Pani Alina z pasją hoduje 400 sztuk bydła [VIDEO]
Alina Kaczała-Szymczak wspólnie z mężem Tomaszem prowadzi rodzinne gospodarstwo rolne w miejscowości Konarzew, położonej w okolicach Krotoszyna.
Rodzina uprawia 230 ha ziemi i utrzymuje stado 400 sztuk bydła.
- Z mężem mamy jasno podzielone obowiązki. Każdy zajmuje się tym, co najbardziej lubi. Ja pracuję przy krowach, a on odpowiada za produkcję roślinną - mówi Alina Kaczała-Szymczak.
- Pochodzę z gospodarstwa, w którym, odkąd pamiętam, były utrzymywane krowy mleczne i nie ukrywam, że lubię tę pracę - dodaje.
W 2003 roku, gospodarstwo pani Aliny przeniosło się w zupełnie inne miejsce.
- Rodzice prowadzili hodowlę w mieście, w Krotoszynie. Nie było tam żadnych perspektyw na to, żeby się rozwijać, dlatego przenieśliśmy się do Konarzewa, gdzie mieliśmy możliwości powiększenia gospodarstwa - wspomina rolniczka.
W oddalonym od miasta, spokojnym miejscu powstała obora, która pozwoliła znacznie rozbudować stado krów.
- Na pierwszym doju w nowym obiekcie, w październiku 2003 roku były 32 krowy. Sukcesywnie zwiększaliśmy jednak stado i na dzień dzisiejszy mamy około 210 mlecznic
- przyznaje Kaczała-Szymczak, zaznaczając, że taka ilość zwierząt wykorzystuje już możliwości obory do maksimum.
- Rocznie sprzedajemy ze względu na to około 30 cielnych jałówek - zaznacza rolniczka.
Imponująca wydajność i duża ilość pracy przy bydle
Średnia wydajność stada krów Aliny Kaczały-Szymczak obecnie kształtuje mniej więcej na poziomie 13 tys. kg od sztuki.
- Mamy też krowę, która ma już 14 lat. Jest w 12 laktacji. Nadal jest w doju i już od trzech lat jest "stutysięcznicą"
- przyznaje rolniczka, która jednak zaznacza, że wymieniona sztuka nie jest jedyną w historii gospodarstwa, która przekroczyła magiczną barierę 100 tys. kg życiowej wydajności mlecznej.
- Na dzisiaj miałam już pięć takich krów. Dwie są cały czas w stadzie. Posiadam także krowy, które notują wydajności w laktacji na poziomie 17 tys. kg. To są takie perełki
- mówi zadowolona hodowczyni, która codziennym dojem zajmuje się osobiście. Stado jest dojone na hali udojowej typu tandem, na 9 stanowisk.
- Jest to mała hala, która została w oborze zainstalowana już w 2003 roku. Na początku było mniej krów, więc praca szła sprawnie, obecnie przy takiej wielkości stada dój trwa w sumie około 7 godzin dziennie
- opowiada Alina Kaczała-Szymczak zaznaczając, że dwa lata temu był już moment, w którym dojonych było jednorazowo ponad 200 krów, ale ostatecznie, ze względu na zbyt dużą ilość pracy i ograniczone możliwości obory, wraz z mężem rolniczka zdecydowała się zmniejszyć stado o 20 sztuk.
- Chodziło o to, żeby dój przebiegał sprawniej i żeby krowy miały lepszy dobrostan na oborze. To był dobry ruch. Zmniejszenie ilości zwierząt w stadzie wcale nie spowodowało zmniejszenia się ilości mleka. Wręcz przeciwnie, mlecznice zwiększyły swoją wydajność i poprawiły ostateczne wyniki - wspomina Alina Kaczała-Szymczak.
ZOBACZ TAKŻE: Wojciech Piotrowski postawił oborę za 7 milionów. Hoduje 170 krów [VIDEO]
Krycie naturalne krów
- Na naszym stadzie krowy kryte są w sposób naturalny. Dopiero od jakiegoś czasu wspieramy się inseminacją
- mówi rolniczka tłumacząc, że w przypadku młodzieży stosowane jest krycie haremowe, a w oborze mlecznice kryte są "z ręki".
Byki, którymi kryjemy krowy w naszym gospodarstwie, są starannie dobierane. Krycie naturalne sprawia, że cielność w stadzie jest na poziomie powyżej 60%. Sama obecność byka w oborze zwiększa wykrywanie rui
- tłumaczy Alina Kaczała-Szymczak, zaznaczając, że sposób naturalny jest według niej najlepszy i najbardziej ekonomiczny.
- Zakup buhaja w dłuższej perspektywie jest tańszy niż zakup nasienia, które nie zawsze będzie skuteczne, a pamiętać należy także o tym, że krowa musi być zainseminowana w odpowiednim czasie - twierdzi hodowczyni.