Protest rolników w mleczarni w Gostyniu
Ponad 100 rolników zjawiło się dziś rano w Spółdzielni Mleczarskiej w Gostyniu.
Jak podaje portal gostynska.pl gospodarze zażądali spotkania z prezesem zarządu Spółdzielni Mleczarskiej w Gostyniu Grzegorzem Grzeszkowiakiem. Zebranie miało miejsce w sali stołówki znajdującej się przy spółdzielni. Rolnicy chcieli dowiedzieć się więcej o decyzji w sprawie wyprowadzenia transportu mleka na zewnątrz - zlecenia go wynajętej firmie. Tymczasem prezes zaprzecza, że coś takiego się dzieje. Dyskusja była burzliwa. Spotkanie jest pokłosiem afery, jaka we wrześniu wybuchła w Spółdzielni Mleczarskiej w Gostyniu a dotyczyła dolewania wody do mleka.
Jak podała gostyńska.pl właściwie nie było wiadomo, kto zorganizował spotkanie i jaki miało mieć charakter. Rolnicy - udziałowcy gostyńskiej spółdzielni zarzekali się, że o zebraniu dowiedzieli się „pocztą pantoflową” lub przez telefon - z ust do ust. Przyszli pod budynek gostyńskiej „mleczarni” i zażądali spotkania z prezesem zarządu. Najprawdopodobniej zrobili to kierowcy, którzy od rana nie wyjechali po mleko do dostawców. Przyszli na spotkanie, nie powiadomili jednak o tym Grzegorza Grzeszkowiaka.
- Jeśli ktoś za tym stoi, organizuje, to niech ma odwagę przyjść do mnie i mnie poprosić. Wiedziałem tylko z informacji internetowych, że coś się szykuje. Nie zadzwonił do mnie przewodniczący rady nadzorczej, nikt. Stałem w oknie budynku, patrzyłem, jak uśmiechnięci, rozbawieni rolnicy dyskutowali pod budynkiem - opowiedział prezes, który wyszedł na zewnątrz i otworzył protestującym salę przyzakładowej stołówki. Na początku zebrania pytał, jak ma być traktowane: czy to jest strajk, bunt, protest? Wśród obecnych szukał organizatora.
Nikt się nie zgłaszał, dlatego wstał Andrzej Kubiak, przewodniczący rady nadzorczej spółdzielni. Przyznał, że jest to spontaniczne spotkanie, na którym udziałowcy spółdzielni chcą wyrazić sprzeciw działaniom, związanym z wyprowadzeniem transportu mleka na zewnątrz.
- Zostało to zorganizowane spontanicznie, pomysł nie wyszedł ani od przewodniczącego rady nadzorczej, ani od członków rady. Zebranie zwołaliśmy po informacji o tym, że bez zgody, bez konsultacji ma być wyprowadzony na zewnątrz transport własny mleka, że ma być wycofany z zakładu - mówił Andrzej Kubiak.
Grzegorz Grzeszkowiak wydawał się zdziwiony wiadomościami. Zaprzeczył doniesieniom o tym, że firma z zewnątrz miałaby odbierać mleko od rolników i przywozić je do zakładu. - Dlaczego transport ma być wycofany? Ale to rada o tym decyduje, nie ja - powiedział. Prezes kilka razy w trakcie spotkania podkreślał, że na razie transportu nikt nie ma zamiaru zmieniać, przeorganizowywać. - To nie jest mój pomysł, zarząd nie ma takich uprawnień, aby zmienić strukturę organizacyjną spółdzielni. Od tego jest rada nadzorcza - mówił Grzegorz Grzeszkowiak.
Wrócił do wydarzeń z połowy września, kiedy na teren Spółdzielni Mleczarskiej w Gostyniu weszli funkcjonariusze z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu i pracownicy prokuratury okręgowej. Prezes zakładu, wymachując teczkami ze skopiowanymi aktami „afery mleczarskiej”, zdradzał szczegóły śledztwa, „sypiąc” przy tym nazwiskami zamieszanych w to pracowników zakładu, kierowców, pracowników firmy ochroniarskiej. Przyznał, że zdaje sobie sprawę, iż zatrzymani i przesłuchiwani w zeznaniach mogli „sypać” świadomie, toteż nie do końca może być prawdą to, co mówili. - Ale z tych dokumentów wynika, że jeden z naszych dostawców oszukiwał spółdzielnię na 160 litrów codziennie. Akurat ten delikwent odmówił składania zeznań. Co z tymi rolnikami, którzy byli przesłuchiwani i według informacji prokuratury przyznali się do winy? - zastanawiał się Grzeszkowiak. Zdradził - z informacji wyczytanych w katach - że do spuszczania mleka używano zwykłego sielonego kubła na śmieci.
Kierowcy dopytywali, dlaczego kilka samochodów, dowożących mleko do zakładu jest niezalegalizowanych? Dowiedzieli się, ze zarząd zlecił firmie z zewnątrz przegląd aparatury.
- Chodziło o sprawdzenie zbędnych rzeczy, które należy wyeliminować. Ale też o zastąpienie ich innymi rozwiązaniami, które uniemożliwią dotychczasowe praktyki. Przegląd dotyczył całości urządzenia gdzie się ingerowało w ustawienia. Samochody pozwalały, aby na 2, 3 godziny ustawić go właściwie Po to mieliśmy czas, aby zminimalizować różnicę. Po tym fakcie zleciliśmy potrzebę zalegalizowania pojazdów. Wniosek jest złożony, w listopadzie przyjedzie urząd legalizacyjny, a na pojazdach zostaną założone plomby - usłyszeli od pracownika spółdzielni mleczarskiej.