Hoduje trzodę i oszczędza na rachunkach [VIDEO]
Krzysztof Józefowicz prowadzi gospodarstwo o profilu roślinno-zwierzęcym. Rolnik utrzymuje w cyklu zamkniętym około 70 loch i uprawia 80 ha ziemi. Dwa lata temu zainwestował w instalację fotowoltaiczną. Jego rachunki za prąd spadły dziesięciokrotnie.
- Na rynku trzody chlewnej jest słabo. Sytuacja jest bardzo niestabilna. Nie można przewidzieć, co stanie się jutro, pojutrze... a tego co będzie za rok to już w ogóle nie wiadomo - mówi Krzysztof Józefowicz, rolnik prowadzący swoje gospodarstwo w miejscowości Wałdyki, w województwie warmińsko-mazurskim. 35-latek utrzymuje trzodę w cyklu zamkniętym, więc jak sam przyznaje daje mu to jeszcze jakąś opłacalność, ale jest ona bliska zeru. - Ceny obecnie nie są zadowalające, jest delikatnie mówiąc średnio. Wcześniej, przed COVID-em, który pojawił się na świecie, na rynku było naprawdę dobrze, ale długo się tym nie cieszyliśmy - zauważa rolnik, zwracając uwagę na kolejny, znany wszystkim hodowcom trzody w naszym kraju problem spędzający im sen z powiek - afrykański pomór świń: - Jestem notorycznie kontrolowany, nam hodowcom wszyscy depczą po piętach. Moja miejscowość jest już w strefie żółtej, a strefa czerwona jest oddalona o zaledwie cztery kilometry, więc jest kwestią czasu, kiedy obejmie i moje gospodarstwo - mówi zmartwiony Krzysztof Józefowicz. Rolnik już obawia się kolejnych problemów. - Odbiór tuczników będzie na pewno utrudniony. Weterynarze powiatowi nie mają sił przerobowych na to, żeby pobierać krew do badania w wyznaczonym terminie. Przede wszystkim jednak uderzy we mnie jako hodowcę spadek ceny. W strefie czerwonej jest to natychmiastowy spadek o kilkadziesiąt groszy w dół za kilogram - zauważa 35-letni hodowca, który w obecnej sytuacji nie widzi przyszłości w dobrych barwach. - Nie wiem czy będę dalej hodował świnie, czy będę robił coś innego. Na razie się tym zajmuję, bo nie mam innego wyjścia, a później - czas pokaże - przyznaje Józefowicz. - Tej hodowli nie da się od tak przekwalifikować na inne zwierzęta. Budynki są typowo przystosowane pod świnie, więc przerobienie tego na cokolwiek innego jest po prostu niemożliwe - dodaje.
Mimo trudnej sytuacji rolnik stara się jednak rozwijać swoje gospodarstwo i wykorzystuje dobrodziejstwa, które niesie ze sobą rozwój nowych technologii. Już dwa lata temu 35-latek zdecydował się na zainstalowanie na dachu swojej chlewni instalacji fotowoltaicznej. - Zimą miałem więcej czasu i spędziłem go w dużej mierze na poszukiwaniu nowych rozwiązań w Internecie. Zacząłem czytać o fotowoltaice, później odwiedził mnie jakiś przedstawiciel handlowy i tak zaczęła się przygoda z odnawialnymi źródłami energii w moim gospodarstwie - wspomina Krzysztof Józefowicz. Rolnik podkreśla, że impulsem do poszukiwań były dla niego: obecna opłacalność i niepewność na rynku trzody oraz rosnące ceny energii elektrycznej. - Chce się też cały czas rozwijać. Szukałem już od dłuższego czasu dodatkowej inwestycji, która przyniesie korzyści i zyski i będzie pracować sama na siebie - tłumaczy rolnik, który skończył studia na kierunku Budownictwo. Instalacja fotowoltaiczna na jego chlewni została zamontowana już ponad 2 lata temu. Jak na razie Krzysztof Józefowicz ocenia jej pracę bardzo pozytywnie. - Energia z fotowoltaiki w 90% pokrywa moje zapotrzebowanie na prąd. Wiadomo, że okresy wiosenno-letnie i jesienne są super, bo jest aż nadprodukcja, a zimowe są bardziej martwe, ale summa summarum spina się to bardzo dobrze - wyjaśnia rolnik. Instalacja zamontowana w jego gospodarstwie ma moc 20 kW. Rolnik wydało na nią około 90 tys. zł. - Wcześniej za prąd płaciłem średnio 3 tys. zł na dwa miesiące - wiadomo, że latem zużycvie jest większe, a zimą mniejsze. Teraz rachunki spadły tak, że średnio zostaje mi do płacenia około 300 zł - przyznaje zadowolony rolnik. Według obliczeń, inwestycja ma spłacić się w ciągu około 7 lat. Rolnik może jednak liczyć na gwarancję całej instalacji przez okres 25 lat. - A najpiękniejsze w fotowoltaice jest to, że nie trzeba nic z nią robić. To leży i pracuje samo na siebie. Energia się produkuje i nie trzeba sprawować nad tym żadnej opieki - tłumaczy rolnik, który jednak ma ciągły podgląd na to, ile energii jest obecnie produkowane, a ile było tego np. wcześniej. - Mam dostęp do tych danych w smartfonie i laptopie, także mogę sobie to sprawdzić w każdej chwili. Podgląd ma jednak również firma, która zajmowała się montażem instalacji i w razie ewentualnych spadków w produkcji energii oni wiedzą to szybciej niż ja i mogą zareagować - tłumaczy rolnik, który zauważa, że odnawialne źródła energii zaczynają być na wsi coraz bardziej popularne. - W ciągu dwóch lat od zainstalowania instalacji na mojej chlewni, panele pojawiły się również na kilku innych budynkach gospodarczych u rolników tylko w mojej miejscowości. To pokazuje tylko trend jaki zaczyna występować. Każdy szuka w końcu dodatkowych źródeł dochodu, myślę więc, że będzie tego coraz więcej - przewiduje 35-latek. Zauważa on jednak też pewien minus związany z produkcjąprądu - mianowicie, przy posiadaniu instalacji o mocy od 10 do 50 kW, jej właściciel przy oddaniu wyprodukowanej energii do sieci, która pełni wtedy rolę magazynu, odbiera ją ze stratą 30%. - Uważam, że jest to duża strata. Muszę jednak zaznaczyć, że nie dzieje się tak zawsze, ponieważ kiedy wyprodukowana energia jest wykorzystywana na bieżąco to nie tracę nic - wyjaśnia rolnik. Józefowicz nie wyklucza, że zainstaluje fotowoltaikę również na drugiej chlewni (produkcja odbywa się u niego w dwóch budynkach). - Wszystko jest jednak uzależnione od tego co będzie z moją trzodą chlewną - zauważa.
Problemem, który nęka go w ostatnich latach jako rolnika jest susza. Szczególnie widoczne jest to na słabszych glebach, a właśnie takie przeważają w jego przypadku. - Gleby, które uprawiam należą w większości do V i VI klasy bonitacyjnej. W sumie jest to areał 80 ha. Przeważają piaski, a wiadomo, że słaba gleba to najczęściej słaby plon - mówi Krzysztof Józefowicz, który poprzedni sezon na polach może jednak zaliczyć do wyjątkowo udanych. - W perspektywie kilku ostatnich lat, poprzedni sezon był naprawdę doskonały. W moim przypadku mogę powiedzieć, że takich wyników jakie osiągnąłem, nie widziałem jeszcze w życiu na tych glebach - przyznaje rolnik i wylicza: - Żyto hydrybowe na słabszych ziemiach dało 9 ton z hektara, pszenica i pszenżyto podobnie, jęczmień ozimy średnio 8,5 t/ha. Rewelacja. Najsłabiej wyszedł chyba rzepak, bo plon wyniósł średnio w jego przypadku niecałe 4 t/ha.
Wszystkie prace polowe, rolnik wykonuje we własnym zakresie. W parku maszyn dominuje u niego marka John Deere. - Mam trzy ciągniki i kombajn tego producenta. Wszystko zaczęło się od pierwszego modelu ciągnika 6300 - dobrze się go nauczyłem, praca sprawiała mi przyjemność, więc stwierdziłem, że nie ma już co kombinować z inną marką - tłumaczy Józefowicz. I tak w ślad za 95-konnym modelem 6300, przyszły kolejne dwa: 6920 - o mocy 150 KM oraz 7430, który obecnie dysponuje mocą 210 KM. Została ona zwiększona komputerowo. - Fabrycznie ten model miał moc 175 KM, ale w najcięższych pracach polowych, jak np. orka brakowało mi trochę mocy. Muszę powiedzieć, że po "podkręceniu" silnika efekty są bardzo dobre. Sprawdza się to naprawdę rewelacyjnie - mówi rolnik. W międzyczasie w gospodarstwie pojawił się również wspomniany wyżej kombajn - model 2266 z hederem o szerokości 6,1 m. - Na moje pola jest w zupełności wystarczający, wręcz nie wykorzystuję pełni jego możliwości - mówi Krzysztof Józefowicz. Rolnik chciałby jeszcze powiększać park maszyn, jak i całe gospodarstwo, ale jest wiele niewiadomych. - Jeżeli warunki się poprawią, albo przynajmniej bardziej ustabilizują, będę na pewno myślał o rozbudowie, ale jeśli nic się nie poprawi to ciężko mi powiedzieć jaka będzie przyszłość, tym bardziej w perspektywie zawirowań związanych z przepisami i ASF-em - kończy 35-latek.
ZOBACZ TAKŻE: 800 ha, 17 ciągników, 120 krów i biogazownia za 6 mln zł [VIDEO]
- Tagi:
- rolnik
- fotowoltaika
- John Deere