Irena i Kazimierz Dyląg - żyją w zgodzie ze zwierzętami
Ciężka praca
Hodowli owiec to nie tylko korzyści finansowe z dopłat, ale przede wszystkim ciężka praca, wymagająca ciągłych szkoleń - tu każdy dzień może przynieść coś nowego. Czasem wyręczając weterynarza, trzeba być nawet położną, czego pani Irena doświadczyła już wielokrotnie, pomagając młodym jagniętom przyjść na świat.
- Było tak, że o 18.00 mieliśmy cesarskie cięcie a o 20 szliśmy na studniówkę, kiedy jeszcze pracowaliśmy zawodowo - wspomina początki działalności pan Kazimierz.
- Najwięcej pracy jest wtedy, jak są sianokosy i jak są wykoty. Owca chodzi w ciąży pięć miesięcy. Ma jedno lub dwoje jagniąt. Kilka sztuk z każdego wykotu zostawiamy na tzw. remont stada. Ze względu na wiek, dolegliwości i zużycie - te które się nie nadają, idą na ubój. Nie prowadzimy uboju gospodarczego, oddajemy żywe zwierzęta - dodaje pani Irena.
- Hodujemy owce wyłącznie dla mięsa - nie ma nic lepszego na świecie, jak jagnięcina. A wełny się nie kupuje, wełna jest odpadem. Strzyżenie owiec jest konieczne, przynajmniej raz w roku, ze względów higienicznych - dodaje pan Kazimierz.