Przez COVID musiał zniszczyć uprawy [VIDEO]
- Złe decyzje ministra zdrowia doprowadziły do tego, że zostałem pozbawiony dochodu - mówi rolnik uprawiający kapustę pekińską. Rozżalonych gospodarzy jest więcej.
Grzegorz Skurski jest rolnikiem od 15 lat. Prowadzi gospodarstwo rolne w woj. świętokrzyskim. Uprawą kapusty pekińskiej zajmuje się od 12 lat. Skontaktował się z nami, ponieważ czuje ogromny żal do rządzących. - Politycy wszędzie głosili, że każdy rolnik, który poniósł straty w wyniku koronawirusa nie pozostanie bez pomocy. Wsparcie jednak dotarło do wąskiej grupy producentów rolnych - stwierdził. Chodzi o pomoc publiczną „COVID-19”, o którą rolnicy mogą ubiegać się do 7 października. W programie ujęto głównie producentów zwierzęcych: bydła, świń, owiec, kóz i drobiu, a także tych, którzy uprawiają rośliny ozdobne w szklarniach i tunelach.
Jego zdaniem to nie jest sprawiedliwe, że z pomocy wykluczono producentów warzyw.
- 15 tys. sztuk rozsady miałem wsadzone i sprzedałem z tego może około 2 tys. sztuk kapusty pekińskiej. Reszty nie udało mi się sprzedać - wyjaśnia. Dlaczego?
- Moja kapusta była sprzedawana do hurtowni, które rozprowadzały ją po domach weselnych czy kebabach, a te miejsca, zgodnie z decyzją ministra rolnictwa, zostały zamknięte. Straciłem klientów i realnie zostałem pozbawiony dochodu - tłumaczy Grzegorz Skurski.
Rolnik przekonuje, że szukał innych nabywców, ale bezskutecznie. - Nie było żadnych szans, by to zbyć. Dzwoniłem do różnych sieciówek. Miała być współpraca z jedną z nich, ale okazało się to fiaskiem. Ogłaszałem się, dzwoniłem do różnych miejsc i nic - zaznacza producent.
W końcu kapusta pekińska w tunelach wykwitła i musiała zostać zniszczona na polu.
- Producentów takich warzyw, jak moje, z roku na rok jest coraz mniej, bo niestety nam się ucina rynki zbytu - stwierdza Grzegorz Skurski.
Przypomina, że w przeciągu ostatnich 10 lat, aż trzy razy poniósł straty z powodu czynników niezależnych od siebie i pogody, a gospodarczo - politycznych. - W 2010 lub 2011 roku borykaliśmy się z E.coli i w ten sposób ponieśliśmy straty, jako producenci warzyw spod osłon. W 2014 roku nałożono na Polskę rosyjskie embargo i tym samym straciliśmy ogromny rynek zbytu. W 2020 roku ogłoszono pandemię. To już trzeci raz kiedy borykamy się z kryzysem i nikt o nas nie pamięta. Wszystkich producentów warzyw nowalijek spod tunelów pomija się w programach pomocowych. Kto je będzie produkował, jeśli my nie będziemy dostawać odszkodowania? Za chwilę okaże się, że jest to za bardzo ryzykowna gałąź produkcji, rolnicy zrezygnują z niej i Polsce pozostanie tylko import - komentuje Grzegosz Skurski.
Rolnik ze Świętokrzyskiego boi się, że krytyczna sytuacja związana z pandemią powtórzy się także w przyszłym roku.
- Nie wiem, czy mam w kolejnym sezonie wysiewać warzywa? Czy minister zdrowia znów nie wprowadzi radykalnych obostrzeń i nie pozamyka wszystkiego? A ewentualne publiczne wsparcie znów mnie nie obejmie? Co my, jako rolnicy, mamy robić?! - zastanawia się Grzegorz Skurski.
Mali producenci wykluczeni z pomocy?
To niejedyny krytyczny głos dotyczący programu pomocowego MRiRW, który realizuje ARiMR. Wykluczeni czują się także producenci trzody chlewnej posiadający małe stada. Wśród nich jest Jacek Wojciechowski.
- My jesteśmy gorsi? Widzimy, że jest podział na rolników na lepszych i gorszych, bo jedni mają więcej a drudzy mniej. Rozmawiałem z wieloma znajomymi rolnikami i oni, tak jak ja, nie dostaną nic, więc co za pomoc przyznają, skoro wielu pominięto? - zastawia się hodowca świń.
Jacek Wojciechowski wyjaśnia, że nie zakwalifikował się do pomocy, ponieważ nie spełnił warunku zgłoszenia urodzenia się w gospodarstwie 21 świń w okresie od 1 listopada do 31 maja. W tym okresie w jego chlewni przybyło mniej sztuk trzody chlewnej.
- Ale przecież jestem producentem, produkuje świnie, więc dlaczego mnie wykluczono? W podobnej sytuacji jest wielu innych moich kolegów. Czy miałem 5, 10 czy 15 sztuk tak samo pomoc powinna być przyznana. Mój stan od 1 listopada do 31 maja wynosił 19 sztuk. Nie wiem dlaczego rząd zrobił taką segregację na mniejszych i większych - komentuje Jacek Wojciechowski.