800 ha, 17 ciągników, 120 krów i biogazownia za 6 mln zł [VIDEO]
- 1/4
- następne zdjęcie
Osada Sieńsk, województwo lubuskie. Tutaj swoje gospodarstwo wraz z synem prowadzi Remigiusz Darmach. Farma wyróżnia się areałem, bogatym parkiem maszyn i przede wszystkim biogazownią, która wybudowana została jako jedna z pierwszych w Polsce.
- Od zawsze interesowały mnie innowacje. Chciałem zrobić coś nowego i pożytecznego. Po wielu wizytach w Niemczech, gdzie proces budowania biogazowni rozpoczął się już bardzo dawno temu, wzorując się na sąsiadach, postanowiłem ją wybudować - mówi Remigiusz Darmach, 67-letni właściciel gospodarstwa z Sieńska.
Z rolnictwem jest związany praktycznie od zawsze.
- Przede wszystkim pochodzę ze wsi. Po studiach zacząłem pracować jako kierownik Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Sieńsku, które było składowym Kombinatu Rolnego w Grabicach. Po dokonaniu się przemiany byłem jednym z pierwszych, którzy wydzierżawili to gospodarstwo - tłumaczy Darmach.
Okres dzierżawy trwał 10 lat. Po tym czasie, kiedy umożliwiono nabywanie PGR-ów, Darmach od razu zdecydował się na transakcję.
- W ciągu kolejnych 10 lat spłacałem wartość tego gospodarstwa, a licząc od początku, po 20 latach istnienia prywatnej własności były pieniądze na inwestycje. Jedną z nich jest biogazownia - wyjaśnia 67-latek.
Aby właściwie opowiedzieć tę historię, należy zacząć jednak od samego gospodarstwa.
- Posiadamy areał 800 ha, którego nie mam zamiaru ani powiększać, ani pomniejszać. Na nasze warunki jest to idealnie dopasowana wielkość - zaczyna Remigiusz Darmach.
Produkcja roślinna w jego gospodarstwie opiera się na rzepaku i zbożach: pszenicy, jęczmieniu, pszenżycie oraz kukurydzy.
- Mamy też jeden nietypowy "produkt". Uprawiamy ostropest, który później jest sprzedawany do firmy Herbapol. Ostropest poprawia strukturę gleby. Świetnie przerywa monotonną uprawę kukurydzy i innych zbóż - tłumaczy rolnik.
Średnia bonitacja uprawianych przez Remigiusza Darmacha pól ma wskaźnik oscylujący w granicach 1,0.
- Znaczy to tyle, że średnio są to pola o glebie, która mieści się w granicach IV klasy bonitacyjnej. Pola, które uprawiamy, nie są jednak jednorodne. Aby to zobrazować, wystarczy powiedzieć, że na 800 ha mamy około 150 ha gruntów należących do V i VI klasy. III klasy jest bardzo mało. Przeważa IVa i IVb - wyjaśnia Darmach, zwracając uwagę na bardzo dużą mozaikowatość. - Nie ma równych pól. Kawałki o powierzchni 20 ha mają praktycznie wszystkie rodzaje gleb - dodaje.
W ostatnich latach województwo lubuskie mocno dotknęła klęska suszy. Spadek plonów w gospodarstwie Remigiusza Darmacha to nie wszystko.
- Z konieczności musieliśmy także zdecydować się na uprawę bezorkową. W obecnych warunkach, uprawa płużna jest niemożliwa, bo jest tak sucho i twardo, że nie można tego zrobić prawidłowo - mówi 67-latek zaznaczając, że w parku maszyn posiada specjalne kultywatory do takiej uprawy, które spulchniają glebę na głębokość nawet 30 cm. - Korzystamy z nich jednak tylko w wyjątkowych wypadkach - takich jakie występują teraz. Typową, podstawową uprawą pozostaje uprawa płużna - wyjaśnia rolnik.
Gospodarstwo, a właściwie - oficjalnie Zakład Rolny w Sieńsku to jednak nie tylko produkcja roślinna. Równie ważną jego częścią jest produkcja zwierzęca. W popgeerowskiej oborze, która z systemu uwięziowego została przerobiona na wolnostanowiskowy, utrzymywane jest 120 krów mlecznych rasy holsztyńsko-fryzyjskiej. Zwierzęta średnio przebywają w stadzie przez około 4 laktacje, osiągając wydajność na poziomie około 9 tys. litrów.
- Nie interesuje mnie specjalna walka o jak najwyższe wydajności, ponieważ przez to dochodzą problemy ze zdrowotnością i spada średnia długość życia zwierząt. Wydajność, którą uzyskujemy obecnie, jest według mnie wystarczająca - mówi Remigiusz Darmach.
Zwierzęta utrzymywane są na płytkiej ściółce, a aby polepszyć mikroklimat w starym - niskim budynku, zamontowany został szereg wentylatorów.
- Obora ta mogłaby pomieścić nawet więcej zwierząt, ale wolę jak krowy mają więcej miejsca i nie żyją w specjalnym ścisku. Dobrostan jest bardzo ważny
- przyznaje Darmach, który kryje mlecznice nasieniem seksowanym, tak aby mieć wystarczającą ilość jałówek na odbudowę stada. Jeżeli urodzi się byczek, jest on sprzedawany po mniej więcej miesiącu. W stadzie, które z młodzieżą liczy sobie około 240 sztuk, jest także miejsce dla buhaja.
- Mamy go w odwodzie dla bardziej problematycznych sztuk - przyznaje rolnik.
Cielęta są odchowywane w igloo na świeżym powietrzu, a następnie przechodzą do dwóch kolejnych budynków dla młodzieży, z których jeden posiada również wybieg na wolnym powietrzu.
Obsługa tak dużego areału i stada zwierząt wymaga również dużej ilości sprzętu. W sumie Remigiusz Daramch posiada w swoim parku maszyn aż 17 ciągników rolniczych. Zdecydowanie dominuje wśród nich marka Valtra, która jest uzupełniana przez Fendta i New Hollanda.
- Posiadamy tak dużą ilość ciągników, ponieważ każdy z nich jest przewidziany do konkretnych prac. Dzięki temu oszczędzamy czas i nie mamy problemu z ewentualnymi awariami - mówi Darmach.
Wyjaśnia, że zdecydował się na markę Valtra, gdyż był zadowolony z stosunku jakości do ceny.
- Muszę jednak przyznać, że w miarę wzbogacania się gospodarstwa, w momencie, w którym możemy sobie pozwolić na inwestycje, staramy się uzupełniać park maszyn Fendtem. Jest to wiodąca marka z wyższej półki. Z czasem trzeba docenić komfort pracy - przyznaje 67-latek wracając pamięcią do czasów, w których korzystało się w gospodarstwie z Ursusów. - One także dawały radę, ale nikt nie chciał w nich pracować na dłuższą metę dłużej niż 8 godzin dziennie. Dzisiaj pracownik, który jeździ w nowym sprzęcie, czasami nie chce zjeżdżać z pola, bo w domu ma gorzej niż w pracy. Na 17 ciągników mamy tylko 4 operatorów i jest to wystarczające - mówi Darmach.
Poza ciągnikami, w parku jest także miejsce dla dwóch kombajnów zbożowych (Claas Lexion i New Holland) oraz ładowarki teleskopowej Manitou.
- Gospodarstwo jako takie już mi się znudziło. Jestem rutyniarzem - mówi jednak Remigiusz Darmach. Dlatego też w 2013 roku przyszedł czas na kolejną dużą inwestycję - biogazownię. - Na taką innowację zdecydowałem się jako jeden z pierwszych w Polsce. Biogazownia potrzebuje ciągłej opieki, tak jak żywy organizm. Trzeba o nią dbać i jest to bardzo zobowiązujące - przyznaje rolnik.
Budowa obiektu trwała łącznie 4 lata. Oficjalnie został on ukończony w 2017 roku.
- Obsługi trzeba było uczyć się mniej więcej pół roku. Są jeszcze takie zdarzenia, które nie miały miejsca przez czas użytkowania, ale może do nich dojść i trzeba mieć na to gotowe rozwiązanie, żeby ewentualnie takie problemy rozwiązać - mówi Darmach.
Jego biogazownia ma moc 400 kW, a moc cieplna ze względu na zainstalowany kogenerator, który wykorzystuje też ciepło gazów wydechowych wzrasta do 500 kW. Remigiusz Darmach, aby wykorzystać energię cieplną produkowaną przez biogazownię, wybudował obok niej suszarnię. To jednak nie wszystko. Energii cieplnej wystarcza także na ogrzanie praktycznie całej wioski.
- Można powiedzieć, że Sieńsk jest wioską bezemisyjną. Zimą nie dymi się tutaj z praktycznie żadnego komina - mówi rolnik.
Głównym produktem wytwarzanym przez biogazownię jest jednak energia elektryczna, która w całości jest od Darmacha odkupowana przez firmę Enea.
- Firma jest do tego zobowiązana ustawą. Musi kupić prąd, czy tego chce, czy nie - wyjaśnia 67-latek. Koszt całej budowy wyniósł zgodnie z obliczeniami Remigiusza Darmacha około 5,5-6 milionów złotych. - W obecnych warunkach inwestycja spłaci się w ciągu 8 lat, nie licząc kosztów bezpośrednich w postaci surowców, którymi są w moim przypadku: kiszonka z kukurydzy i obornik od krów. Nie mam żadnej gwarancji działania całego zestawu, ale firma obsługująca obiecuje, że będzie to co najmniej 15 lat - przyznaje
Darmach. 67-latek zauważa, że procesy zachodzące w biogazowni są tak naprawdę podobne, jak w żwaczu krów.
- Właśnie dlatego jest biogazownia. Jest ona przyjazna środowisku, ale to także miejsce, w którym mogę coś odkryć, poprawić, zaangażować się - kończy Remigiusz Darmach.
ZOBACZ TAKŻE: Czy biogazownie śmierdzą?
- 1/4
- następne zdjęcie