fachu uczył się w Zakładach Mięsnych w Krotoszynie. - Można powiedzieć, że to taka rodzinna pasja. Brat mojej babci też był rzeźnikiem i miał już przed wojną zakład masarski - wspomina Mirosław Grzywaczewski. Początkowo usługi masarskie wykonywał u klienta w domu. Z biegiem czasu zaadaptował małe pomieszczenia na potrzeby wykonywania wyrobów wędliniarskich.
- Ludzie coraz częściej zaczęli zamawiają swojskie wyroby, w szczególności na wesela i uroczystości rodzinne, gdzie stały się modne wiejskie stoły. Nie każdy miał warunki, by przygotował je u siebie, aż w końcu zmieniły się przepisy i zakazano wyrobu u gospodarza - opowiada rzeźnik z Ostój.
Sytuacja zmotywowała Grzywaczewskich do wybudowania własnej, małej przetwórni. A tym samym spełnienia marzenia Mirosława o własnej masarni. Realizując inwestycję za kilkaset tysięcy złotych, otrzymali dofinansowanie, które przeznaczyli na zakup, między innymi agregatów chłodniczych i specjalnych drzwi. I tak od 2008 roku przerabiają półtorej tony tygodniowo zakupionych półtuszy. - Przepisy nie pozwalają nam na ubój, a szkoda, bo w takiej sytuacji duża część zwierzęcia jest wyrzucana, jak na przykład żołądek czy jelita, a spokojnie mogłoby to być przetworzone na osłonki - wyjaśnia masarz. Z 10 sztuk półtuszy powstaje około tony wyrobów: szynek, kiełbas, kaszanek, salcesonów i pasztetów. - Sprzedajemy nie tylko wędliny, ale również świeże mięso: schab, karkówkę, żeberka czy golonkę. Ostatnio rozpoczęliśmy produkcję kiełbasy jałowcowej i metki. Zdarza się, że przerabiamy także dziczyznę, która cieszy się dużym zainteresowaniem wśród klientów - mówi Mirosław Grzywaczewski, który tajniki zawodu rzeźnika przekazała do tej pory już czterem uczniom. Kolejni rozpoczną naukę już jesienią. - Dziś trudno o dobrego fachowca. Jak ktoś wyuczy się dobrego zawodu, to wyjeżdżają za granicę, bo tam zarobi o wiele więcej niż u nas - dodaje. W zakładzie Grzywaczewskich pracuje też ich syn - Witold. - Ukończył technikum żywienia w Krotoszynie, podjł się tu pracy, więc mam nadzieję, że wychowam sobie następcę - mówi Mirosław Grzywaczewski.