250 ha, usługi rolnicze i sprzedaż nawozów (VIDEO)
Mateusz Garbatowski, rolnik z miejscowości Michalcza w powiecie gnieźnieńskim (Wielkopolska), gospodaruje na ok. 250 ha. Sieje m.in. pszenicę ozimą, rzepak, buraki cukrowe, słonecznik i ogórki. Zajmuje się również świadczeniem usług rolniczych i sprzedażą środków do produkcji rolniczej, m.in. nawozów.
Mateusz Garbatowski w tym roku kończy 36 lat. - Prowadzę gospodarstwo już połowę swojego życia. Gdy skończyłem 18 lat, ojciec przepisał mi pierwsze hektary. Skorzystałem wówczas też z premii dla młodego rolnika. To było pierwsze rozdanie. Otrzymałem wtedy 50 tys. zł - opowiada rolnik. Pieniądze z tej puli zostały przeznaczone na częściowe sfinansowanie zakupu ciągnika marki Belarus. - Ten traktor jest z nami do dzisiaj - wspomina nasz rozmówca. Pan Mateusz nadal gospodaruje z ojcem. - Zaczynaliśmy od 33 ha. Dość intensywny wzrost areału nastąpił 2 lata temu. Udało mi się wówczas wydzierżawić na korzystnych warunkach ok. 200 ha. Teraz uprawiamy w sumie ok. 250 ha - tłumaczy farmer. W gospodarstwie dominują słabsze gleby. - Największym problemem są u nas jednak duże mozaiki, bo praktycznie na każdym polu są ziemie od III do V klasy bonitacyjnej - mówi rolnik. Najwięcej hektarów w gospodarstwie zajmuje pszenica ozima. - Siejemy jej 90 ha. Mamy też: 45 ha rzepaku, 20 ha żyta hybrydowego, 10 ha pszenżyta ozimego, 10 ha jęczmienia ozimego, 36 ha buraków cukrowych i 6 ha ogórków gruntowych. W tym roku zasiejemy też 40 ha słonecznika - wymienia farmer. Inwentarza w gospodarstwie nie ma. - Kiedyś jednak był. Zajmowaliśmy się hodowlą świń na głębokiej ściółce. Od 22 lat już tego nie robimy. Nie mamy ani jednej sztuki. Zajmujemy się tylko produkcją roślinną - zaznacza nasz rozmówca. Wspomina o tym, czym podyktowana była decyzja o rezygnacji z inwentarza.
- Odstraszyła nas cena, która był na przełomie wieków. Woleliśmy postawić na produkcję warzyw. Ok. 2000 r. uprawialiśmy dość dużo cebuli, ziemniaków. Ogórki "weszły" trochę później i z nami - w przeciwieństwie do cebuli i ziemniaków - zostały opowiada pan Mateusz.
Ogórki
Panowie Garbatowscy uprawą ogórków zajmują się od prawie 15 lat.
- Jesteśmy członkami grupy producenckiej. Ogórki trafiają do naszego magazynu w Kłecku. Tam są sortowane i pakowane w takie pojemniki, jakich życzy sobie nasz odbiorca. Wysyłamy je do Niemiec, do Czech, a także do polskich przetwórni - tłumaczy rolnik.
Uprawa ogórków w gospodarstwie prowadzona jest w systemie niemieckim na folii mulczującej z wężami kroplującymi. Nawozy podawane są przez ferdygację - czyli razem z wodą. - Zbiór z kolei odbywa się częściowo w sposób mechaniczny na tzw. samolotach, na których leżą osoby zrywające warzywa - mówi pan Mateusz. Podkreśla jednocześnie, że takie rozwiązanie zdaje egzamin. Do pracy przy zbiorze zatrudniani są głównie pracownicy z Ukrainy. - Mamy 18-metrowy "samolot", na który wchodzi 20 osób - wyjaśnia nasz rozmówca.
Rolnik wspomina również o kwestii finansowej. - Mimo że w stosunku do całości gospodarstwa powierzchnia ogórków jest niewielka, to jednak stanowi bardzo ważny procent naszych dochodów - podkreśla gospodarz. - Tej uprawy przez najbliższe lata na pewno nie zostawimy - dodaje.
Słonecznik
W tym roku na polach pana Mateusza po raz pierwszy będzie rósł słonecznik.
- Dlaczego? Do jego uprawy skłoniło mnie przede wszystkim to, że mam bardzo duże straty po zwierzynie łownej, głównie: jeleniach, danielach i sarnach. Mimo tego że kukurydza pozwoliła mi przez ostatnie lata zarobić pieniądze, musiałem z niej zrezygnować, bo był bardzo duży problem w uprawie następczej. Zwierzyna ryła w niej w poszukiwaniu resztek kukurydzy. Właśnie dlatego na niektórych polach zamiast kukurydzy musiałem wprowadzić słonecznik - tłumaczy gospodarz.
Na tym nie kończy. - Na słoneczniku, potencjalnie, mniej zarobię niż na kukurydzy, ale na pewno nie stracę w uprawie następczej - zaznacza rolnik. Wspomina przy tym o innych działaniach, jakie podejmował, by odstraszyć ze swych pól dzikie zwierzęta. - Zaczynałem od armatek gazowych. Niestety mieszkańcy okoliczni ich nie akceptują, bo hałasują. Jeden taki zestaw ukradziono mi nawet z pola. Teraz kupiłem urządzenie do odstraszania, które wydaje różne dzięki - od drapieżników przez spłoszoną zwierzynę. To też do końca nie spełnia moich oczekiwań. Nadal ta zwierzyna się pojawia - opowiada pan Mateusz. W związku z tym rolnik skłania się ku temu, aby ogrodzić pola.
- Wiem, że to będzie bardzo duży wydatek, ale to będzie wydatek, który się najszybciej zwróci - uważa farmer. - Niestety - koła łowieckie nie pokrywają tych strat, które zwierzyna łowna wyrządza. Wspomniane starty tymczasem sięgają rocznie kilkuset tysięcy złotych - dopowiada.
Oziminy - zboża i rzepaki
Rolnik uważa, że oziminy - zarówno zboża, jak i rzepaki - tej wiosny nie prezentują się najlepiej (stan na dzień 31 marca, wówczas spotkaliśmy się z panem Mateuszem).
- Niestety wyglądają słabo, dlatego że od momentu posiania nawozów - od początku marca, właściwie nie popadało, a sami dobrze wiemy, że aby nawozy zaczęły działać od 6 do 8 l deszczu, żeby to, co ważne zostało wpłukane do strefy korzeniowej, żeby ta roślina była to w stanie pobrać. Poza tym te temperatury, które teraz mamy, te nocne przymrozki powodują to, że te rośliny, jak mówiłem wcześniej, wyglądają słabo - tłumaczy farmer i dodaje: - Czekamy naprawdę wszyscy za deszczem. Mam nadzieję, że się wkrótce pojawi - tym bardziej, że rzepak został zasilony całkowicie azotem, natomiast na zboża teraz wysiewamy drugą dawkę, żeby trafić przed tym deszczem i żeby była nadzieja, że rośliny to pobiorą.
Burak cukrowy
W gospodarstwie trwają zasiewy buraka cukrowego. - Jest naprawdę sucho. Tak sucho już dawno nie było. W trakcie przejazdu siewnika kurzy się tak, jakby to był maj, a nie marzec - stwierdza rolnik. Nasiona zostały umieszczone w glebie na głębokości 2,5 cm. - Tam ta wilgoć mimo wszystko jest. Siewnik, który mamy, powoduje, że nasionko jest dogniecione i następuje podsiąkanie tej wilgoci. Brakuje jednak temperatury, żeby to kiełkowanie przebiegało w prawidłowy sposób - tłumaczy pan Mateusz.
Rolnik sieje buraki - na swoich polach i usługowo - siewnikiem 12-rzędowym. - Jest on dosyć wydajny. Dziennie zasiewamy od 30 do 50 ha - w zależności od wielkości i rozmieszczenia pól - z możliwością robienia ścieżek. Początkowo wielu rolników było do tego sceptycznie nastawionych, bo myśleli, że te ścieżki w tych burakach są niepotrzebne, ale kiedy spróbowali, bo to bardzo ułatwia pracę - nie trzeba wysiadać z ciągnika, nie trzeba liczyć tych rządków - tłumaczy pan Mateusz.
Park maszynowy
W gospodarstwie dominują cięgniki marki Fendt (najmocniejszy o mocy 360 kM). Poza nimi rolnik posiada też: New Hollanda, Massey'a Ferguson'a, Belarusa i Ursusa C360-3P - w przedziale od 40 do 220 kM.
- Wszystkie ciągniki (poza Ursusem i Belarusem - przyp.red.), które mamy są na przekładniach bezstopniowych, dają nam nie tylko wygodę, ale również odpowiednie wykorzystanie sprzętu. Wszystkie wyposażone są też w GPS i automatyczne kierowanie, także w rozłączanie sekcji, dzięki czemu oszczędzamy materiał siewny (nie ma nakładek) - opowiada rolnik.
Park maszynowy składa się z kolei m.in.: z siewnika do kukurydzy, siewnika do buraków, talerzówek, agregatu uprawowego oraz głębosza.
Wymienione ciągniki i maszyny - z racji tego, że pan Mateusz zajmuje się świadczeniem usług - pracują na jego polach i polach okolicznych rolników. - Zaczynaliśmy 6 lat temu od siewnika punktowego kukurydzy i do buraków - wspomina gospodarz. - Dzięki temu, że prowadzimy usługi możemy sobie pozwolić na większy sprzęt - najnowocześniejszy, jaki jest na rynku, a zarazem bardzo wydajny - przyznaje farmer.
Park maszynowy rolnika wkrótce wzbogaci się o kombajn zbożowy Class Trion z systemem mapowania plonu. - Wszystko po to, żeby jeszcze bardziej podnieść poziom tych naszych usług, żeby dostarczyć rolnikom dokładne informacje o tym, w jakim miejscu danego pola te rośliny plonują i przejść na system rolnictwa precyzyjnego, które w moim gospodarstwie jest coraz bardziej wdrażane - zaznacza nasz rozmówca. Kombajn został zamówiony w grudniu ubiegłego roku. - To był ostatni dostępny model na żniwa 2022. Mimo wszystko - niestety - nie będę miał go na początek żniw. Powinien się bowiem pojawić na przełomie lipca-sierpnia. Mam nadzieję, że moi koledzy-rolnicy mi tu pomogą z rzepakiem i z jęczmieniem. Resztę zbóż i słonecznik - powinniśmy już zebrać sami - twierdzi pan Mateusz.
Rolnik postawił na siewniki, które nie są do strip-tillu. - Tylko takie, którymi można siać w uprawie uproszczonej albo tradycyjnej, ponieważ większość rolników są to mniejsze i średnie gospodarstwa, które posiadają sprzęt do uprawy i nie do końca płacić po kilkaset złotych za kompleksową usługę - wyjaśnia pan Mateusz. Zwraca również uwagę na nasycenie usług w rejonie. - Samych siewników do buraków cukrowych może będzie ok. 10. Intensywnej pracy nimi jest jednak ok. 3 tygodni. Siejemy wówczas kilkaset hektarów. Pozwala nam to na to, że ten sprzęt się spłaca, bo zamówień mamy dużo - twierdzi gospodarz. Rolnik najbardziej zadowolony jest jednak z siewnika punktowego do kukurydzy - Vaderstad Tempo. - Jest bardzo trwały i tam się nic nie psuje. Ważne jest, żeby maszyna pracowała i się nie psuła, bo - jak stoi - to nie zarabia - podkreśla pan Mateusz. Mówi także o serwisowaniu maszyn.
- Robimy to właściwie sami po okresie gwarancji - ja i moim pracownicy. "W gwarancji" praktycznie nic się - na szczęście - nie dzieje. Po gwarancji coś tam zawsze trzeba naprawić - wymień łożyska, elementy robocze - opowiada gospodarz.
Na jakich usługach można zarobić najwięcej? - Zarobić można - tak naprawdę - na wszystkim. Trzeba to jednak robić dobrze. Jak się to robi dobrze, to ma się klientów, a jak się ma klientów, to się zarabia - i to nieważne, na czym - podkreśla farmer.
Sprzedaż środków do produkcji rolniczej, m.in. nawozów
Oprócz świadczenia usług rolniczych, pan Mateusz zajmuje się też zaopatrywaniem rolników w środki do produkcji: nawozy, środki ochrony roślin i nasiona. - To w skali naszych obrotów stanowi największą wartość. Usługi - mimo wszystko - są małym ułamkiem obrotów - przyznaje nasz rozmówca. Zwraca przy tym uwagę na aktualną sytuację na rynku nawozów. - Te nawozy podrożały praktycznie czterokrotnie od momentu żniw i koszty produkcji wzrosły bardzo mocno. Trudno przewidzieć, jakie będą te kolejne podwyżki. Gdyby pół roku temu powiedział komuś, że saletra będzie kosztowała ponad 4 tys. zł, to usłyszałbym, że zwariowałem. Takie ceny niestety są i jest to przykre, bo to się potem odbije na konsumentach, bo to zboże będzie musiało być droższe, a jak zboże będzie droższe, to reszta też będzie droższa - komentuje pan Mateusz. Na pytania, czy z racji podwyżek rolnicy, rolnicy kupili mniej nawozów, odpowiada z kolei:
- Rolnicy mimo wszystko starali się kupować tyle samo, ewentualnie zostawić coś na przyszły rok. Nie zauważyłem, żeby było kupowane mniej. Może będzie jednak mniej zastosowane - jakaś część zostawiona na przyszły sezon, bo nikt - przy aktualnych wydarzeniach - nie wie, jaka ta cena będzie za pół roku. Może być nawet 6 tys. zł.
Nasz rozmówca, na szczęście, w nawozy dla swojego gospodarstwa zaopatrzył się w lipcu 2021 r. - Dla mnie jest to mega korzyść, bo koszty produkcji zostaną u mnie na poziomie lat poprzednich. To jest brutalne, ale mimo wszystko uda mi się zarobić więcej - przyznaje pan Mateusz. Zwraca przy tym uwagę na inne sprawy z tym związane. - Cieszymy się wysoką ceną rzepaku, choć muru 5 tys. zł za tonę nie przebito. Trzeba jednak mieć na uwadze to, że my za tę cenę kupujemy około tony saletry, a przecież cena rzepaku w żniwa oscylowała w granicach 2,4 tys. zł i wówczas można było kupić za nią 2 tony nawozu - podkreśla nasz rozmówca. - Także nie ma za bardzo co cieszyć się z tych podwyżek - dodaje.
Pan Mateusz zwraca też uwagę na ceny materiału siewnego, gdyż sam prowadzi plantacje nasienne pszenicy ozimej.
- Myślę, że ten materiał siewny dopiero będzie drogi. Do tej pory ceny dobrego materiału siewnego były na poziomie 2,2-2,5 tys. zł/t - w zależności od tego, jaką zaprawą były zaprawione, tak teraz - wydaje mi się - że będzie to w granicach 3 tys. zł - przypuszcza nasz rozmówca.
Jego zdaniem taka sytuacja nie wróży nic dobrego.
- To też jest niekorzystne, bo rolnicy będą się starali na tym materiale siewnym oszczędzać, nie będą tego materiału siewnego wymieniać, a jak nie będą go wymieniać, to ten plon będzie potencjalnie niższy - uważa pan Mateusz.
Czytaj także: